Głośno było latem o transferze Polaka do ligi hiszpańskiej. Tymczasem Damian Kądzior na razie rozegrał w niej ledwie 113 minut w 11 kolejkach ligowych. Zero w trzech ostatnich meczach. Polak nie tak wyobrażał sobie początek przygody z La Liga. Pomocnik jest głębokim rezerwowym w drużynie SD Eibar i w ciągu trzech miesięcy nie otrzymał prawdziwej szansy od trenera Jose Luisa Mendilibara.
Aby poprawić swoją sytuację w klubie, 28-latek postanowił nawet zrezygnować z przyjazdu na listopadowe zgrupowanie reprezentacji Polski. Czy dziś żałuje swojej decyzji? Czy wie, dlaczego nie gra i co mówią o jego postawie koledzy z szatni - o tym pomocnik w rozmowie z WP SportoweFakty.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: Kontuzje pana omijają, podobnie jak koronawirus. Tym bardziej jesteśmy zmartwieni, że nie podnosi się pan z ławki rezerwowych.
Damian Kądzior: Też jestem zaniepokojony. Sytuacja jest dla mnie nowa i nie jestem z niej zadowolony. Ale to chyba normalne, że chciałbym grać. Przychodząc do Eibar, spodziewałem się, że będzie to wyglądać trochę inaczej. Zapłacono za mnie duże pieniądze jak na warunki klubu (2 mln euro - przyp. red.), a od dwóch miesięcy nie dostałem niemal żadnej szansy. Kolorowo nie jest i zdaję sobie z tego sprawę. Na pewno jednak nie spuszczam głowy, muszę się z tym zmierzyć. Naprawdę dużo zrobiłem, żeby tutaj trafić.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Falcao wciąż "czaruje"
Czy dzisiaj żałuje pan decyzji o rezygnacji z przyjazdu na ostatnie zgrupowanie reprezentacji Polski?
Nie pojechałem na kadrę, ponieważ chciałem przejść w końcu okres przygotowawczy. Do Eibar trafiłem tydzień przed rozpoczęciem sezonu, na dodatek byłem po złamaniu nosa, długo nie mogłem normalnie trenować z drużyną. Po prostu poświęciłem teraz wyjazd na reprezentację, żeby odzyskać stracony czas i przez dwa tygodnie mocno popracować. Uważam, że innej decyzji nie mogłem podjąć. I wydawało mi się, że forma poszła w górę.
Ale nic się nie zmieniło.
Niestety, moja decyzja się nie obroniła. Na pewno jednak się nie zadręczam i nie żałuje jej, to nie miałoby sensu. Miałbym usiąść i płakać? Czasu już by to nie wróciło, na pewno to lekcja na przyszłość. Uważam, że wszystkie decyzje nas budują.
Tylko czasu na zbudowanie swojej pozycji w kadrze nie zostało wiele...
Do mistrzostw Europy jeszcze tak naprawdę dużo czasu, podchodzę do wszystkiego spokojnie. Nie chcę dziś mówić o jakichkolwiek stratach, bo w piłce nawet miesiąc to bardzo dużo. W czerwcu byłem najlepszym zawodnikiem ligi chorwackiej, zmieniłem klub i trochę poszedłem w dół. Ale równie dobrze w najbliższych tygodniach mogę odwrócić swoją sytuację.
Wprawdzie w listopadzie kadra zawodziła, ale akurat skrzydłowi, jak Kamil Jóźwiak czy Przemysław Płacheta, byli nielicznymi, którzy pokazali się z dobrej strony. A to akurat pana rywale...
Sytuacja każdego ze skrzydłowych jest inna - "Grosik" ma inną, Szymański w Rosji inną, Jóźwiak też, a Kądzior jeszcze inną. Rywalizacja w kadrze jest potrzebna, a przed EURO 2020 odbędą się jeszcze dwa zgrupowania. Wiele się jeszcze może zmienić. Nie poddaje się, potrafiłem już przejść przez trudniejsze historie, jak spadek do III ligi z Motorem Lublin. Byłem tam, a teraz jestem w La Liga. Czerwone światełko na pewno się jednak zapaliło, bo szans dostałem do tej pory bardzo mało.
Do tej pory tylko raz znalazł się pan w podstawowej "11", na dodatek już w przerwie został w szatni. Ma pan żal?
Na pewno nie będę teraz krytykował trenera, bo on ma prawo podejmować swoje decyzje. W piłce ważne jest też wyjaśnienie pewnych spraw czy też pokazanie zaufania do zawodnika. Ja uważam, że nie dostałem prawie żadnych szans, a jeśli już pojawiałem się na boisku, to na początku pobytu, gdy nie byłem fizycznie przygotowany. Po niezłych moim zdaniem 45 minutach przeciwko Athletic Bilbao już nie gram prawie wcale.
Czuje się pan niedoceniony?
Na moje pozostanie w klubie na czas przerwy reprezentacyjnej w Eibar zareagowali bardzo pozytywnie. Że to widzą, doceniają, dyrektor sportowy bardzo mnie chwalił. Czułem się coraz lepiej, także w gierkach wewnętrznych dobrze się spisywałem. Liczyłem, że zagram już w pierwszym meczu po przerwie, z Getafe. Trener uważał inaczej.
Nietrudno było się podłamać.
Na pewno nie wywiesiłem białej flagi. Bardzo dużo czasu poświęciłem, żeby być lepszym. Jestem typem walczaka - trenuję dodatkowo, mam indywidualnego trenera, chcę pokazać, że mi zależy, bardzo intensywnie uczę się też języka hiszpańskiego. Mam pod tym względem czyste sumienie, robię wszystko, co w mojej mocy, żeby grać.
