Bohater weekendu strzelił gola mimo kontuzji. "Zdrętwiała mi cała ręką i palce"

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Kamil Biliński (Podbeskidzie)
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Kamil Biliński (Podbeskidzie)

Kamil Biliński był bohaterem Podbeskidzia Bielsko-Biała w niedzielnym meczu z Górnikiem Zabrze (2:1). 33-letni napastnik strzelił dwa gole, ale zaraz po drugim trafieniu... zszedł z boiska z urazem barku. - Zdrętwiała mi ręka i palce - mówi.

Podbeskidzie Bielsko-Biała przegrywało z Górnikiem Zabrze 0:1, ale w drugiej połowie pokazało charakter, strzeliło dwa gole za sprawą Kamila Bilińskiego i wygrało drugi mecz w rundzie wiosennej. Biliński nie dotrwał jednak na boisku do końcowego gwizdka sędziego, bo coraz mocniej dawał o sobie znać uraz barku.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty: Gdy dzwoniłem do pana za pierwszym razem był pan w drodze na badania. Co dokładnie się stało, jakie są rokowania?

Kamil Biliński, napastnik Podbeskidzia Bielsko-Biała: Jeszcze nie wiadomo. Będę musiał zrobić dodatkowe badania, żeby określić co konkretnie stało się z tym barkiem. Odczuwam dość duży ból, natomiast na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie mówimy o złamaniu, ani zwichnięciu. W momencie uderzenia cała siła została skumulowana na barku. Zdrętwiała mi cała ręką i palce, więc było dość nieprzyjemnie. W dodatku po strzelonej bramce na 2:1 koledzy z drużyn zaczęli po mnie skakać, w euforii zapomnieli o moim urazie, przez co poczułem jeszcze mocniejszy ból i nie byłem w stanie kontynuować gry.

ZOBACZ WIDEO: Prezes Ekstraklasy S.A. szacuje straty klubów przez pandemię. Padła konkretna kwota

Strzelił pan gola, który zapewnił waszej drużynie drugie z rzędu zwycięstwo, ale nie było myśli o zejściu z boiska od razu po doznaniu urazu?

Chłopaki nie płaczą. Mam taki charakter i zawsze do samego końca staram się dawać z siebie wszystko. Chciałem pomóc zespołowi na tyle, na ile mogłem. Siedziała we mnie adrenalina, byłem bardzo zdeterminowany, żeby przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Podjąłem decyzję, że chcę zostać na boisku, ale po drugim golu już był dla mnie koniec zabawy.

Kiedyś o ŁKS-ie mówiono "Rycerze Wiosny". Przejmujecie pałeczkę?

Podchodzimy do tego na spokojnie. Przede wszystkim ciężka praca i pokora. Nie chcemy się zachłysnąć tym, co się wydarzyło. Jest zdecydowanie lepiej niż było jesienią. Wtedy sięgnęliśmy dna i trzeba było się wygrzebać. Dziś pojawił się promyk nadziei na lepsze jutro. Nasza praca idzie w dobrym kierunku i liczymy, że w kolejnych meczach będziemy kontynuować dobrą passę. Nie będziemy tanio oddawać skóry, jak to miało miejsce w poprzedniej rundzie.

Wydaje się, że mecz z Górnikiem był trudniejszy niż ten z Legią.

Każde spotkanie jest inne. Legia próbowała dominować, a po strzelonym golu ich styl nam odpowiadał i dowieźliśmy zwycięstwo. W meczu z Górnikiem praktycznie od samego początku musieliśmy gonić wynik. Trzeba było wykrzesać z siebie jeszcze więcej. W drugiej połowie zdominowaliśmy zespół Górnika, poza paroma momentami. Dążyliśmy do zwycięstwa i myślę, że w przekroju całego meczu nam się to należało.

Szybko straciliście gola, a mimo to nie podłamaliście się. Jesienią bywało z tym różne.

