Kamil Grosicki: Zbawicielem bym nie był, ale dałbym energię

W pierwszym wywiadzie od podpisania kontraktu z Pogonią Szczecin Kamil Grosicki opowiada nam o ostatnim, trudnym sezonie, braku powołania do reprezentacji na Euro 2020, dalszej grze w kadrze i planach na przyszłość.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Na zdjęciu Kamil Grosicki WP SportoweFakty / Damian Filipowski / Na zdjęciu Kamil Grosicki
Kamil Grosicki postanowił szerzej wypowiedzieć się nt. wydarzeń z ostatnich miesięcy. W rozmowie z naszym portalem, pierwszym od wielu tygodni, reprezentant Polski ujawnia kulisy braku powołania na EURO 2020 i związania się z Pogonią Szczecin.

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Odżył pan?

Kamil Grosicki, zawodnik Pogoni Szczecin, reprezentant Polski: W końcu wrócił uśmiech. Ostatnio, mówiąc delikatnie, miałem trudny okres.

Lubi pan nakręcać się dobrą energią, meczami, a tego przez ostatni rok brakowało.

Starałem się tego nie pokazywać, ale psychicznie nie było ze mną najlepiej. Nie chcę mówić o ciężkim stanie, ale naprawdę przeżywałem wszystkie te porażki. I w klubie, i w reprezentacji. Nie grałem w West Bromwich, nie dostałem powołania na mistrzostwa Europy. Do samego końca wierzyłem, że mimo wszystko jednak na Euro pojadę.

Co pan myślał przed turniejem?

Byłem przekonany, że dostanę powołanie choćby jako ten ostatni, 25. zawodnik. Zdawałem sobie sprawę, że nie będę ważnym ogniwem drużyny czy pierwszym wchodzącym. Analizowałem w głowie, kto jest w reprezentacji, i wydawało mi się, że nawet w przypadku gorszego okresu w klubie mam lepsze notowania od niektórych zawodników.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to się nie mieści w głowie! Zobacz, co ten Polak potrafi
To znaczy?

Wiele razy wcześniej oddzielałem problemy w klubie od reprezentacji. Potrafiłem nadrobić zaległości podczas zgrupowań i zbudować w głowie odpowiednie nastawienie: że zaraz rozegram dla kadry najważniejszy mecz w życiu. To się sprawdzało.

Po marcowym zgrupowaniu reprezentacji, czyli ostatnim, na którym pan był, miał pan pozytywne odczucia?

Tak. Dostałem trzy szanse, z Andorą (3:0) miałem asystę. Można powiedzieć: "co to za rywal", ale przecież się z nimi męczyliśmy. Ja wiem - nie rozegrałem jakichś znakomitych meczów, ale zapisałem mały plusik przy nazwisku. Przyjechałem na zgrupowanie tydzień wcześniej niż wszyscy, pokazałem, że bardzo mi zależy. Później, już w Anglii, trenowałem dodatkowo według rozpiski trenerów ze sztabu kadry. Wiadomo - na Euro nie gra się z Andorą, tylko lepszymi zespołami, ale na koniec nie dostałem nawet telefonu od trenera Sousy.

Dowiedział się pan o braku powołania na Euro 2020 z Twittera.

Włączyłem telefon, akurat Sebastian Mila wrzucił post komentujący powołania.

Musiał się pan czuć mocno niezręcznie.

Jak mówiłem - nie dałem selekcjonerowi argumentów piłkarskich, choć wiele razy na dużych turniejach dobrze radzili sobie zawodnicy, którzy nie mieli za sobą udanych sezonów. Na koniec na Euro pojechali piłkarze, którzy występowali w swoich zespołach regularnie, a i tak nie udało się nic zrobić. Zbawicielem reprezentacji bym nie był, to jasne, ale myślę, że swoją energią dałbym drużynie coś ekstra.

Selekcjoner kontaktował się z panem po ogłoszeniu powołań?

Zadzwonił trzy dni później. Przekaz był prosty: nie jedziesz. Nie chcę za dużo mówić... musiałem to przełknąć. Trener Sousa pracuje z kadrą pół roku, a ja jestem w tej drużynie od dziewięciu lat. Przeżyłem z kadrą bardzo dużo i zawsze będę za nią walczył. Mówi się, że za zasługi się nie gra, to prawda, ale wydaje mi się, że nikomu bym nie przeszkadzał. Uszanowałem decyzję trenera, ale nie wiem tylko, po co wpisywał mnie na listę rezerwową. Kontuzję złapał Arek Milik, a i tak żaden zawodnik nie dołączył do zespołu. On nie chciał nas, rezerwowych, od samego początku.

