Byli skazywani na spadek, dziś oczarowują całą Polskę. "Nic nas nie złamie"

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: piłkarze Warty Poznań
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: piłkarze Warty Poznań

Warta Poznań walczy o europejskie puchary. Jeszcze rok temu nie uwierzyłby w to nikt. Klub z najniższym budżetem w PKO Ekstraklasie zadziwił całą Polskę. - Nic nas nie złamie, żadne przeciwności losu - mówi trener Piotr Tworek.

Zieloni awansowali dopiero po zwycięskich barażach (w finale pokonali Radomiaka Radom 2:0). Domowe mecze muszą rozgrywać w Grodzisku Wlkp., klub dopiero się podnosi po wielu latach posuchy, lecz pierwszy sezon po ćwierćwieczu nieobecności w elicie jest dla niego jak piękny sen. Trener Piotr Tworek opowiada nam o tajemnicy sukcesu, o tym co go ekscytuje w końcówce rozgrywek, a także przyszłości kilku piłkarzy, którzy mają ogromny wkład w fantastyczne wyniki Warty.

Szymon Mierzyński, WP SportoweFakty: Pół godziny po awansie do Ekstraklasy mówił mi pan, że to co zrobiliście, nie miało prawa się wydarzyć. Jak nazwać obecne wyczyny Warty?

Piotr Tworek, trener Warty Poznań: Rozgrywki jeszcze trwają, bo zostały trzy mecze.

Gdyby spojrzeć na cel nadrzędny, to został zrealizowany już dawno temu.

Utrzymanie było naszym obowiązkiem. W pierwszym roku po awansie, po okresach posuchy w Warcie, byłoby ogromnym żalem i rozczarowaniem nie zrealizować tego zadania. Dlatego robiliśmy wszystko, by się udało. Zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie ciężko, ale wiedzieliśmy też, że możemy to zrobić. Nikt jednak nie zakładał, że na trzy kolejki przed końcem będziemy tak wysoko, więc znów mogę powiedzieć, że to nie miało prawa się wydarzyć.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Jak on to zrobił?! To może być najpiękniejszy gol roku!

Mamy specyficzny sezon, spada tylko jedna drużyna. Nikt nie chce nią być zwłaszcza teraz, pewnie sam pan miał takie myśli.

Naszym obowiązkiem było utrzymać ten zespół - niezależnie od tego, którą pozycję trzeba by było zająć. Warta dała nam szansę, by wywalczyć awans, by pracować w Ekstraklasie, a my chcieliśmy się odwdzięczyć. Zrobiliśmy to.

Jakub Kiełb mówił przed sezonem, że jeśli ktoś w Wartę nie wierzy, to piłkarze mogą się tylko pośmiać. Przerabiali już podobne historie w niższych ligach i zawsze dawali radę. Może to jest tajemnica sukcesu tej drużyny? Nikt w szatni nie czuje negatywnego ciśnienia.

Jest w tym dużo prawdy. Zespół kształtował się przez kilka lat, choć ja i mój sztab odpowiadamy za ostatnie dwa. Zdawaliśmy sobie sprawę, że będą przeszkody, zresztą trochę czasu minie, zanim znajdziemy się w miejscu, w którym nie zabraknie nam ptasiego mleczka. Zawsze jednak mieliśmy dobre nastawienie i nic nie było w stanie wybić nas z rytmu. Nie załamujemy się drobnymi problemami i przeciwnościami losu. Jesteśmy zahartowani.

Warta jest przykładem drużyny, w której wszystko świetnie funkcjonuje, ale w określonym układzie personalnym. Zgodzi się pan z tezą, że ci sami piłkarze rozsiani po innych klubach nie osiągnęliby tak wysokiego poziomu?

