Piątkowe derby Krakowa pomiędzy Cracovią i Wisłą po słabym meczu zakończyły się remisem 1:1. W spotkaniu było kilka kontrowersyjnych sytuacji, a eksperci różnie oceniali pracę sędziego Daniela Stefańskiego.
Nikt jednak nie spodziewał się kuriozalnego oświadczenia "Pasów", w którym nawiązano m.in. do żony arbitra, również piłkarskiej sędzi, Karoliny Bojar-Stefańskiej. "Żona sędziego Stefańskiego według wpisów w Internecie jest kibicką Wisły" - można przeczytać (całe oświadczenie TUTAJ).
"Jestem sędzią PZPN i w związku z tym nie kibicuję żadnej drużynie (...) Najprawdopodobniej znajdą Państwo w Internecie zdjęcia zrobione mi na trybunach każdego klubu Ekstraklasy (...) Wpisując się w atmosferę spisku, pragnę zadeklarować większą ostrożność w przyszłości. Nie rzucając słów na wiatr, już teraz postanawiam dobierać kolory mojej garderoby i paznokci nad wyraz rozważnie" - napisała w swoim oświadczeniu Bojar-Stefańska.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za gol! Ręce same składały się do oklasków
Sędzia nawiązała też do zachowania prezesa Cracovii - prof. Janusza Filipiaka. "Stefański, ty ch***! VAR, VAR!" - krzyczał w kierunku arbitra właściciel "Pasów", jeden z najbogatszych Polaków. Sędziego wyzywali również inni goście w jego loży.
"Jestem żoną człowieka, któremu życzy się śmierci i regularnie wyzywa. Sama jestem sędzią piłkarską i mam pełną świadomość tego, z czym wiążę się ta profesja. Niemniej w pewnym momencie należy powiedzieć, że granice zostały przekroczone. I to jest ten moment" - podkreśla Bojar-Stefańska.
23-letnia sędzia liczy, że po tych wydarzeniach w polskiej piłce dojdzie do merytorycznej dyskusji na temat oceny pracy arbitrów. "Groteskowy charakter zaistniałego zdarzenia postrzegam przewrotnie jako szansę na swoisty przełom będący skutkiem zbiorowej refleksji na temat zawodu sędziego, granicy pomiędzy dozwoloną krytyką, a przestępstwem zniesławienia, czy też kultury i poziomu merytorycznego publicznej dyskusji w przedmiocie prawidłowości decyzji sędziowskich" - podkreśliła.
W rozmowie z nami Filipiak nie chciał przepraszać sędziego spotkania za swoje słowa. - Gdyby kibice byli na meczu, to ten okrzyk byłby pomnożony przez kilkanaście tysięcy gardeł. To był krzyk bezsilności - tłumaczył (wywiad przeczytasz TUTAJ).