To tylko pokazuje, że jesteśmy mocni i potrafimy odwrócić losy meczu. Wczoraj po meczu dowiedziałem się, że Podbeskidzie od bardzo dawna nie potrafiło wygrać, gdy jako pierwsze traciło bramkę. To cieszy i jest to bardzo budujące. Zresztą już na obozie widać było, że pracujemy w fajnej, pozytywnej grupie. Dziś możemy wypowiadać się o naszym zespole w ciepłych słowach, jednak zdajemy sobie sprawę, że to dopiero początek. Jeszcze dużo pracy przed nami.

W poprzednim tygodniu rozmawiałem z Karolem Danielakiem. Mówił, że odcinacie jesień grubą kreską. Widzimy inne Podbeskidzie, dobrze zorganizowane w defensywie i konkretne z przodu.

Troszeczkę uprościliśmy naszą grę. Wolimy być pragmatyczni, ale skuteczni. W obu wiosennych spotkaniach strzeliliśmy bramki ze stałych fragmentów gry, więc to pokazuje, że umiemy sobie pewne schematy wypracować. Do tego jesteśmy mocniejsi w obronie. Nie ma już sytuacji, w której każdy z nas ma z tyłu głowy, że jeśli przeciwnik podchodzi pod nasze pole karne, to lada moment stracimy gola.

Dwie bramki, do tego wywalczony rzut karny. Trener Kasperczyk powiedział z uśmiechem po meczu: "Być może Kamil przeczytał w Internecie, że ściągamy napastnika i zaprezentował się z kapitalnej strony." Tak rzeczywiście było czy po prostu wyszedł pan na boisko i wykonał pracę, która do niego należy?

Raczej to drugie. Wzmocnienia drużyny leżą w gestii ludzi za to odpowiedzialnych. Ja mam robotę do wykonania na boisku. Wczoraj wykonałem ją na dobrym poziomie. Przede wszystkim cieszę się, że pomogłem zespołowi.

Wracając do rzutu karnego. Pan od początku był przekonany, że faul był w obrębie "szesnastki"? Zawodnicy Górnika sprawiali wrażenie zdezorientowanych.

Wszystko działo się bardzo szybko, sytuacja miała duży impet, więc nie dało się jednoznacznie stwierdzić, gdzie konkretnie doszło do przewinienia. Z perspektywy boiska czułem, że działo się to na skraju pola karnego. Na szczęście powtórki nie pozostawiły złudzeń. Noga Erika Janży była już w polu karnym, zatem "jedenastka" była ewidentna i nie ma za bardzo o czym dyskutować.

Mimo wszystko rzutu karnego pan nie wykorzystał, gol padł dopiero z dobitki. Taka sytuacja siedzi potem w głowie czy nie ma to żadnego znaczenia i liczy się tylko to, że piłka ostatecznie wpadła do siatki?

Absolutnie nie ma to żadnego znaczenia. Piłka jest w sieci, nie ma o czym rozmawiać. Oczywiście będę miał w pamięci, że jest nad czym pracować, natomiast tym razem szczęście trochę mi pomogło.

Robert Lewandowski też nie wykorzystał rzutu karnego w ten weekend, więc zdarza się każdemu.

Wiele osób się pomyliło w ten weekend. Dla mnie najważniejsze jest, że zapisałem się na liście strzelców. Za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał o okolicznościach.

Kto był wyżej podrzucany po meczu. Pan czy Michal Pesković, który zanotował parę kluczowych interwencji, a w doliczonym czasie gry uratował wam remis?

Podrzucany nikt nie był, ale widać było u nas euforię. Takie zwycięstwa szczególnie cieszą. Przegrywasz mecz, a mimo to pokazujesz charakter i ostatecznie odwracasz losy spotkania w końcówce. Takie momenty jedynie dodają siły do dalszej pracy.

CZYTAJ TAKŻE: 
Reprezentant Słowacji odchodzi z Lechii Gdańsk
PKO Ekstraklasa: mecz Stal Mielec - Wisła Płock przełożony

Źródło artykułu: