Liga Mistrzów. PSG jak One Direction i twierdza da Luz

WP SportoweFakty / Maciej Rogowski / Kibice PSG czekający na zespół pod hotelem w Lizbonie
WP SportoweFakty / Maciej Rogowski / Kibice PSG czekający na zespół pod hotelem w Lizbonie

Organizatorom turnieju finałowego Ligi Mistrzów spadł kamień z serca. Dzień otwarcia Final 8 w Lizbonie przebiegł bez zakłóceń. Otoczony fosą Estadio da Luz stał się twierdzą nie do sforsowania dla kibiców chcących znaleźć się przed bramami stadionu.

W tym artykule dowiesz się o:

KORESPONDENCJA Z LIZBONY

O to były największe obawy. Po wybuchu pandemii, ale jeszcze przed przerwaniem rozgrywek piłkarskich w Europie, kibice Paris Saint-Germain, wbrew zdrowemu rozsądkowi i apelom lokalnych władz i klubu, gromadzili się pod Parc des Princes.

Podobny plan mieli na Lizbonę. Chcieli dopingiem spod stadionu pomóc zespołowi Thomasa Tuchela przełamać klątwę. Brali pod uwagę też urządzenia racowiska przed Estadio da Luz. Organizatorzy zadbali jednak o to, by stadion zamienił się w twierdzę nie do sforsowania.

Obiekt zaprojektowany jest w taki sposób, że użytkownicy ulokowanej na nim siłowni, mogą do niej wejść pojedynczą bramą naprzeciwko centrum handlowego Colombo. Reszta obiektu jest otoczona prawdziwą fosą, a do kolejnej części dostać się można tylko ze stacji metra Alto dos Moinhos. W środę wieczorem wszystkie drogi prowadzące na stadion zostały odcięte.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski show. Co za sztuczka!

Policjanci i ochroniarze pilnują wejścia na Estadio da Luz / fot. Maciej Rogowski
Policjanci i ochroniarze pilnują wejścia na Estadio da Luz / fot. Maciej Rogowski

Każde miejsce, w którym można przeciąć fosę, było obstawione przez kordon policji i ochrony. Fani PSG, którzy chcieli dopingować swój zespół spod bram, odbili się od muru ze służb. A dziennikarze sportowi byli zmuszeni nadawać relację z piaszczystego wzgórza z widokiem na obiekt, jakby byli korespondentami wojennymi.

Dziennikarze rozstawieni na wzgórzu z widokiem na stadion / fot. Maciej Rogowski
Dziennikarze rozstawieni na wzgórzu z widokiem na stadion / fot. Maciej Rogowski

Fani PSG zwycięstwo swojej drużyny musieli świętować na mieście (więcej TUTAJ). Jeszcze w poniedziałek Lizbona nie przypominała stolicy futbolu, którą stanie się do 23 sierpnia, do dnia finału. Teraz już nikt nie może nie zauważyć, co odbywa się w jego mieście. UEFA w końcu zaznaczyła swoją obecność w stolicy Portugalii i obok znanego monumentu Pedro IV postawiła gigantyczną replikę Pucharu Mistrzów.

Trofeum jest na tyle duże, że zasłania wysoki pomnik, a obok niego znajduje się kilka kwadratowych białych bannerów. Czy Lizbona zorganizuje w tym miejscu strefę kibica? Ze względów bezpieczeństwa prawdopodobnie nie, ale kibice i niepiłkarscy turyści już je przejęli na swój użytek. Przed meczem Atalanta - PSG roiło się tu od niebiesko-czarnych i granatowych koszulek klubów z Bergamo i Paryża.

Gigantyczna replika trofeum Ligi Mistrzów w samym centrum Lizbony / fot. Maciej Rogowski
Gigantyczna replika trofeum Ligi Mistrzów w samym centrum Lizbony / fot. Maciej Rogowski

A zamknięte uniwersum kibiców paryżan i fanklub Neymara można znaleźć na samym brzegu rzeki Tag. W pięciogwiazdkowym hotelu Myriad, ulokowanym w 145 metrowej wieży Vasco Da Gama, która jest jednym z najwyższych punktów tego regionu, zakwaterowana jest cała ekipa PSG razem z prezydentem klubu Nasserem Al-Khelaifim.

Obiekt został zamknięty dla innych gości aż do końca turnieju. Od świata oddziela go szklana bariera, za którą zespół mistrza Francji przemieszczał się do autokaru. Piłkarze byli widoczni dosłownie przez kilkadziesiąt sekund, ale i tak ekipa PSG, z dwoma najdroższymi piłkarzami świata Neymarem i Kylianem Mbappe, została przywitana jak gwiazdy popu.

Kibice czekają pod hotelem na PSG / fot. Maciej Rogowski
Kibice czekają pod hotelem na PSG / fot. Maciej Rogowski

W Lizbonie nie ma Liverpoolu, ale na Brazylijczyka i Francuza reagowano jak na legendarnych The Beatles. Choć wiek chcących choć przez chwilę zobaczyć na żywo swoich idoli i zrobić im zdjęcie z daleka, przywodzi raczej na myśl histeryczną reakcję na przyjazd do miasta One Direction.

Jest w tym trochę reżyserii. Kamery klubowej telewizji robią zbliżenia na kibiców, a prowadząca relację z Lizbony pracowniczka klubu animuje tłum. - ICI... - zaczyna, a tłum odpowiada: ...C'est Paris!. ("TUTAJ jest Paryż!"). Wszyscy zawodnicy wychodzą pojedynczo lub w małych grupkach, a dopiero na sam koniec do autokaru wchodzi Neymar. Tu następuje kumulacją wrzasków i przepychanek przy barierkach.

Neymar wychodzący z hotelu / fot. Maciej Rogowski
Neymar wychodzący z hotelu / fot. Maciej Rogowski

Bezpośredniego kontaktu z PSG nie ma, ale i tak mistrz Francji jest bardziej dostępny niż np. Atletico Madryt. Hiszpanie śpią w samym centrum miasta, iedaleko słynnego placu Marques De Pombal i przy każdym wjeździe i wyjeździe Los Colchoneros policja tworzy 40-metrową zaporę. W ich hotelu można normalnie zarezerwować nocleg, ale piłkarze Atleti mają oddzielne wejście i nikt - ani dziennikarze, ani kibice - nie są w stanie z bliska zobaczyć zawodników i sztabu.

Kibice gromadzili się przed hotelem już trzy godziny przed rzeczywistą porą odjazdu drużyny na Estadio da Luz. W ten sam sposób oczekiwali na przyjazd paryżan już ich pierwszego dnia w Lizbonie. Były transparenty, przyśpiewki, ale też iskra nadziei u najmłodszych, że Neymarowi zmięknie serce, złamie procedury i podpisze się na którymś z gadżetów. Brazylijczyk jednak nawet nie spojrzał w kierunku tłumu. Wybaczą mu, bo kilka godzin później dał ich klubowi upragniony awans do półfinału Ligi Mistrzów.

Maciej Rogowski z Lizbony

Komentarze (0)