Damian Kądzior: Dostałem prezent od Luki Modricia

Getty Images / Urbanandsport/NurPhoto  / Na zdjęciu: Damian Kądzior (z przodu) walczy o piłkę
Getty Images / Urbanandsport/NurPhoto / Na zdjęciu: Damian Kądzior (z przodu) walczy o piłkę

- Dużo trenuję indywidualnie. W sylwestra też będę ćwiczył. Dzięki temu byłem gotowy na spełnienie marzenia i mecz z Barceloną. To się w życiu liczy, a nie aspekty finansowe - mówi nam Damian Kądzior, piłkarz Eibar i reprezentacji Polski.

W tym artykule dowiesz się o:

Kilka miesięcy temu Damian Kądzior grał w Chorwacji, gdy miało miejsce trzęsienie ziemi. - Pamiętam dokładnie ten dzień. O 6 rano usłyszeliśmy taki huk, jakby eksplodowała bomba. Wszystko w domu zaczęło spadać. Pies się obudził, zaczął szczekać. Ja wbiegłem do salony - zdjęcia, szafki, półki i sztućce leżały na ziemi. Wyglądam przez okno: ludzie już na ulicach. Telefony z Polski, czy nic się nie stało. Musieliśmy opuścić dom - mówi nam.

Reprezentant Polski ma nadzieję, że jego koledzy z Dinama Zagrzeb - tak jak poprzednio - znów zbiorą pieniądze i przekażą je potrzebującym.

Kądzior latem zmienił Chorwację na Hiszpanię. Dzisiaj jest zawodnikiem SD Eibar i we wtorek wieczorem zagrał bardzo dobrze przeciwko Barcelonie (1:1).

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zrobił to jak Messi! 21-latek z Barcelony wykonał rzut wolny po mistrzowsku

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Był pan zaskoczony widząc skład na mecz z Barceloną?

Damian Kądzior, piłkarz SD Eibar: Na pewno. Ostatnie dwa miesiące nie grałem w ogóle. Nawet nie rozgrzewałem się podczas meczów. Trener odkrywa karty zawsze dwie godziny przed spotkaniem i nic nie wskazywało, że wystąpię od początku. Poza tym - po grypie odbyłem z drużyną tylko dwa treningi. Wystąpiłem jeszcze w Pucharze Hiszpanii, ale spodziewałem się, że na Camp Nou ewentualnie wejdę z ławki. 

I co pan pomyślał? "Dam radę" czy "mogą być problemy"?

Nie można myśleć na zasadzie: "co to będzie, bo dawno nie grałem" albo " przecież ja jestem po ciężkiej grypie". W Chorwacji nauczyłem się, że trzeba cieszyć się meczem. Tym, że jestem na Camp Nou, że gram z Barceloną. Potraktowałem to jak spełnienie marzenia.

Trener Jose Mendilibar jakkolwiek skomentował pana występ? Choćby uśmiechem, kciukiem?

Chwilę pogadaliśmy. Szkoleniowiec raczej nie jest skory do rozmów, ale na gorąco mnie pochwalił: "dobry mecz Damian" - stwierdził. I poszedłem się kąpać. Nasz kapitan powiedział mi jedną rzecz: "Ciężka praca zawsze się obroni i los wynagrodził ci ostatni czas".

Wspomniał pan o grypie. Przez chorobę opuścił pan między innymi spotkanie z Realem Madryt, któremu pan kibicuje.

Nie będę ukrywał - od małego jestem za Realem, z żoną jeździliśmy na Santiago Bernabeu w roli kibiców. Teraz jestem zawodnikiem La Liga i wiadomo - nie mogę się z tym obnosić. Natomiast chciałem w tym meczu wystąpić. Może uda się na ich stadionie? Dostałem jednak w prezencie koszulkę Luki Modricia. Kierownik naszej drużyny zwrócił się z prośbą do Luki, a Modrić kojarzył, kto to jest ten Kądzior. Pamiętał mnie z Dinama Zagrzeb, cały czas ogląda ich mecze. Życzył mi szybkiego powrotu do zdrowia.

Trudno gra się po dwóch miesiącach przerwy i chorobie?

