O spotkaniu z Włochami chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. Tyle że się nie da, nie ma przypadku w tym, co stało się na stadionie w Reggio Emilia. Trochę pierwsza połowa meczu z Włochami unieważniła wszystko, co działo się w poprzednich spotkaniach. Młodzi zawodnicy owszem, są ciekawymi zmiennikami, ale na poziomie międzynarodowym jeszcze wiele im brakuje. Może wejść jeden, może dwóch, nie więcej.
Ta pierwsza połowa to było chyba najgorsze 45 minut, jakie oglądałem w wykonaniu Biało-czerwonych od dawien dawna. Włosi wrzucili nas na jakąś szaloną karuzelę. Polacy przez całą połowę nie stworzyli ani jednej groźnej sytuacji podbramkowej, Włosi tworzyli je seryjnie.
Nic nie wychodziło. Nie potrafiliśmy grać jeden na jednego, stoperzy nie potrafili wyprowadzać piłki do przodu, grali głównie z bramkarzem lub w poprzek. Nie umieliśmy wymienić czterech, pięciu dobrych podań. Boczni obrońcy nie potrafili przyspieszyć gry, skrzydłowi pochowali się za przeciwnikiem, środkowi pomocnicy przyjmowali piłkę do tyłu lub boku, zamiast przyspieszyć grę w stronę bramki rywala. Nic, absolutnie nic nie było takie, jak powinno być.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: absurdalna sytuacja w polskiej lidze. Koszmarny babol sędziego!
Wyrazem tej bezsilności był faul Grzegorza Krychowiaka w polu karnym, po którym Włosi strzelili pierwszą bramkę - z rzutu karnego. Nasz pomocnik po prostu złapał rywala w zapaśniczym stylu i rzucił nim o murawę.
Albo też prymitywny, nawet prostacki faul Jacka Góralskiego w drugiej połowie, za który nasz reprezentant dostał żółtą kartkę, choć powinien czerwoną. Złośliwość, chęć zemsty i niewiele brakowało, a Włoch po tzw. "sankach" polskiego (niestety, bo to wstyd) bulteriera wypadłby z gry na długie tygodnie, może miesiące. Góralski ma ostatnio niezły czas, bardzo dobrze broni, potrafi rozegrać, stać go na więcej niż faule godne Neandertalczyka.
Chyba sędzia zorientował się, że dając tę żółtą, mocno nie oszacował faulu, bo kilka minut później Góralski dostał drugą żółtą kartkę, w sumie za niegroźny faul. I musiał opuścić boisko. Pokazał, że owszem, może być przydatnym zawodnikiem, ale może też być biegającą bombą zegarową.
W przerwie Jerzy Brzęczek zmienił kilku zawodników, wprowadził starych wyjadaczy, ale to było paliwo na krótko. Włosi byli lepsi w podstawowych elementach. Nie w jakiejś czarnej magii. Gra jeden na jednego, podanie, wyjście spod krycia, czytanie gry, znajdowanie wolnych przestrzeni. Podstawowe rzeczy, których zawodnicy uczą się od najmłodszych lat.
Znowu zobaczyliśmy, że reprezentacja Polski nie ma dziś wielkich szans na rywalizację z mocną europejską drużyną. Nie chodzi tu o jeden mecz, bo przecież z Holandią też nie mieliśmy właściwie nic do powiedzenia. W 2016 roku wydawało się, że to możliwe, dziś wygląda na to, że możemy pokonać europejskich średniaków, ale pociąg z napisem "duża piłka" nam odjechał.