Czuł pan złość?

Brak powołania był logiczny. Tylko wpisanie mnie na listę nie miało sensu. Bo co - zespół zaczyna zgrupowanie w Opalenicy, a ja? Co mam w tym czasie robić? Trenować i życzyć komuś kontuzji? To nie w moim stylu.

Ktoś ze sztabu dał panu po Euro jakiś sygnał, że selekcjoner czeka, aż zacznie pan grać i wtedy zwróci na pana uwagę?

Nie było kontaktu. Z tego, co słyszałem, w reprezentacji podczas przygotowań była świetna atmosfera, jakiej nie widziano nigdy... Powiem tak: starałem się od tego odciąć. Nie byłem w stanie nawet meczu obejrzeć na Euro. Spotkanie ze Słowacją (1:2) śledziłem do 70. minuty. Później już żadnego nie oglądałem, ewentualnie skróty. Nie byłem w stanie opanować nerwów. Nie mogłem na to patrzeć z perspektywy kibica, wiedząc, że przecież przed chwilą biegałem z tymi ludźmi w tych samych barwach. Za dużo pięknych chwil spędziłem z kadrą, za bardzo jestem z nią związany emocjonalnie. To bolało.
A teraz jak pan o tym myśli, to zmieniłby pan coś rok wcześniej?

Mam do siebie żal, że nie wyszedł transfer do Nottingham Forest przez zbyt późne złożenie oferty. Czasem zbyt pewnie podchodziłem do niektórych spraw. Życie pokazało mi, że w piłce nie ma sentymentów i trzeba liczyć tylko na siebie. Zawsze. Podczas Euro mnóstwo myśli krążyło mi po głowie. Zastanawiałem się, czy może faktycznie powinienem zmienić klub. Może wtedy grałbym na mistrzostwach.

I jakie są pana refleksje?

Szczerze, to sam już nie wiem, czy zmiana zespołu by mi coś dała. Może po prostu nie pasowałem trenerowi do jego systemu, filozofii pracy? Zazwyczaj, gdy przychodzi nowy trener, zmienia drużynę według własnej koncepcji. A ja wystawiłem mu piłkę do pustej bramki. Nie grałem w WBA, nie pasowałem do jego systemu, bo nie jestem wahadłowym i nigdy nie będę - to nie jest moja pozycja. Na pewno na wahadle nie dałbym kadrze tyle, co w ustawieniu z klasycznymi skrzydłowymi. Akurat Pogoń na szczęście nie gra wahadłowymi.

A nie warto było poszukać zmian zimą, pół roku przed turniejem?

W styczniu nie chciałem już burzyć życia rodzinie. Dzieci chodziły w Anglii do szkoły, przeprowadzka nie byłaby łatwa. W styczniu dostałem też szansę w Premier League. Myślę, że wypadłem nieźle, zagrałem fajne mecze. Zdobyliśmy punkty, ale później okazało się, że klub po to wystawił mnie do gry, żeby zaraz mnie sprzedać. Po zamknięciu okna transferowego tylko trenowałem, prosiłem o występy w rezerwach i pracowałem indywidualnie. Robiłem, co mogłem. Wierzyłem, że kadra podniesie mnie z tego kryzysu, ale stało się inaczej.

A w klubie, West Bromie, co pan usłyszał?

Nie było tłumaczeń. Trener Sam Allardyce powiedział mi tylko, że ma swoich zawodników, na których będzie stawiał. Wydaje mi się, że raczej nie zaszkodziłbym drużynie będąc na boisku.

Za panem chyba jeden z trudniejszych momentów w karierze.

Nazwałbym ten okres nawet bardzo trudnym. Miałem wsparcie rodziny, najbliższych. Przeżywaliśmy to razem, bo każdy wiedział, ile znaczy dla mnie reprezentacja. Cieszę się, że to już za mną. Wróciłem do treningów i normalnego funkcjonowania. Teraz do roboty, muszę ciężko ćwiczyć i nadrobić zaległości.

Wierzy pan w powrót do kadry?

