Prezes PZPN zakończył współpracę z Jerzym Brzęczkiem, jednak podczas czwartkowej konferencji prasowej dał wyraźne sygnały, że winnymi zwolnienia dotychczasowego selekcjonera są też piłkarze.
- Zawsze musi być widać uśmiech, szacunek i chęć pójścia do przodu. Tymczasem w pewnym momencie presja była już tylko po stronie trenera. Widzieliśmy marazm, zachowanie piłkarzy po przegranych meczach, którzy dawali do zrozumienia: "to nie my, to on" - mówił Zbigniew Boniek.
- Drużyna nie może osiągać dobrych wyników, jeśli presja nie jest rozłożona równomiernie. Mam wrażenie, że doszliśmy do momentu, w którym zawodnik X podał źle do zawodnika Y, a wszyscy i tak mieli pretensje do selekcjonera. Pewna granica została przekroczona i z przykrością musiałem wyciągnąć wniosek, że w tej konfiguracji lepiej już nie będzie - przyznał prezes PZPN.
ZOBACZ WIDEO: To dlatego Jerzy Brzęczek został zwolniony. "Według Bońka tego typu sytuacja była nie do przyjęcia"
Piłkarze dostali jasny komunikat: obudźcie się
Boniek nie oszczędzał reprezentantów. Wytknął im zrzucanie z siebie odpowiedzialności i wykorzystywanie nastrojów społecznych, a te były bardzo nieprzychylne dla Brzęczka.
- Zwolnienie trenera to też trochę "zasługa" piłkarzy. Gdyby oni grali dobrze w każdym meczu i wykonywali to co chciał selekcjoner, problemu by nie było i całej sytuacji z dymisją też byśmy nie mieli. Za wyniki na boisku odpowiadają trener i piłkarze, a presja na tych drugich była zbyt mała. Oni powinni wiedzieć, że los wyniku jest w ich nogach. Trener ma im pomóc - podkreślił.
Grzegorz Lato, 100-krotny reprezentant Polski, idzie jeszcze dalej i apeluje m.in. do Roberta Lewandowskiego. - Na boisku nie gra ani prezes PZPN, ani szkoleniowiec, tylko oni. Od takiego Roberta Lewandowskiego, który jest kapitanem, oczekiwałbym, że da dobry przykład i uświadomi kolegom, że w trakcie meczu trzeba po prostu zjeść trawę. Zawsze możesz mieć słabszy dzień, ale wtedy mówisz: "Przepraszam, tym razem nie wyszło". Takiej postawy za kadencji Brzęczka nie było - twierdzi król strzelców MŚ 1974.
Zmiana selekcjonera niczego nie gwarantuje
Zatrudnienie Paulo Sousy ma poprawić styl gry reprezentacji Polski, a także pozwolić jej wykonać krok naprzód, bo tylko to gwarantuje szansę na jakikolwiek sukces na mistrzostwach Europy. Sam Portugalczyk celu jednak nie zrealizuje i tu Boniek też nie ma żadnych wątpliwości.
- Jeśli ktoś myśli, że do lepszej gry potrzebny jest tylko inny selekcjoner, to się myli. Zawodnicy muszą być od nowa skoncentrowani. Chciałbym znów zobaczyć u nich taką samą euforię, jak po golach Arkadiusza Milika i Sebastiana Mili w spotkaniu z Niemcami w Warszawie - stwierdził.
- Najgorzej gdy ktoś szuka winy wszędzie, tylko nie u siebie - komentuje Lato, dodając: - Zawsze trzeba sobie zadać pytanie, kto realizował taktykę i jak to robił. Wielkość drużyny polega na tym, że gdy coś nie idzie, to najważniejsi zawodnicy potrafią sami skorygować pewne rzeczy. Zbigniew Boniek doskonale to wie, bo taką sytuację mieliśmy na mundialu w 1982 roku. Też trzeba było reagować i daliśmy radę.
To się musi skończyć
Lato zauważa też inne błędy w zachowaniu reprezentantów Polski. - Jerzy Brzęczek nie był pierwszym trenerem, który pozwalał zawodnikom na kręcenie filmów reklamowych przed zgrupowaniami, przez co niektórzy dojeżdżali dwa albo trzy dni później niż reszta. To się musi skończyć. Jest podany termin i wszyscy stawiają się w tym samym czasie - mówi. Na ostatnich zgrupowaniach z opóźnieniem meldował się m.in. Robert Lewandowski.
Były prezes PZPN (2008-2012) zwraca uwagę na jeszcze jeden problem, który będzie musiał rozwiązać Sousa. - Część do tej pory kluczowych zawodników kadry nie gra w klubach. Arkadiusz Milik ma za sobą kilka miesięcy spędzonych na trybunach, różnie bywało z Krzysztofem Piątkiem, a Kamil Grosicki wrócił do składu West Bromwich Albion dopiero niedawno - wylicza.
Debiut portugalskiego selekcjonera nie będzie łatwy, bo przypadnie na pierwsze spotkanie eliminacji mistrzostw świata 2022. 25 marca w Budapeszcie "Biało-Czerwoni" zmierzą się z Węgrami.
Czytaj także:
Wyjazd na mecz przykrywką dla emigracji zarobkowej. 18 lat temu "kibice" Amiki Wronki uciekali do Wielkiej Brytanii
Branża fitness otworzy się sama. "To nawet nie jest obywatelskie nieposłuszeństwo"