Wyspy Owcze błyskawicznie poradziły sobie z pandemią COVID-19. Pierwszy przypadek zakażenia SARS-CoV-2 odnotowano 4 marca, a ostatni - 23 kwietnia. Piłkarska liga ruszyła już na początku maja i od pierwszego spotkania na mecze wpuszczani byli kibice. Więcej TUTAJ.
Michał Przybylski żyje na Wyspach Owczych niemal od urodzenia i spędził tam prawie całe życie. Do Polski wrócił na krótko, wiosną 2018 roku, by grać w Widzewie Łódź. W rozmowie z WP SportoweFakty opowiada o życiu w tym kraju i o lidze, która profesjonalizuje się w tempie szybszym, niż widać to z Polski.
Marcin Michalski: Jak na archipelagu wygląda sytuacja z koronawirusem?
Michał Przybylski: Obecnie na Wyspach nie ma przypadków koronawirusa i wszyscy żyją tak samo jak przed pandemią. Przetestowano niemal połowę z 52-tysięcznej populacji archipelagu. Od początku do teraz było w sumie mniej niż dwieście przypadków w całym kraju, na szczęście nikt nie zmarł.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarze z A klasy mogą się poczuć jak w Ekstraklasie. Nowa szatnia robi wrażenie!
W kwietniu, przed startem ligi, dostaliście od krajowej federacji piłkarskiej ścisłe wytyczne dotyczące bezpieczeństwa w trakcie meczów. To już nie obowiązuje?
Dezynfekcja piłek obowiązywała może przez tydzień. Ręce w szatni też zaczęliśmy podawać sobie dość szybko. Z pluciem na boisku nie słyszałem, by było zabronione, nikt tego nie egzekwował. Na meczach prawie wszystko wygląda już normalnie, nie ma jedynie przybijania piątek z rywalami przed meczem, ale to w sumie dziwne, bo po meczu podajemy sobie ręce już normalnie. Przez pierwsze tygodnie ligi byliśmy czujni i ostrożni, ale odkąd na Wyspach nie ma wirusa, czyli już drugi miesiąc, wszystko wygląda jak dawniej. Zobaczymy jak długo się ten stan utrzyma.
Czy jako drużyna byliście przed sezonem testowani w kierunku COVID-19?
Nie. Tylko ci, którzy czuli się gorzej szli na indywidualne testy, ale to było chyba maksymalnie czterech chłopaków. Jeden nasz zawodnik był w kwarantannie, bo w jego firmie było dużo przypadków zakażeń i wysłali prawie wszystkich. Chłopak pracuje w przemyśle stoczniowym.
Przed startem sezonu prawa do transmisji meczów ligi Wysp Owczych kupiła telewizja norweska. Zakontraktowali emisję z pierwszych 12 kolejek i jesteśmy właśnie po dwunastej serii. Czy zamierzają transmitować dalej?
Myślę, że kontynuacji już raczej nie będzie. Na początku Norwegowie podeszli do sprawy bardzo profesjonalnie. Mieli studio na żywo, fajną otoczkę i sporą oglądalność. Z każdą kolejką zainteresowanie słabło, odwrotnie do poziomu meczów naszej ligi. Ale wiadomo, ruszyły rozgrywki w innych krajach i farerska piłka nie jest już tak atrakcyjna na ich tle.
Za panem setny mecz w ekstraklasie Wysp Owczych. W skrócie meczowym w lokalnej telewizji komentator bardzo często wymieniał pana nazwisko, przekręcając je tradycyjnie na "Prylbylski". Na ile w farerskim światku piłkarskim zauważono pana jubileusz?
Tak się złożyło, że niedzielny mecz wyszedł mi całkiem dobrze, więc tuż po nim zostałem zaproszony do wypowiedzi na żywo dla krajowej stacji radiowej. Reporter przypomniał, że to mój setny mecz, czym mnie zaskoczył, bo wydawało mi się, że mecz numer sto zaliczyłem tydzień wcześniej, tylko po prostu dla nikogo nie było to istotne. Zrobiło mi się miło, że dziennikarze pamiętali. Udzieliłem też wywiadu wideo dla portalu sportowego roysni.fo.
W języku farerskim?
Jak najbardziej. Mówię płynnie po farersku, tak samo jak po polsku.
W niedzielnym meczu z KI Klaksvik, aktualnym mistrzem kraju, strzelił pan dwa gole, ale zszedł z boiska z urazem pachwiny. Ma pan teraz więcej powodów do radości czy do zmartwień?
Pachwina dokucza mi od paru tygodni, dlatego w ostatnim miesiącu grałem mniej. Mamy teraz krótką przerwę, dostaliśmy cztery dni wolnego, odpoczywam. Przed nami bardzo ważny mecz z lokalnym rywalem, HB Tórshavn i chciałbym, by wszystko wkrótce było już dobrze. Derby odbędą się 23 lipca.
