Zakazana gra. Chiny kontra Hongkong

 Redakcja
Redakcja
Media donosiły także, że agresywne zachowania Chińczyków były wymierzone głównie w obywateli Hongkongu i innych zagranicznych osób, które przybyły na to spotkanie lub po prostu niefortunnie znalazły się w okolicach stadionu. Podobno wśród chińskich uczestników zamieszek roznosiły się krzyki nawiązujące do nadciągającego przejęcia Hongkongu przez Chiny ze wskazaniem, że "nie będzie im już tak dobrze".

Jak pisały później hongkońskie media, ksenofobiczna i tak agresywna reakcja na porażkę własnej drużyny stały się zapowiedzią zbliżających się trudnych relacji na linii Chiny-Hongkong, czego wyrazem będą częste niepokoje społeczne w regionie. W 1985 przewidzieli to, co wydarzy się po 1997 roku. Wynik meczu i wydarzenia z nim związane stały się kluczową zapowiedzią tego, co nadejdzie: napięcia społeczne w Hongkongu i trudne relacje z Chinami w XXI wieku.

XXI wiek - czas politycznych kryzysów

W ubiegłym roku świat obiegły (kilkukrotnie) zdjęcia z ulic Hongkongu, którego mieszkańcy w liczbie szacowanej nawet na 2 mln osób (przy 7,5-milionowej populacji) protestowali przeciwko władzy. A konkretnie przeciwko prawu, które zezwoliłoby na ekstradycję podejrzanych do Chin. Manifestanci obawiali się, że takie zapisy będą wykorzystywane do walki z pro-niepodległościową opozycją i zagrożą autonomii regionu. Nie był to pierwszy raz, gdy niezadowoleni z poczynań władzy Hongkończycy tłumnie wyszli na ulice.

Z pierwszym poważnym sprzeciwem obywateli władza zetknęła się w 2003 roku. Wtedy również chodziło o propozycję prawa – zdaniem jego krytyków zagrażającego wolności prasy, wyznania i zgromadzeń. Kilkusettysięczny marsz mieszkańców Hongkongu był największym aktem nieposłuszeństwa obywatelskiego w tej części świata, od czasu protestów na placu Tiananmen w 1989. Ostatecznie prawa nie uchwalono.

Siedem lat później, w 2014, sprzeciw był jeszcze silniejszy. I znów dotyczył propozycji zmian w prawie, tym razem wyborczym. Szef administracji regionu, wybierany dotąd przez Komitet Elekcyjny, miał w 2017 roku zostać wyłoniony w wyborach powszechnych. Haczyk polegał jednak na tym, że na kartach do głosowania mogłyby się znaleźć nazwiska tylko 2-3 osób, w dodatku uprzednio zaakceptowanych przez Komitet Nominacyjny, w którym wiodącą rolę odgrywaliby przedstawiciele obozu pro-pekińskiego (drugim kluczowym obozem politycznym w Hongkongu jest obóz pro-niepodległościowy, zwany też prodemokratycznym). Na takie zmiany w prawie zgody mieszkańców Hongkongu nie było.

Ponad dwumiesięczne manifestacje miały charakter pokojowy i polegały głównie na blokowaniu ulic oraz placów poprzez całodobowe przesiadywanie na nich. Symbolem protestów stały się parasolki, których protestujący używali do ochrony przed gazem pieprzowym i łzawiącym, rozpraszanymi przez policję. Manifestacje zakończyły się w grudniu 2014 roku. W kolejnym roku propozycja zmiany systemu wyborczego upadła w parlamencie. Został zachowany status quo.

Rozpoczęte w zeszłym roku protesty, w okrojonej formie, trwają do dziś. Szefowa administracji Carrie Lam wycofała sporną propozycję prawa ekstradycyjnego, ale w międzyczasie do akcji bezpośrednio wkroczył rząd w Pekinie. W maju tego roku przyjął prawo "o bezpieczeństwie narodowym Hongkongu". Zgodnie z jego zapisami za działalność terrorystyczną, wywrotową i antypaństwową grozi nawet dożywocie. De facto chodzi o stłamszenie antychińskich ruchów, organizacji i działaczy. Próbkę dostaliśmy podczas corocznego marszu demokratów, kiedy wobec grupy zatrzymanych manifestantów zastosowano zarzuty prosto z nowego prawodawstwa.

Nowe prawo zostało szeroko skrytykowane na całym świecie. Nie skończyło się tylko na słowach, bo część zagranicznych firm zdecydowała się przenieść z Hongkongu, a inne – z Facebookiem i Google na czele - zaprzestały współpracy z miejscową policją, która próbowała wymóc na nich przekazywanie informacji o domniemanych zbrodniarzach.

Na początku sierpnia pod zarzutem współpracy z "obcymi siłami" zatrzymany został jeden z czołowych opozycjonistów, a przy tym potentat medialny Jimmy Lai. Krok ten został odebrany jako manifestacja Pekinu, że z obranego kursu na wchłonięcie Hongkongu nie zamierza się wycofać. I nie zamierza czekać do 2047 roku.

Piłkarska duma narodowa

Jeszcze w latach 90. XX wieku i na początku następnego mieszkańcy Hongkongu wspierali sportowców występujących pod chińską flagą - w tym reprezentację Chin na MŚ w 2002 roku. Jednak resentymenty narodowe wróciły. Obywatele Hongkongu zainspirowani katalońskim hasłem "Catalonia is not Spain!" na meczach piłki nożnej prezentowali hasła "Hongkong is not China!".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×