Stanley Robinson zmarł w swojej rodzinnej rezydencji w Birmingham w stanie Alabama. Miał zaledwie 32 lata. W czasach studenckich był jedną z gwiazd drużyny Uniwersytetu w Connecticut. Zagrał w 103 meczach i osiągał średnio 9,8 punktu i ponad 6 zbiórek na mecz.
CBS podaje, że przyczyna śmierci Robinsona nie jest znana. Jak informuje zastępca koronera hrabstwa Jefferson - Bill Yates - Robinson został znaleziony we wtorkowy wieczór w swoim domu. Członek jego rodziny zgłosił, że były koszykarz nie daje oznak życia. Przybyły na miejsce lekarz potwierdził zgon mężczyzny.
Robinson był jednym z czołowych graczy akademickiej drużyny. Zdobył dla niej 1231 punktów. Sprawą jego śmierci zajęła się policja, która prowadzi śledztwo. Nic nie wskazuje jednak, że do tragicznego wydarzenia przyczyniły się osoby trzecie.
Oficjalna przyczyna śmierci ma być znana po przeprowadzeniu sekcji zwłok i analizy toksykologicznej. - Jestem naprawdę załamany. To był ofiarny i opiekuńczy facet. Był wrażliwą osobą, zbyt delikatną na ten świat - powiedział CBS jego trener Jim Calhoun.
Czytaj także:
NBA. Do gry wróciły największe gwiazdy: LeBron, Giannis, Doncić
PLK w czasie pandemii. Koronawirus wywrócił wszystko. Jedni sparują, inni... budują składy