Jak wygląda opieka lekarska dla piłkarzy na Wyspach?
Możemy liczyć na pełne wsparcie medyczne. Mamy w klubie swojego lekarza i fizjoterapeutkę. Systematycznie nas odwiedzają, ale możemy też w każdej chwili do nich zadzwonić, kiedy dzieje się coś ze zdrowiem. Każdy klub z czołówki współpracuje z jakąś kliniką. Na Wyspach pracuje świetny specjalista, Pero Sore z Chorwacji, do którego przylatują czasem na zabiegi zawodnicy z kontynentu - w zeszłym roku choćby Jores Okore, który ma za sobą grę w Aston Villi. Pero zna specjalistów z całej Europy, więc jeśli nie jest w stanie wyleczyć kogoś na miejscu, wie do kogo przekierować. Przez 10 lat był lekarzem tutejszej reprezentacji.
Problem miałem jeden raz. Na rezonans magnetyczny trzeba czekać u nas czasem miesiąc. W takich przypadkach kluby wysyłają zawodników do Danii. Rok temu spotkało to mnie i Łukasza Cieślewicza - działacze B36 opłacili nam bilety lotnicze, żebyśmy przebadali się w Kopenhadze. Rano wylecieliśmy z Wysp, koło południa mieliśmy konsultację w klinice na stadionie FC Kopenhaga i przed wieczorem byliśmy z powrotem na archipelagu, z wynikami w ręku.
W tegorocznym sezonie w walce o mistrza liczą się cztery drużyny: pana B36 Tórshavn, lokalny rywal HB, ponadto NSI Runavík i aktualny mistrz KI Klaksvík. KI od dwóch sezonów jest mocne i porażki przytrafiają im się bardzo rzadko, a tymczasem rozbiliście ich 6:2. Co się stało w tym meczu?
W środę grali 120-minutowe zawody w krajowym pucharze, gdzie odpadli po karnych z HB. Nie zagrał z nami ich lewy obrońca Isak Simonsen, jeden z dwóch najlepszych w swoim fachu na Wyspach. To zresztą taki obrońca-rozgrywający, bo KI gra dużo na wrzutki, a Isak ma świetną, precyzyjną lewą nogę i dorzuca kumplom z ofensywy idealne piłki. W jego miejsce grał niedoświadczony młodzieżowiec, który nie udźwignął tego meczu. Inaczej niż zwykle zagrali też na rozegraniu i to był ich drugi nieudany eksperyment. My z kolei trafiliśmy na nasz dobry dzień. Wychodziło nam dużo rzeczy, zbieraliśmy pierwsze i drugie piłki, dopisywało nam szczęście. No i byliśmy zmotywowani, bo w przypadku straty punktów nasza sytuacja w walce o mistrzostwo mocno by się zagmatwała.
Na facebookowej stronie "Piłka nożna na Wyspach Owczych" internauci w komentarzach życzą panu tytułu króla strzelców. Po 12 kolejkach ma pan 8 goli, więcej - 10 - ma tylko Uros Stojanov z IF. Gdy myśli pan o swoich szansach na króla, to czuje pan raczej presję czy mobilizację?
Nie czuję żadnej presji na tytuł króla. Ani ja, ani nasz trener, ani nikt z ekspertów nie oczekiwał, że będę się liczył w tym temacie. W naszej drużynie jest co najmniej dwóch, trzech zawodników, którzy mają bardziej ofensywny styl gry i to od nich oczekuje się strzelania goli. Ja realizuję nieco inne założenia taktyczne. Na pewno fajnie, że bramki wpadają, bo są ważne dla drużyny i miło mieć dobre statystyki - przecież na to zwracają głównie uwagę kibice. Chciałbym strzelać jak najwięcej, ale nie jest to absolutnie mój główny cel.
Debiutował pan w ekstraklasie Wysp Owczych ponad 6 lat temu, jako 16-latek, wówczas w barwach NSI Runavík. Czym różni się Michał dzisiejszy od ówczesnego?
Widzę dużą różnicę w kilogramach i w przygotowaniu atletycznym. Znalazłem swoją pozycję na boisku. Wtedy bywało, że zmieniałem ją co mecz, bo w sumie byłem i jestem zawodnikiem, który może grać na wielu różnych pozycjach. Najlepiej czuję się jako ofensywny pomocnik. Znam lepiej swoje atuty i lepiej wiem, jak je wykorzystać.
W lidze Wysp Owczych gra kilku piłkarzy, którzy próbowali swoich sił w Polsce, podobnie jak pan. Boris Dosljak z KI grał w Widzewie, w IF broni Milos Budaković z Olimpii Elbląg i Cracovii, a w defensywie TB jest weteran Ndende Adama Gueye z Senegalu, który dawno temu trenował z Górnikiem Zabrze. Rozmawiałeś z nimi kiedyś o różnicach między piłką nad Wisłą i na Wyspach?