Było trochę walki z samym sobą, trzeba było przecierpieć, ale dałem radę. W ostatnich latach miałem swój rytm, cykl. Organizm był przyzwyczajony do czegoś innego. Rozgrywałem w sezonie 30-40 spotkań. Ale teraz jestem w innej sytuacji i robię wszystko, by się dostosować. Dużo trenuję indywidualnie. Z trenerem Aleksandrem Kowalczykiem. On pracuje w niższej lidze w Hiszpanii (CD Laudio). Poznaliśmy się w Bilbao. Gdy mam dzień wolny lub uważam, że trening wyrównawczy nie był tak ciężki jak jednostka meczowa, to staram się coś z Olkiem porobić. Działamy już od dwóch miesięcy. Dzięki temu byłem gotowy na Barcelonę. W sylwestra też robimy z Olkiem trening. Śmiejemy się, że nikt tego nie widzi, tylko my, ale kiedyś przyniesie to efekty. Wydaje mi się, że gdyby nie treningi indywidualne w moim życiu, nie dotarłbym do Eibar. Wcześniej, w Polsce, pracowałem z ojcem. Teraz też nie odpuszczam. Niedawno zdałem egzamin z hiszpańskiego.

Jak poszło?

Roczny materiał przerobiliśmy z nauczycielką w cztery miesiące. Tutejszy test A1 zaliczyłem na 4+.

Z meczu z Barceloną też pan jest zadowolony?

Tak, myślę, że dobrze wypadłem.

Dało się nadążyć za piłkarzami Barcelony nawet bez Leo Messiego na boisku?

Chciałbym kiedyś zagrać przeciwko Messiemu czy Cristiano Ronaldo. Na pewno podobał mi się w tym meczu Pedri, to będzie połączenie Xaviego i Iniesty. Poza tym Frenkie de Jong, Ousmane Dembele. Ale nie zjedli nas, potrafiliśmy nawiązać walkę i zdobyliśmy historyczny punkt na Camp Nou. Po to przyszedłem do Hiszpanii. Żeby zagrać przeciwko takim piłkarzom, na takich stadionach. To się w życiu liczy, a nie aspekty finansowe.

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy rywalizował pan z zawodnikami Barcelony, w Chorwacji doszło do trzęsienia ziemi. Spędził pan 2 lata w tym kraju, grając w Dinamie Zagrzeb. I też przeżył wstrząsy.

Żona do dziś ma traumę, często do tego wraca, opowiada znajomym. W Zagrzebiu było wtedy słabsze trzęsienie ziemi, dochodziło do około 5 stopni w skali Richtera. Teraz było 6.3 stopnia. Nie potrafię sobie wyobrazić, co musiało się tam dziać.

Pamiętam dokładnie ten dzień. O 6 rano usłyszeliśmy taki huk, jakby eksplodowała bomba. Wszystko w domu zaczęło spadać. Pies się obudził, zaczął szczekać. Ja wbiegłem do salonu - zdjęcia, szafki, półki i sztućce leżały na ziemi. Wyglądam przez okno: ludzie już na ulicach. Telefony z Polski, czy nic się nie stało. Musieliśmy opuścić dom.

Trzęsienie ziemi w Chorwacji / Fot. PAP/EPA/ANTONIO BAT
Trzęsienie ziemi w Chorwacji / Fot. PAP/EPA/ANTONIO BAT

Na szczęście nic wam się nie stało.

Nam nie, ale wielu ludzi straciło dach nad głową, zginęło. Robiliśmy w Dinamie składki, by pomóc potrzebującym. Mam nadzieję, że chłopaki znowu tak zrobią. Nawet nie chcę czytać, czy ktoś zginął. Pozostaje mi jedynie się pomodlić, żeby było lepiej. Ten rok 2020 jest okropnie dziwny, niech się już kończy, gorzej już być nie może. 2021 rok musi być lepszy.

Łukasz Gikiewicz o trzęsieniu ziemi w Chorwacji: Każdy stara się teraz pomóc

PKO Ekstraklasa. Czesław Michniewicz: Nie sądziłem, że spotkają mnie w Legii problemy z kibicami

Komentarze (0)