Marek Wawrzynowski: Bardzo dobra reforma PZPN w cieniu skandalu [FELIETON]

Od następnego sezonu PZPN zlikwiduje rozgrywki ligowe dla najmłodszych piłkarzy. To może być przełom dla polskiej piłki. Bo my, dorośli, zabraliśmy dzieciom zabawę w futbolu. Niestety, razem z reformą idą też skandaliczne przepisy.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
chłopczyk podczas turnieju dla dzieci Newspix / LUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT/NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: chłopczyk podczas turnieju dla dzieci
No w końcu. PZPN zamierza wprowadzić rewolucyjną reformę, która mogłaby zmienić polski futbol. Likwidacja tabel oraz systemu awansów i spadków w piłce dzieci (do 11. roku życia) - to może być zmiana epokowa. Tak się dzieje w wielu krajach zachodnich. Ale niestety, do reformy dodano zapisy, które niekoniecznie są korzystne dla piłki.

Są więc dwie wiadomości, dobra i zła. Zacznę od dobrej. Dlaczego likwidacja gry na awans i spadek jest tak ważna? Żeby to zrozumieć, trzeba udać się na mecze dzieci. Opowiem kilka sytuacji ze swojego doświadczenia, widziałem bowiem rzeczy, w które nie uwierzy ktoś, kto nigdy nie był na meczu dzieci.

Jak wy k... gracie

Niedawno byłem na turnieju w Aleksandrowie Łódzkim, gdzie rodzice krzyczeli do 9-letnich dzieci: "Jak wy k… gracie". Tak właśnie. Za chwilę trener do zawodników: "Dlaczego nie podejmujecie decyzji tak jak oni?". Stałem w pobliżu, więc spojrzałem na trenera i powiedziałem: "Może dlatego, że ich nie nauczyłeś?". Albo nie dosłyszał, ale dyplomatycznie odwrócił głowę.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewandowski ma groźnego rywala. Popis piłkarza Bayernu

Tak, to są "normalne" rzeczy. Trener do 7-latka na turnieju: "Co się kiwasz, więcej k… nie wejdziesz na boisko". Innym razem krzyk trenera zakazującego 8-letnim dzieciom wychodzenia z własnej połowy przez 30 minut. Bo trzeba utrzymać remis.

Widziałem drużyny, które skracały i zawężały boisko w meczu 8-letnich chłopców, by łatwiej się bronić. Widziałem trenerów, którzy zwiększali długość boiska o 12 metrów, bo mieli spory nabór i samych dużych silnych i szybkich chłopców. A że siedmioletnich, to inna sprawa.

Widziałem trenera wchodzącego na boisko i ręcznie ustawiającego zawodników w murze. Widziałem 10-latków z bardzo dużego klubu, którzy grali tylko na dwa kontakty, a trener wykrzykiwał komendy taktyczne, wtedy oni zmieniali ustawienia jak małe robociki. Widziałem i słyszałem trenera, którzy krzyczał agresywnie na dziecko: "Co się kiwasz Mati, podaj, sam ze sobą się kiwasz". I widziałem dziecko schodzące chwilę później z boiska z miną zbitego psa.

Są trenerzy, którzy w trakcie meczów podopiecznych przeglądają internet w telefonie. Inni gwiżdżą pod swoje drużyny (bo gdy sędzia nie przyjeżdża, arbitrem jest szkoleniowiec gospodarzy). Jeszcze inni dla wyniku nie dają szansy słabszym, notorycznie trzymając ich na ławce rezerwowych.

Są też szalejący rodzice, bywa, że wulgarni, krzyczą, odpalają race, wymagają rzeczy niemożliwych. Ostatnio trener na turnieju 9-latków, gdy drużyna przegrywała, wrzeszczał niemiłosiernie.

- Kolego, co tak krzyczysz, to nie pomaga - mówię do niego.
- Jakie oni błędy robią, to wstyd. Nie mam już siły na nich krzyczeć - odpowiada.
- To nie krzycz - poradziłem.