Nie miałem okazji. Pobyt w Widzewie bardzo dużo mnie nauczył, choć zdecydowanie więcej życiowo niż piłkarsko. Bardziej poznałem się na ludziach niż na polskiej piłce jako grze. W porównaniu do Wysp, trenerzy wchodzili mocniej w szczegóły - ustawienia do asekuracji, kwestie motoryki, niuanse dotyczące gry bez piłki. Te rzeczy przydają mi się, bo na Wyspach podchodzi się do nich z mniejszą uwagą.
Trudność sprawiły mi kwestie mentalne i dotyczące relacji międzyludzkich. Na Wyspach te relacje są bliższe i bardziej luźne. Trener cieszy się szacunkiem, ale działa to bardziej po partnersku. Wiem, że mogę do niego w każdej chwili zadzwonić albo wpaść na kawę i jak mam jakiś problem albo nawet inny pomysł na grę, to trener - nawet jeśli miałby się ze mną kompletnie nie zgodzić - zawsze znajdzie czas, żeby mnie wysłuchać. Okazało się też, że w polskiej piłce jest dużo więcej układów niż u nas. Wiele spraw pozostaje niewypowiedzianych i poza twoim wpływem. Ale też być może byłem za krótko w Polsce, by porównywać.
Potężni w tym sezonie wydają się wasi lokalni rywale. HB Tórshavn zbiera punkty i jest liderem pomimo kontuzji swojego atutowego asa, Adriana Justinussena. Jaki macie sposób, by ich ograć?
HB trenuje w tym sezonie szkoleniowiec z duńskiej ekstraklasy, który wprowadził tu całkowicie nowy styl. Tegoroczne HB to najlepsza drużyna jaka kiedykolwiek grała w lokalnej lidze. Bez Adriana idzie im o dziwo równie dobrze. Nie muszą ustawiać taktyki pod jednego zawodnika, mają dużo więcej wariantów.
W maju Adrian strzelił w 8 minut 3 bramki bezpośrednio z rzutów wolnych - mówi się, że to rekord świata. Śmiejemy się, że grając przeciwko niemu należy unikać jakichkolwiek fauli na naszej połowie, bo dla niego to szansa niemal jak rzut karny, niezależnie od sektora boiska. To jest w sumie niemożliwe, jak mu wpadają te wszystkie strzały. HB ma teraz dużo kontuzji, ale i tak wygrywają. Gdy wszyscy wyzdrowieją, będą jeszcze mocniejsi. Z drugiej strony - wiemy już czego się po nich spodziewać.
Wkrótce start europejskich pucharów. Rozmawiacie w gronie zespołu o tych rozgrywkach? Jak to będzie z podróżami, na kogo chcielibyście trafić, a kogo uniknąć?
W tym roku nie będzie rewanżów. Pierwszy mecz chcielibyśmy zagrać u siebie z drużyną z San Marino, Andory lub Gibraltaru. Absolutnie nie z Kosowa. Jeśli uda się awansować, bardzo chciałbym w drugiej rundzie zagrać na wyjeździe. To jest zawsze wspaniałe przeżycie - wylatujemy niemal tydzień przed meczem, jest aklimatyzacja, mini-zgrupowanie, piłkarska przygoda.
Ostatnio na Wyspach Owczych na trzecim poziomie rozgrywkowym hat-trick w 13 minut strzelił 50-latek, a w krajowym pucharze zagrał facet mający 61 lat, który poza zabawą w futbol bierze także udział w zawodach wioślarskich. Czym jeszcze zaskoczy nas piłkarski świat Wysp Owczych?
O więcej tego typu niespodzianek będzie trudno, ale mam nadzieję, że drużynom z Wysp Owczych uda się zaskoczyć wynikami w europejskich pucharach i w Lidze Narodów.
No właśnie, jeśli sytuacja epidemiczna pozwoli, bardzo pracowita jesień czeka farerską reprezentację. Sześć meczów w Lidze Narodów, do tego wyjazdowe gry towarzyskie z Danią i Litwą. Na jakie nowe twarze w kadrze powinniśmy zwrócić szczególną uwagę?
Bardzo duży potencjał i propozycje z poważnych klubów ma Petur Knudsen. 22 lata, szybki, skuteczny i inteligentny zawodnik – myślę, że przyszłość należy do niego. Petur jest synem Jensa Martina Knudsena, czyli bramkarza reprezentacji, który zasłynął w latach 90. z międzynarodowych występów w czapce z pomponem. Dziś Jens Martin jest trenerem, a w krajowej ekstraklasie gra jego dwóch synów. Jeśli Petur stanie się filarem kadry narodowej, historia rodziny Knudsenów zatoczy koło.
Marcin Michalski to współautor książki pt. "81:1. Opowieści z Wysp Owczych" - zbioru reportaży z Wysp Owczych - i portalu wyspy-owcze.pl.
Czytaj również -> Wyspy owcze: futbol, deszcz i rzeź grindwali