Na treningach widzi pan różnicę na korzyść swoich rywali do podstawowego składu?
Moim zdaniem nie odstaję od innych zawodników. Bardzo brakuje mi jednak rytmu meczowego, nie miałbym nic przeciwko, żeby rozegrać na przykład mecz w rezerwach. W ogóle trudno zweryfikować piłkarza, jeśli ten nie dostaje szans na boisku.
A trener tłumaczy w ogóle swoje decyzje?
Nie było takiej rozmowy z trenerem. W sumie od mojego pojawienia się w klubie nie miałem ich zbyt wiele. Szkoleniowiec nie jest typem człowieka, który tłumaczy swoje decyzje, nie jest to przecież jego obowiązek. Ale nie ukrywam, że to dla mnie nowość, wcześniej miałem trenerów, których podejście było inne.
Nie korciło, żeby samemu poprosić o rozmowę?
Dopytywałem asystentów, rozmawiałem z dyrektorem sportowym. Chciałem się dowiedzieć, co mogę zmienić, poprawić, bo nie lubię się poddawać. Nie zadowalam się tym, że jestem w klubie z La Liga, mieszkam w pięknym kraju i zarabiam dobre pieniądze. To mnie nie rajcuje. Chcę się spełniać jako piłkarz, a nie oglądać swoje konto.
Lubię wiedzieć, na czym stoję. W Górniku Zabrze tak często przychodziłem do trenera Brosza, że śmiał się, że więcej razy byłem w jego gabinecie niż cała reszta drużyny. Ale po prostu lubię klarowne sytuacje, jeśli trener mi coś przekazuje, to się do tego przystosowuję. W Górniku właśnie tak było, po rozmowach musiałem zmienić swoją grę, ale po 10 kolejkach dostałem już powołanie do reprezentacji Polski. W Jagiellonii pół roku też nie dostawałem szans u Michała Probierza, a potem jednak udowodniłem swoją wartość.
Co usłyszał pan od asystentów trenera Mendilibara?
Przede wszystkim, że jestem w nowym kraju, że muszą się zaadaptować, nauczyć języka. Ale ja już rozumiem całkiem sporo. Najważniejszy jest przekaz, a tego do tej pory nie ma. Słyszę, że wszystko jest w porządku, jednak chyba nie do końca, skoro na 11 kolejek rozegrałem 113 minut. Trener ma prawo robić, co chce. To, że klub zapłacił za mnie dwa miliony euro, nie obliguje, że mam grać w każdym meczu. Jednak zwykła wskazówka wydaje mi się na porządku dziennym.
Hiszpańskie media chwaliły pana za zaangażowanie, doceniały podjęcie trudnej decyzji dotyczącej rezygnacji ze zgrupowania w reprezentacji Polski.
Można napisać i powiedzieć wszystko, ale ważne jest to, co widzi trener. Dla mnie jednak bardzo liczy się też opinia kolegów z drużyny. Gdyby dawali mi to zrozumienia, że odstaję, byłby problem. Ale chwalą mnie, mówią, że prezentuję się coraz lepiej, to bardzo budujące i pozytywne.
Co w przypadku, jeśli pana sytuacja się nie zmieni?
Jeśli będzie jeszcze trwała, dajmy na to, przez cztery miesiące, na pewno trzeba będzie usiąść z władzami i porozmawiać. Nie mam 21 lat, Eibar nie jest moim pierwszym zagranicznym klubem. Mam już swoje doświadczenie, w Dinamie grałem z reprezentantami krajów, a mówiło się, że to Kądzior wiedzie prym. Nie czuję się więc gorszy.
Pojawiają się jednak opinie, że nie pasuje pan do Eibar, że tam stawia się na grę agresywną i walkę, a pan jest technicznym zawodnikiem. Że transfer do tego klubu był błędem (więcej TUTAJ). Dociera to do pana?
Tak, ale ja przecież wiedziałem o tym przed podpisaniem kontraktu. Jestem bardzo ciekawy, kto na moim miejscu odrzuciłby propozycję z klubu z La Liga z powodu takiego a nie innego stylu gry? Piłka w Europie poszła tak do przodu, że każdy zespół gra agresywnie. Różnice oczywiście są, ale robię wszystko, żeby się do nich przystosować. Klub też przecież mnie oglądał i coś we mnie dostrzegł, że wydał na transfer spore pieniądze. Wiedzieli, jakim typem zawodnika jestem.
Trudno pana złamać.
Nie biorę tych opinii do siebie. Wesoło nie jest, ale głowy nie zwieszam, potrafiłem już udowodnić swoją wartość w silnym klubie jak Dinamo Zagrzeb i to mnie teraz buduje. Nie tacy piłkarze jak ja mieli lub mają swoje problemy w Hiszpanii. Przecież Joao Felix regularnie zawodził przez cały pierwszy sezon, mówiono o wielkim rozczarowaniu. Eden Hazard? Wielka gwiazda w Premier League, a tutaj jeszcze nie dojechał. Takie jest po prostu życie.
Co panu pozostało?
Mogę robić tylko to, na co mam wpływ. Żeby każdego dnia przychodzić na trening przygotowany, żeby cały czas mieć w sobie ogień i chęć do pracy. Tego na pewno nie straciłem. Wierzę, że w życiu ciężka praca zawsze się obroni, nagroda w końcu przyjdzie. Przez kilka lat ciągle szedłem w górę i teraz dostałem lekkiego gonga, ale może to dla mnie próba? Tak do tego podchodzę.