Cała sztuka to zbudować team spirit. Nie pokusiłbym się o opinię, że udaje się to tylko w Warcie. To zawsze kwestia umiejętnej współpracy na wielu szczeblach w klubie. Na pewno zawodnicy, którzy tutaj trafiają, funkcjonują w drużynie inaczej. My jako sztab musimy to połączyć, nadać cel i kierunek pracy. Czy gdzie indziej naszym piłkarzom udawałoby się wydusić takiego maksa? Nie wiem i nie chciałbym tego sprawdzać.

Nie dziwię się. Żeby się przekonać, musiałby pan najpierw któregoś z kluczowych zawodników stracić.

Każdy szczegół jest dla nas istotny i nie wolno o tym zapominać. Wyniki ocenia się przez pryzmat gry zazwyczaj czternastu piłkarzy i 90 minut meczu. Tych elementów składowych jest jednak znacznie więcej. Dobry rezultat zaczyna się od 25. zawodnika w szatni, dalej przez budowanie relacji w drużynie, czy ciężką pracę na treningu.

Czuje pan satysfakcję, że jako jedyny z trenerów beniaminków zachował pan posadę do końca? Inni padli trochę ofiarą własnego sukcesu.

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Gdybym cały czas myślał o utrzymywaniu posady, umykałyby mi inne rzeczy. Pojawiłaby się bojaźń, a to by mnie blokowało i hamowało w pracy. Skupiałem się na elementach, które rozwijają zespół.

Wiosną gracie zupełnie inaczej niż jesienią, bardziej ofensywnie i swobodnie. To wynika z rozwoju drużyny, mocniejszej kadry, a może po prostu bezpiecznej sytuacji w tabeli?

Kadra to punkt wyjścia. Na skrzydłach i wszystkich pozycjach ofensywnych mamy teraz więcej jakości i możemy takiej ofensywnej gry wymagać. Poza tym pracujemy ze sobą prawie dwa lata, zaczynają nam wychodzić rzeczy, które wdrażamy od dłuższego czasu. W kwietniu i maju boiska zaczynają wyglądać bardzo dobrze i to też sprzyja płynnej grze. Mamy spokój w drużynie, nikomu nie drżą nogi, czerpiemy radość z każdego spotkania, ale wciąż stawiamy sobie cele.

To zabrzmi trochę jak kwestionowanie siły Warty, ale może Ekstraklasa nie jest taka mocna, jak mogliście sądzić tuż po awansie? Wystarczy mieć dobrze zgrany zespół, fajną atmosferę, konsekwentnie robić swoje i nawet przy najniższym budżecie w lidze, można być bardzo wysoko w tabeli.

Różnica w porównaniu do I ligi jest duża, a skok był odczuwalny. Uważam, że nie można o tym zapominać. Jeśli chodzi o kwestie finansowe, to piłkarz kosztuje tyle, ile zapłaci mu dany klub. Nie oznacza to jednak, że konkretny zawodnik Warty nie mógłby kosztować więcej w innym klubie. Dlatego nigdy nie oceniam jakości piłkarzy przez pryzmat ich zarobków. Mnie interesują ich możliwości i perspektywy dalszego rozwoju - czy np. są w stanie dać z siebie więcej procent. Przez te osiem, dziewięć miesięcy, w których jesteśmy w Ekstraklasie, widzę w drużynie zmianę mentalności, a mam przecież porównanie do I ligi. Poprawiliśmy bieganie o 30 procent, mamy to udokumentowane w raportach. Sporo zawodników przychodzi do klubu dwie godziny przed treningiem. Inwestują w siebie, po meczach mają indywidualne sesje u fizjoterapeutów, chodzą na siłownię. Właśnie takie podejście do obowiązków sprawiło, że zespół skazywany na porażkę w Ekstraklasie, oceniany jako jeden z biedniejszych, udowadnia, że umie się w tej Ekstraklasie odnaleźć.

Sami stawiacie sobie poprzeczkę bardzo wysoko, a to oznacza, że kolejny sezon będzie o wiele trudniejszy. Kibice szybko przyzwyczajają się do dobrego, rywale też już nie będą traktować Warty jak ubogiego krewnego.

