Kosecki bez hamulców. "Hejt mnie nakręca"

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Jakub Kosecki
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Jakub Kosecki

- Nie używam, nie czytam, bo dla mnie media społecznościowe to wielkie gó***. Ludzie kłamią na swój temat. Każdy jest teraz modelem, influencerem albo "ekspertem" - mówi Jakub Kosecki, który po kilku latach wrócił do Polski.

[b]

[/b]Jakub Kosecki nieoczekiwanie rozstał się z poprzednim klubem po 2,5 latach gry w drugiej lidze tureckiej i wrócił do polskiej ligi. Pięciokrotny reprezentant Polski opuszczał naszą ligę ze względów finansowych, czego nie ukrywał. Do kraju wrócił natomiast, jak to określił, w promocji.

Kosecki rozegrał dla Adany Demirspor w sumie 48 meczów (gol i 8 asyst). W polskiej ekstraklasie dla Legii, Lechii Gdańsk, Śląska Wrocław i Cracovii wystąpił 104 razy. Piłkarz opowiada nam o swoich planach na przyszłość i podsumowuje ostatni etap kariery.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Dlaczego wrócił pan do Polski?

Jakub Kosecki, piłkarz Cracovii: Z powodu braku regularnej gry w Adana Demirspor i ciągłych zmian w klubie. Przez dwa i pół roku miałem chyba z ośmiu trenerów. Jeden miał taką wizję, drugi inną. W każdym oknie transferowym odchodziła połowa drużyny. Po roku czułem się tam jak weteran. Trudno mi powiedzieć, czemu występowałem w kratkę. W pierwszych trzech meczach tego sezonu miałem dwie asysty, w czwartym usiadłem na trybunach i nikt mi nic nawet nie powiedział. Szukałem innych rozwiązań i drużyny, która o coś walczy. Cracovia broni Pucharu Polski i chce się utrzymać w lidze. Wiem, że ten drugi cel głupio brzmi, ale takie są realia.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: strzał, rykoszet i... przepiękny gol. Ale miał farta!

Jak w Krakowie przyjęli zawodnika kojarzonego przede wszystkim z Legią?

Jakiś czas temu usunąłem Instagram, nie mam też Facebooka. Nie używam, nie czytam, bo dla mnie media społecznościowe to jedno wielkie gó*** i przekłamanie rzeczywistości. Ludzie kłamią na swój temat, a później w normalnym życiu wychodzą kwiatki. W sieci każdy jest teraz modelem, influencerem albo "ekspertem". Odciąłem się od tego syfu.

Ostro.

Miałem wcześniej Instagram, jednak rzadko z niego korzystałem. Nie komunikowałem się z fanami, nie odpowiadałem im na wiadomości, więc postanowiłem go kompletnie usunąć. Żona też początkowo zajmowała się modelingiem, ale postanowiła z tym skończyć. Zawsze żyłem wedle własnego uznania, tak żebyśmy byli szczęśliwi z rodziną. Nie osądzam, nie krytykuję, ale uważam, że media społecznościowe to gó*** i tam nie zaglądam.

Ale za polską krytyką pan tęsknił.

Fajnie, że wróci nasz specyficzny hejcik, trochę "nienawiści", to mnie nakręca, ale na żywo. Dlatego żałuję, że nie ma kibiców na trybunach. Będę na nich czekał.

Ma pan dopiero 30 lat. Polska liga to dla pana przystanek, czy zamierza pan zostać na dłużej w naszej ekstraklasie?

Myślę, że przede mną jeszcze 6-7 lat grania. Znam swoje ciało, dobrze się prowadzę. Miałem oferty z Chin, Azerbejdżanu, egzotyka mnie kręci, ale obecnie chciałem wrócić do Polski. Zaakceptowałem pierwszą ofertę zaproponowaną przez Cracovię. Podpisałem kontrakt do końca sezonu, a bardzo mi na tym zależało. Jeżeli Cracovia będzie chciała przedłużyć umowę latem, to siadamy i rozmawiamy, ale na innych warunkach finansowych. Pieniądze nie były w tym przypadku kluczowe. Może to śmiesznie zabrzmi, ale teraz wzięli Koseckiego z promocji. Dostali mnie w bonusie.

Wcześniej nie ukrywał pan, że do Turcji wyjechał dla pieniędzy.

Okazało się, że premie były tam na tyle fajne, że żyliśmy praktycznie tylko z nich. Na koniec powiedziałem prezesowi, że przed podpisaniem umowy z Adaną nie miałem pojęcia o istnieniu takiego klubu. Jestem szczerą osobą i mówię, co myślę, a szacunek zyskuję ciężką pracą. Dodam, że prezes bardzo mnie lubił i szanował. Przez 2,5 roku nie sprawiałem nikomu problemu. Przy tylu rotacjach mój długi pobyt w zespole również o czymś świadczy.

Wie pan, że stwierdzenie "przyszedłem do Cracovii dla pieniędzy" w Polsce by raczej nie przeszło. Ludzie by się na pana wściekli.

Mam tego świadomość.

Pana wypowiedzi o grze dla kasy doszły do prezesów Adany Demirspor?

Tak, pewnie. Już podczas podpisywania kontraktu jasno sprecyzowałem swoje oczekiwania. Na początku negocjacji prezes zaproponował kwotę x, a ja się uśmiałem. Na kartce napisałem, ile chciałbym dostać. Prezes wspominał jeszcze, że sporo zarobię w premiach meczowych, ale powiedziałem mu wprost: "Premie i bonusy gó*** mnie interesują. Chcę mieć tyle i tyle". Doszliśmy do porozumienia. Wydaje mi się, że już wtedy kierownictwo klubu wiedziało, z jakich względów przyjechałem do Turcji.

Zarobił pan tyle, że już nie musi pracować do końca życia?

Zarobiłem bardzo dużo, ale muszę i chcę jeszcze ciężko pracować. Nigdy nie dorobię się takich pieniędzy, żeby do końca życia siedzieć i nic nie robić. Nie był to kontrakt na poziomie najlepszych polskich zawodników. Ale cieszy mnie, że rozwiązując umowę z Adaną, postawiłem swoje warunki. Klub starał się negocjować, ale stanęło na moim. Kontrakt został mi wypłacony do końca tego samego dnia, w którym go rozwiązałem. Na odchodne prezes powiedział, że gdybyśmy byli w Super Lidze (najwyższy poziom rozgrywkowy w Turcji - red.), to na pewno by mnie nie puścił.

Jak pan oceni ponad dwuletnią przygodę w Turcji?

Zależy pod jakim względem. Finansowym? Bardzo duży plus. Mieliśmy też fajne warunki do życia. Pogoda dopisywała, było cieplutko. W domku zrobiliśmy sobie fajny klimacik, mieliśmy też ulubione restauracje. Na początku dużo grałem, do momentu kontuzji. Po urazie wróciłem na boisko, a później zaczęła się rotacja: ławka, trybuny, boisko i znowu to samo. Zmęczyło mnie to i postanowiłem zmienić klub. Szkoda, że nie udało się wywalczyć awansu do tamtejszej ekstraklasy. W zeszłym sezonie przegraliśmy w finale baraży po rzutach karnych.

Przed transferem do Cracovii miał pan dłuższą przerwę w grze. Ostatni mecz dla Adany rozegrał pan w grudniu 2020 roku.

Poświęciłem się troszeczkę w meczu ligowym z Balikesirspor (1:0), żeby zespół nie stracił bramki. Wsadziłem nogę w "szprychy", dostałem w kostkę od rywala. Do treningów wróciłem w styczniu i zaczęliśmy rozmowy na temat rozwiązania umowy. Od tamtego czasu ćwiczyłem już indywidualnie z osobistym trenerem. W zajęciach brali udział również bramkarze i mogłem również potrenować strzały.

Jak się pan czuł w debiucie w Cracovii?

Solidnie. Fajnie, że w zeszłym tygodniu wygraliśmy z Chojniczanką w Pucharze Polski, bo zespół złapał luz. Dawno Cracovia nie strzeliła też trzech goli. Miałem w tamtym spotkaniu dwie asysty, zrobiłem kilka akcji, cieszą mnie konkrety, ale wiem, że grałem trochę na "świeżości". Liczę się z tym, że być może przyjdzie zadyszka, z którą będę musiał sobie poradzić.

Żartowano, że trener Michał Probierz pomylił się ściągając Polaka do swojego zespołu. Jak wygląda szatnia Cracovii?

Czuć, że jest bardzo dużo obcokrajowców. Mi to nie przeszkadza, szybko złapałem kontakt z chłopakami. Jest miks językowy: hiszpański, angielski, polski, serbski lub chorwacki. Ale głównie porozumiewamy się po angielsku. Mamy w klubie dobrą szkołę językową.

Trener Probierz odzyskał wigor? Ostatnio podał się do dymisji.

Pamiętam go jako człowieka żywiołowego i impulsywnego. Ma charakter, jaja i posłuch w szatni. Lekko zaskoczył mnie dymisją, ale rodzina jest szalenie ważna i rozumiem podejście trenera. Ważne, że został. Lubię sposób pracy trenera, dogadamy się.

Niedawno biografię wydała pana tata, Roman Kosecki. Któraś historia pana zaskoczyła?

Książka została w Turcji, żona ją czyta. Wiele razy spotykaliśmy się z ojcem i opowiadał nam różne przygody z kariery. Wszystkich żona może nie zna, ale ja na pewno tak.

O pieniądzach przewożonych w pana pampersach też pan słyszał?

Tak, ojciec lubił to wspominać. Ja takiego przewozu nie praktykowałem. Pieniądze miałem zawsze przelewane na konto.

Gorąco przed meczem Anglia - Polska. Zagramy na neutralnym terenie?

Z Anglią bez Roberta Lewandowskiego?! To byłby ogromny cios dla reprezentacji Polski