Nie krzyczał. Dwa ostatnie mecze dzieci wygrały. To tylko wierzchołek góry lodowej.

Dorośli psują piłkę dzieci

Dorośli nie rozumieją piłki dzieci. Trenerzy dzieci zwykle nie rozumieją piłki dzieci. Trener często myśli: "Jestem najlepszy, wygrałem". A co, jeśli za tydzień przegra? Trener dzieci musi rozumieć, że ma schować swoje ego do kieszeni i zadbać tylko o rozwój dzieci. Rodzice muszą zrozumieć, że ich zadaniem jest wspieranie dziecka w jego pasji, obserwacja, podniesienie na duchu po przegranej, zabranie na lody po wygranej. I po przegranej też.

Nasze pokolenie miało grę podwórkową. Szliśmy po lekcjach pod blok i tłukliśmy do wieczora. Najlepsi szli do klubu, mając 12 lat. Na podwórku uczyliśmy się techniki. Jeden lepiej, drugi gorzej. Dziś dzieci nie mają tego etapu. Od razu idą do klubu. I do 12. roku życia jest dla nich czas nauki.

Drybling, samodzielne decyzje, kreatywność. Zabawa. Nie chodzi o to, żeby powiedzieć: "Wynik się nie liczy, liczy się zabawa". Bo wynik liczy się zawsze. Ale to dzieci mają wygrać, przegrać albo zremisować mecz. Trener ma je tylko wyposażyć w podstawowe narzędzia. A rodzice są od kupowania lodów.

Od kilku lat obserwuję grupę utalentowanych chłopców z okręgu warszawskiego. Widzę, jak ich talenty znikają, bo trener wdraża dzieci w wymyślone przez siebie schematy taktyczne, system podań, tiki-takę. A potem rodzice się dziwią i rozpamiętują: "Ach, jaki on miał talent, mógł grać w Realu, a skończył przed komputerem". A my się zastanawiamy, dlaczego w Polsce nie mamy dryblerów, piłkarzy technicznych i przede wszystkim kreatywnych. No właśnie dlatego, że zabroniliśmy im się bawić, kiwać. Myśleliśmy za nich, kiedy mieli myśleć samodzielnie.

Dobrze, że będą likwidowane tabele, awanse i spadki (zamiast tego będą luźne turnieje, gdzie drużyny dopasowane poziomami mają grać ze sobą). Myślę, że ta reforma ma szansę spowodować, że nasi zawodnicy będą dobrzy technicznie, że będą bardziej europejscy. Przyjęło się, że polski piłkarz jest prymitywny, siłowy, że szuka najprostszych rozwiązań. Reforma PZPN to pierwszy krok, by to zmienić.

Skandaliczny ranking PZPN zdemoluje polską piłkę

Teraz informacja zła. Jak czytamy, drużyny będą przydzielane do lig na podstawie rankingu klubów. A więc jeśli klub ma dobre wyniki w kategoriach wiekowych 12-18, wtedy drużyna 11-latków wchodzi do pierwszej ligi. Jeśli masz najlepszą na świecie drużynę 11-latków, może ona trafić do najniższej ligi, bo wcześniejsze roczniki były słabsze. Jest to ewidentnie robione pod duże kluby, które mają wielką selekcję, więc zawsze dobre wyniki. Nie ma to nic wspólnego z ideą sportu, jest kolejnym krokiem w celu zabetonowania sceny. PZPN próbuje wprowadzić jakąś formę piłkarskiego kolonializmu. Duże kluby mają być traktowane w specjalny sposób, zaś małe mają im dostarczać towar, czyli piłkarzy.

Teraz pomyślmy, co będą robiły kluby, żeby znaleźć się w tej elicie. Już widzę w starszych kategoriach wiekowych festiwal lagi, walki i przerośniętych chłopców. Bo ranking to miejsce dla młodszych. A więc co uda się wypracować w najmłodszych kategoriach, to zniszczymy w starszych. Wrócimy do epoki piłkarskiego kamienia łupanego.