Zgadzam się, że poziom trudności zdecydowanie wzrośnie, ale taka jest kolej pracy trenerów i nie tylko. Warto sobie przeanalizować losy szkoleniowców, którzy osiągnęli sukces. Potem przychodził moment, że już ich w klubie nie było, bo wzrosły oczekiwania, a wyniki były słabsze. Nie mogę być jednak zakładnikiem swojej pracy. Gdybym myślał, że dobry wynik może się nie powtórzyć, hamowałoby to możliwość osiągnięcia sukcesu w danej chwili. Zdajemy sobie sprawę z trudności kolejnego sezonu, ale skoro w I lidze zrobiliśmy sukces, a w Ekstraklasie zachowujemy ciągłość, to dlaczego ma nie wypalić w kolejnym roku?

Grając w Poznaniu, Warta byłaby jeszcze mocniejsza?

Nie myślę o tym. To byłaby ucieczka i szukanie wymówek. Oczami wyobraźni widzę nowy fajny stadion Warty z zapleczem treningowym, niedużą trybuną, ale to może zająć trochę czasu. Byłoby jednak fantastyczne, gdyby nasz klub miał swój kameralny obiekt i mógł grać u siebie. To kolejne wielkie marzenie.

Co pana bardziej ekscytuje? Szansa na grę w europejskich pucharach, czy możliwość wyprzedzenia na finiszu Lecha i bycie najlepszą drużyną w regionie?

To prowokacyjne pytanie. Jeśli chodzi o europejskie puchary, jeszcze wiele musi się zdarzyć. Nie zabierajmy szans Arce Gdynia w finale Pucharu Polski, bo tak jak Raków Częstochowa, będzie chciała spełnić swoje marzenia. My mamy w lidze trzy spotkania - z Pogonią Szczecin, Śląskiem Wrocław i Cracovią. Obronienie 4. miejsca wcale nie jest takie proste. Nakręca nas tylko chęć zwyciężania, a nie czynniki zewnętrzne. Nie ma większego znaczenia kto jest za nami. Patrzymy tylko na drużyny będące wyżej. Wiadomo, że na 3. miejsce nie ma już szans, ale gdy byliśmy na 10., spoglądaliśmy na 9 i 8. Potem chcieliśmy spychać kolejnych rywali. Naprawdę nie ma znaczenia, czy to był Górnik Zabrze, czy Lech Poznań.

Maciej Żurawski i Makana Baku to dwa kluczowe zimowe wzmocnienia, które wniosły do gry Warty mnóstwo dobrego. Obaj są jednak tylko wypożyczeni i obu może pan niebawem stracić.

Podchodząc do tematu realnie, muszę przyjąć do wiadomości, że zawodnicy będą wracać z wypożyczeń. Życie jednak pokazuje, że to kolejna bariera, która wydaje się trudna, ale tak samo ciężko było z awansem do Ekstraklasy i utrzymaniem. Nikt nam nie dawał nadziei. Mam taką myśl, że może tę przeszkodę również pokonamy. Gdyby ci chłopcy zostali z nami na kolejny sezon, byłoby to fantastyczne dla nich samych i zespołu. Maciek gra i się u nas rozwija, a Makana strzela gole i jest szczęśliwy.

Jak będzie z Łukaszem Trałką? Przed obecnym sezonem długo się wahał nad kontynuowaniem kariery. Namówicie go do przedłużenia kontraktu?

Na razie musi zagrać bez kontuzji aż do ostatniego meczu z Cracovią. Dwa miesiące temu miałem życzenie , żeby uzbierał 400 meczów w Ekstraklasie, a jeśli chodzi o dorobek bramkowy, umówiliśmy się na jeszcze dwa gole. Z każdym z zawodników mamy takie wspólne cele. Co do przyszłości, decyzja należy do Łukasza.

Czytaj także:
To już oficjalne. Wszystkie mecze Polaków na Euro 2020 w innych miastach!

Źródło artykułu: