Polak padł ofiarą systemu w Turcji. "Nie mogłem tego przewidzieć"

- Byłem w życiowej formie, Gaziantep ściągnął mnie jako skrzydłowego, a ani razu nie zagrałem na swojej pozycji - mówi Bartłomiej Pawłowski. Jego przygoda z ligą turecką trwała tylko rok. To jego drugi nieudany zagraniczny epizod w karierze.

Tomasz Galiński
Tomasz Galiński
Bartłomiej Pawłowski WP SportoweFakty / Karol Słomka / Na zdjęciu: Bartłomiej Pawłowski
Rok temu o tej porze Bartłomiej Pawłowski przekonywał, że nie w głowie mu powrót do Polski. Po świetnym sezonie w barwach Zagłębia Lubin trafił do Gazisehir Gaziantep FK. Turecki klub szybko zmienił trenera, a nowy preferował ustawienie, w którym nie było miejsca dla kogoś takiego jak Polak. Przenosiny do Turcji miały być dla Pawłowskiego trampoliną, tymczasem na drugim wyjeździe za granicę sparzył się tak samo jak na pierwszym, do Hiszpanii w 2013 roku. Znów szybko wrócił do Polski i odbudowuje swoją pozycję w Śląsku Wrocław. 


Tomasz Galiński, WP SportoweFakty: Nie wiedziałeś, czego się spodziewać po przenosinach do Gaziantep?

Bartłomiej Pawłowski, piłkarz Śląska Wrocław: Przychodziłem do klubu jako skrzydłowy. Oni wtedy wywalczyli awans, ale w międzyczasie nastąpiła zmiana trenera, a on preferował inny system gry. Starałem się zaadaptować do tych warunków, na początku sezonu grałem, ale z biegiem czasu tych minut było coraz mniej. W końcu przestało mnie to zadowalać i chciałem zmienić otoczenie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takiego gola nie powstydziłyby się największe gwiazdy futbolu!

Kiedy po raz pierwszy pomyślałeś sobie, że pora odejść?

Pod koniec sezonu. W ostatnich meczach fazy zasadniczej nie pojawiałem się w ogóle na boisku. Co prawda w rundzie mistrzowskiej dostałem parę szans, strzeliłem nawet bramkę, ale i tak było to za mało. Po sezonie usiadłem sobie na spokojnie, porozmawiałem z moim agentem i przeanalizowaliśmy całą sytuację. Mój pobyt w Turcji był mocno szarpany. Nie podobało mi się, że w jednym meczu gram, w trzech kolejnych nie dostaję choćby minuty. Ja oczekuję od siebie bardzo dużo i po prostu chciałem być w miejscu, gdzie mogę się realizować sportowo.

Jak z perspektywy czasu oceniasz ten transfer?

Trzeba na to spojrzeć przez pryzmat zmiany trenera. Ja miałem wtedy za sobą najlepszy sezon w karierze i nie spodziewałem się, że idąc do nowego klubu jako skrzydłowy w życiowej formie nie zagram ani razu na swojej pozycji, a będę musiał łatać dziury w składzie. Chcę być dobrze zrozumiany - nie mam do nikogo pretensji. Zwyczajnie system był tak skonstruowany. Nie byłem w stanie tego przewidzieć. Wydaje mi się, że sam transfer był logiczny. Był to nowy klub w lidze tureckiej, bardzo ustabilizowany finansowo, zresztą do dziś wyglądają dobrze w tabeli i grają ciekawy futbol.

Czyli mając tę wiedzę, nigdy byś nie zdecydował się na taki krok.

Gdybym w momencie analizowania systemu gry dostrzegł, że grają bez skrzydłowych, to nigdy bym tam nie poszedł. Tego jednak nie mogłem przewidzieć. Awansowali grając ze skrzydłowymi, pokazując przy tym atrakcyjny futbol. Przed przejściem tam oglądałem ich mecze, przygotowywałem się do wyjazdu. Pierwszą i drugą ofertę otrzymałem z tego klubu już pół roku wcześniej. Mogłem odejść już zimą, ale powiedziałem, że wrócimy do tematu, gdy zrobią awans. Tak się ostatecznie stało, dalej byli zainteresowani moją osobą i sfinalizowaliśmy transfer.

Był to twój drugi zagraniczny wyjazd i chyba znowu nie poszło tak, jak sobie to wyobrażałeś.

Przede wszystkim obu tych transferów nie można w żaden sposób porównać. Do Malagi wyjeżdżałem w wieku dwudziestu lat, więc byłem w innym etapie swojego życia. Ponadto byłem jedynie wypożyczony z Widzewa. Na przestrzeni tamtego sezonu w Maladze wiele się zmieniło, klub popadł w ogromne problemy finansowe, co odbiło się na ofercie transferowej wysłanej do Widzewa. Była ona na warunkach znacznie słabszych niż te wcześniej uzgodnione. Trudno się więc dziwić Widzewowi, że propozycja została odrzucona, natomiast temat Malagi wtedy definitywnie się skończył.

Co jest największą zmianą przy zagranicznym wyjeździe?

Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że były spore różnice w zakresie infrastruktury. Wyjeżdżając z Widzewa do Malagi przeskok był spory. Warunki do treningu były dużo lepsze, w samym mieście boisk było znacznie więcej, klubowa akademia była rozwinięta na dużo wyższym poziomie. Na szczęście w dzisiejszych czasach zaczynamy te kluby doganiać w zakresie szkolenia, co widzimy już również obecnie w Ekstraklasie. Coraz więcej inwestuje się w młodych zawodników, którzy coraz częściej wyjeżdżają do zagranicznych klubów i robią ciekawą karierę. W tym kierunku powinniśmy dążyć.

Rok temu w sport.tvp.pl powiedziałeś: "Nie sądzę, by powrót do ojczyzny był w tej chwili interesujący. Mam nadzieję, że szczyt jest jeszcze przede mną. Chciałbym coś jeszcze wygrać w karierze". To pokazuje, jak życie piłkarza bywa przewrotne.

Wtedy miałem jeszcze przed sobą rundę rewanżową w Turcji i - nazwijmy to - rundę finałową, choć z uwagi na koronawirusa nie było standardowego podziału na grupy. Nasz system gry się nie zmieniał, grywałem coraz mniej i moja percepcja na całą sytuację się zmieniła. Wtedy pojawiła się oferta ze Śląska. Dostałem sygnał, że klub chce powalczyć o czołowe miejsca, co z mojej perspektywy wydawało się interesujące. Przede wszystkim chciałem grać o coś, a w Śląsku mam taką możliwość. Jest to zespół, któremu w Polsce nic nie brakuje pod względem ambicji sportowych i spraw organizacyjnych. Może pod kątem potencjału nie jest to na przykład poziom Legii Warszawa, ale nasza sytuacja pokazuje, że cały czas jesteśmy w grze o najwyższe lokaty.

Przed przejściem do Śląska, jako były piłkarz Zagłębia Lubin, miałeś pewne wątpliwości?

Może przez moment przeszło mi to przez głowę. Grałem w Zagłębiu przez dwa sezony i szczególnie ten drugi był bardzo udany. Ze swojej inicjatywy podejmowałem z Zagłębiem rozmowy w sprawie przedłużenia kontraktu, ale ostatecznie się nie dogadaliśmy. Zawsze dawałem z siebie wszystko. Nie miałem z klubem żadnego problemu. Podaliśmy sobie dłonie i rozstaliśmy się w zgodzie. Cóż, praca piłkarza zobowiązuje do tego, żeby cały czas iść do przodu. Gdy sezon w Turcji dobiegał końca i powoli zastanawiałem się nad zmianą w klubu nie miałem żadnych sygnałów z Zagłębia, więc powrotu w ogóle nie brałem pod uwagę.

W karierze miałeś już kilkanaście klubów. Teraz, w wieku 28 lat, szukasz większej stabilizacji w życiu?

Można powiedzieć, że w trakcie kariery miałem dwa etapy. Jako młody zawodnik nie potrafiłem ustabilizować formy. Potrafiłem wyróżniać się w drużynie na tyle mocno, że bez problemu zaczęły się mną interesować inne, lepsze kluby. Wtedy zmieniałem otoczenie i szedłem do przodu. A drugim etapem nazwałbym spadek formy sportowej, jakiś uraz, co kończyło się wypożyczeniem, żeby złapać minuty, ograć się i wrócić na dobre tory. Stąd myślę taka duża liczba tych klubów. Dziś jestem w zupełnie innej sytuacji i podobnego scenariusza nawet nie brałbym pod uwagę.

A co się dzieje ze Śląskiem? Zremisowaliście ze Stalą Mielec i Wisłą Kraków, przegraliście z Piastem...

Wydaje mi się, że bylibyśmy ocenieni zgoła odmiennie, gdyby spojrzeć jak układały się wyniki innych drużyn. Nie zaczęliśmy rundy zbyt mocno, ale cały czas jesteśmy w czołówce. Mimo wszystko dystans do trzeciego miejsca się nie zwiększył i postaramy się od kolejnego meczu jeszcze poprawić naszą sytuację w tabeli.

A ten ostatni mecz z Wisłą? Ile było w nim rzeczywistej siły obu drużyn, a w jakim stopniu decydował przypadek, biorąc pod uwagę warunki?

Przyjęło się, że o tej porze roku zawsze szukamy wymówek. Stan boiska był mieszany. W niektórych miejscach grunt się całkowicie rozjeżdżał przez śnieg czy zbyt duże nawodnienie, ale nie usprawiedliwiajmy się na siłę. Mecz pokazał, że i w tych warunkach dało się zdobywać bramki.

Zaczęliśmy w tym roku grę zbyt wcześnie? Nie tylko we Wrocławiu mieliśmy białe boisko.

Pamiętajmy, że rok i dwa lata temu zaczynaliśmy w podobnym okresie. Różnica, o ile mnie pamięć nie myli, wynosiła tydzień lub dwa. Wtedy jednak pogoda była przyzwoita. Jest to jakąś przeszkodą, ale żyjemy w XXI wieku i nie ma czegoś takiego, że infrastrukturalnie czy organizacyjnie nie bylibyśmy sobie w stanie z tym poradzić. Oczywiście czasami można narzekać na jakość tych meczów z uwagi na takie lub inne przygotowanie murawy, ale w innych europejskich krajach spotkania też są cały czas rozgrywane w podobnych warunkach.

Skąd taka dysproporcja w waszej grze pomiędzy tym, co prezentujecie u siebie, a na wyjazdach? U siebie bez porażki, na wyjazdach macie ich aż 6.

Zdajemy sobie sprawę, że u siebie praktycznie nie gubimy punktów albo gubimy ich bardzo mało, a na wyjazdach jest nam ciężko o jakąkolwiek zdobycz. Nie wiem, dlaczego tak jest. Póki co nie znaleźliśmy recepty. Być może nie ma jednej przyczyny, ale, a im szybciej ją znajdziemy, tym będzie nam łatwiej.

W niedzielę gracie z Lechem Poznań. Mamy więc starcie dwóch zespołów z problemami.

W Lechu na pewno nie są zadowoleni ze swojej sytuacji w tabeli. Oczekiwania tam były zdecydowanie większe, natomiast nie wiem co się dzieje wewnątrz tego zespołu i - mówiąc szczerze - nie za bardzo mnie to interesuje. Skupiamy się na sobie, znamy swoje lepsze i słabsze strony. Pracujemy nad wyeliminowaniem mankamentów w naszej grze, tego co nam przeszkadza. Chcielibyśmy się przełamać już w niedzielę. Lech jest utytułowanym zespołem, mimo słabszej formy jest tam wielu zawodników z mocnym nazwiskiem i oni również będą chcieli przerwać złą passę, żeby myśleć o dogonieniu czołówki.

Ze swojej pozycji w zespole Śląska jesteś zadowolony? Jesteście w czołówce, zagrałeś 13 meczów, 8 w wyjściowym składzie, strzeliłeś 3 gole.

Mój pobyt we Wrocławiu należy podzielić na dwa etapy. Przychodząc do zespołu było jasne, że muszę nadrobić zaległości. Dołączyłem do drużyny już w trakcie sezonu, nie miałem okresu przygotowawczego i na samym początku nawet na badaniach fizycznych delikatnie odstawałem od reszty. Na szczęście pod koniec rundy udało mi się dojść do optymalnej dyspozycji, zacząłem grać regularnie i wtedy faktycznie złapałem trochę wiatru w żagle. Zdaję sobie sprawę, że jako piłkarz ofensywny będę rozliczany za stwarzanie sytuacji sobie, jak i kolegom z drużyny. Rzadko się mówi, że piłkarz sam wygrywa spotkania, ale ja i tak wymagam od siebie więcej. Wydaje mi się, że jeśli jako drużyna poprawimy się o te dziesięć czy piętnaście procent, to w kolejnych spotkaniach będzie w naszych poczynaniach więcej jakości, zaczniemy strzelać więcej bramek, a co za tym idzie poprawią się wyniki.

Trochę wyprzedziłeś moje kolejne pytanie o okres przygotowawczy. Po przepracowaniu zimy na pełnych obrotach możemy powiedzieć, że w rundzie wiosennej zobaczymy lepszą wersję Bartłomieja Pawłowskiego?

Zdecydowanie taki jest mój cel. Nie przyszedłem do Śląska, żeby odcinać kupony. Końcówkę poprzedniej rundy mogę uznać za pozytywną w moim wykonaniu, ale nie chciałbym, żeby to był wyłącznie epizod w tym sezonie. Pracuję na korzyść tego zespołu i chciałbym, żebyśmy w każdym kolejnym spotkaniu grali coraz lepiej, coraz bardziej ofensywnie, również przy moim udziale.

Chyba miło w końcu grać na swojej nominalnej pozycji?

Jest to inna specyfika gry, zupełnie inny system. Grałem tam na boku obrony, w środku pomocy, w ataku. Wszędzie, tylko nie na swojej pozycji. W Śląsku jest mi pod tym względem dużo łatwiej.

CZYTAJ TAKŻE:
PKO Ekstraklasa: wstrząsy w Warszawie. Siedem goli i Legia ma lidera
PKO Ekstraklasa: Podbeskidzie i Jagiellonia punktują oraz żałują

Jakim wynikiem zakończy się mecz Lech - Śląsk?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×