Twórca projektu (Michał Libich), którego zawsze ceniłem, a któremu w mediach społecznościowych zarzuciłem tym razem działanie na rzecz dużych klubów kosztem rozwoju piłki, tłumaczył, że naturalnym procesem jest, że najlepsi muszą rywalizować z najlepszymi. Tyle, że nie ma to wiele wspólnego z rzeczywistością. Patrzę na rozgrywki w Warszawie. Gdyby reforma PZPN weszła dziś w życie, w wielu rocznikach po kilka najlepszych klubów wypadnie z I ligi, a na ich miejsce wskoczą znacznie słabsze drużyny ze związkowego rozdzielnika.

Statut PZPN to kiepski żart

Poza tym to zabijanie idei sportu i - co tu dużo mówić - zwykłe oszustwo. Nie pierwsze. Już wcześniej PZPN tak ustawił zasady awansu do Centralnej Ligi Juniorów, by małe kluby nie miały właściwie szansy awansu.

Spójrzmy na statut PZPN:

"PZPN (…) podejmuje (…) działania zmierzające do zapewnienia realizacji reguł fair play oraz uczciwej rywalizacji sportowej opartej na zasadzie równych szans konkurentów, a także eliminowania zjawisk korupcji oraz innych form oszustwa sportowego"

"Komisja ds. Etyki i Fair Play zajmuje się wszystkimi kwestiami etycznymi w piłce nożnej oraz promocją zasad fair play oraz uczciwej rywalizacji sportowej, opartej na regule równych szans konkurentów"

"Rzecznik etyki jest powoływany w celu podejmowania wszelkich działań dozwolonych przez prawo w celu zagwarantowania uczciwego współzawodnictwa sportowego, opartego na zasadzie równych szans konkurentów, a także w celu eliminacji zjawiska korupcji oraz innych postaci nieuczciwych zachowań w sporcie".

Właśnie, równych szans. Tymczasem PZPN nie tworzy równych szans. Tworzy równych i równiejszych. Jest to działanie niemające nic wspólnego z uczciwą rywalizacją. Padają piękne słowa, a w rzeczywistości PZPN to związek dla bogatych, zaś mali mają być płatnikiem składek i zamknąć buzię na kłódkę.

Kolejna sprawa z tym związana to podział zysków. Do 12. roku życia za zawodników nie płaci się ekwiwalentu. A więc piłkarz może odejść za darmo. Projekt PZPN znacznie ułatwi wielkim klubom pozyskiwanie utalentowanych piłkarzy i w razie czego zgarnianie całej kasy. Czy to jest w interesie polskiej piłki? Zdecydowanie nie. Uderzenie w małe kluby, fundament futbolu, jest wbrew interesowi polskiej piłki. Najlepiej szkolącym w kategoriach dziecięcych pozostaje oddać swoich zawodników i mieć satysfakcję. Ci wielcy zgarną kasę i pokażą małym figę z makiem. Nie oszukujmy się, w Polsce nie ma tradycji dzielenia się zyskami. Jest tradycja oszukiwania małych przez dużych. Związek pogłębi patologię. W cywilizowanym kraju utalentowany zawodnik i tak odejdzie do dużego klubu. Ale to się musi odbyć w cywilizowany sposób.

A przecież ci mali też chcą być więksi. W ostatnich latach sporo klubów zainwestowało w szkolenie, są małe grupy, dwóch trenerów na grupę, programy treningów, dobry sprzęt i tak dalej. Myślę, że ta reforma, która powie małym: "Wy nie jesteście od wygrywania", zniechęci wiele klubów. Po co inwestować, skoro nie możemy nawet marzyć. Znowu zacznie się powrót do systemu "30 zawodników na jednego trenera", a młodzi zawodnicy zostaną sprowadzeni do roli płatników składek. Tak było przez lata.

Kolejna sprawa - w małych miastach zwykle jest tak, że różne kluby mają różne świetne roczniki. Zdarzą się piłkarze, zdarzy się dobry trener i tak dalej. Na podstawie mojego powiatu - w 2007 najlepsze wyniki ma Bór Regut, w 2008 Mazur Karczew i Józefovia, w 2009 Mazur, w 2010 i 2011 OKS Champion Otwock, w 2012 Mazur Karczew, w 2013 Bór Regut. Ranking polega na tym, że starsze roczniki pracują na kolejne.

Wprowadzenie go może oznaczać, że co roku słabsze drużyny będą grały wyżej, a mocniejsze niżej. Powstanie gigantyczne zamieszanie i poczucie niesprawiedliwości. Czyli wyobraź sobie, że masz grupę bardzo uzdolnioną matematycznie, ale twoje dzieci nie dostaną się do najlepszej szkoły, bo jest ona zarezerwowana dla dzieci mniej zdolnych, ale wywodzących się z lepszej podstawówki. Od małego pokaże się dzieciom, że liczy się jakiś układ, interes, a nie uczciwa rywalizacja, czyli taka, że grasz na swój własny sukces. PZPN twierdzi, że to w interesie klubów, w rzeczywistości poświęci dziesiątki tysięcy dzieci dla interesu finansowego kilku dużych akademii. Jest to coś więcej niż skandal.

Tymczasem musimy sobie wszyscy zdać sprawę, czym zajmują się duże akademie. W teorii szkoleniem. W praktyce - masowym niszczeniem talentów. Oddając dziś dziecko do dużej akademii, faktycznie wrzucasz je do niszczarki. Działa to tak: duża akademia zasysa załóżmy 100 najlepszych chłopców. Nie przypadkowych, ale najlepszych, wyselekcjonowanych, bardzo utalentowanych. 99 po drodze odpadnie, 1 (słownie JEDEN) załapie się do Ekstraklasy. Klub mówi: patrzcie, jak świetnie szkolimy, mamy zawodnika. Tworzy "success story", opowiada o tym wszem i wobec. A co się dzieje z 99 potencjalnymi zawodnikami? O tym nikt już nie wspomina. Oczywiście są wyjątki, są dobre duże akademie. Ale jest ich kilka. Większość to wydmuszki, spalarnie marzeń. I teraz PZPN postanowił ustanowić dyktat tych akademii. Dyktat niszczarek do piłkarzy i spalarni marzeń.

Niesprawiedliwa ocena? Niestety, takie są realia. Polskie realia - dodajmy. Bo to nie jest światowa norma. Np. Benfica Lizbona w ciągu 10 lat dostarczyła 80 piłkarzy do piłki profesjonalnej. Jeśli ktoś dużej akademii powie, że się nie da, to się da. Ale nie każdy umie. Nie ma przypadku w tym, że polskie akademie w większości nie są w stanie w miarę regularnie wypuszczać zawodników klasy międzynarodowej.

Słyszę, że tak jest wszędzie, że zawodnicy idą z małych klubów do dużych. No pewnie, ale w rozwiniętych krajach zachodnich mamy pewność, że zawodnik będzie miał najlepszą opiekę, infrastrukturę, zaplecze naukowe, najlepszych trenerów i tak dalej. U nas - poza wybranymi akademiami - tego nie ma. Mamy kilka naprawdę dobrych ośrodków, to wszystko.

Czy naprawdę całe środowisko piłkarskie ma cierpieć, żeby bogaci byli jeszcze bogatsi? Tak więc mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony świetna reforma, z drugiej już na starcie położona. Mam nadzieję, że w związku piłkarskim jeszcze się opanują i postawią na uczciwe, sportowe rozwiązania. A jeśli bogacze chcą sobie robić elitarne rozgrywki, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zorganizować prywatną ligę. Bawcie się tam dobrze.

ZOBACZ Piotr Urban: Problemem polskiego piłkarza jest technika i rozumienie gry
ZOBACZ Dlaczego niektóre dzieci mają mniejszą szansę na karierę w piłce

Czy likwidacja tabel w rozgrywkach dziecięcych to dobry pomysł?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×