Ja zrobię wszystko, żeby to zrobić. Zobaczymy, co będzie. Na pewno nie chcę się z kadrą żegnać w takim momencie. Chciałbym to zrobić w innym stylu.

Myśli pan już o pożegnaniu?

Myślę, że jeszcze mogę pomóc reprezentacji, ale krok po kroku. Najpierw trening, powrót do gry, dobra forma, bramki, asysty i dopiero można planować, co dalej.

Żartuje się, że skoro nowym prezesem PZPN został Cezary Kulesza to pan zostanie zaraz kapitanem kadry. Kuleszę nazwał pan kiedyś drugim ojcem.

Od czasów, gdy grałem w Jagiellonii, mamy świetne relacje i to się nigdy nie zmieni. Fajnie, że pan Kulesza został prezesem. Zawsze walczył o najwyższe cele w swoich branżach, w sporcie i biznesie. Nie lubi przegrywać, zostawia po sobie dobrze wykonaną robotę. Życzę mu jak najlepiej i wierzę, że będzie miał dobry wpływ na piłkę w kraju. To bardzo mocna postać w Białymstoku i mam nadzieję, że teraz będzie tak odbierany w całej Polsce.

Trafił pan do Pogoni na co najmniej 2 lata. Jak udało się utrzymać wszystko w tajemnicy?

Chyba pierwszy raz nie było żadnych przecieków przy moim transferze. Moi menadżerowie z agencji "iPrime Sports" rozpoczęli rozmowy z prezesem Jarosławem Mroczkiem jakiś czas temu. Wiedziało o tym moje bliskie otoczenie plus kilka osób z klubu. Córka pochwaliła się koleżankom na podwórku, że będzie chodziła do szkoły w Szczecinie, ale na szczęście nikt tego nie połączył. Na stadion dojechaliśmy w tajemnicy. Osoba z klubu odebrała mnie z umówionego miejsca, gdzie było mało ludzi. Musieliśmy uważać, bo w dniu meczu cały Szczecin tętni życiem. Wsiadłem z Mają do auta z przyciemnianymi szybami, mijaliśmy fanów, ale nic nie widzieli. Wjechaliśmy samochodem na stadion i 10 minut przed spotkaniem ze Stalą Mielec wybiegliśmy na boisko, na prezentację.
Kamil Grosicki zaraz po podpisaniu umowy z Pogonią Szczecin razem ze współpracownikami z agencji Kamil Grosicki zaraz po podpisaniu umowy z Pogonią Szczecin razem ze współpracownikami z agencji "iPrime Sport"
Dawno nie rozdawał pan tak długo autografów.

Chyba ponad godzinę stałem przy stadionie. Czekałem do ostatniej osoby, nie chciałem nikomu odmówić zdjęcia czy autografu. Ludzie podchodzili też na mieście, gdy byliśmy z rodziną na obiedzie. Zainteresowanie było duże.

Duże, bo do Szczecina wrócił "Opel".

Do 17. roku życia wszyscy tak do mnie mówili. To ksywka z podwórka. Pod choinkę dostałem koszulkę francuskiego klubu Bordeaux i biegałem w niej po osiedlu. Miała na przodzie duży napis tej firmy. W trampkarzach tak na mnie wołali, dopiero później stałem się "Grosikiem". Tylko najstarsi koledzy używają pseudonimu "Opel".

Również ci ze słynnego wywiadu dla TVP3 Szczecin?

Piękne czasy. Trochę zmienił mi się głos, ale widać, że zawsze starałem się brylować w towarzystwie. Miałem wtedy może z 12 lat? To był chyba mój pierwszy wywiad. Graliśmy w turnieju kadr wojewódzkich. Nasze zachodniopomorskie rywalizowało z pomorskim. Mieli mocną drużynę, ale wygraliśmy 2:0, a ja strzeliłem dwa gole.



To zapytam jak dziennikarz z tamtego materiału: w Pogoni będzie dobrze czy bardzo dobrze?

Musi być bardzo dobrze. Po to tu wróciłem, żeby znowu cieszyć się grą. Walczymy o jak najwyższe cele, zespół dobrze się rozwija i jest dobrze zorganizowany. Sam fakt, że podpisali ze mną kontrakt świadczy, że prezesowi zależy na jak najlepszych wynikach.

Jak z pana przygotowaniem do rozgrywek? Przez ostatni miesiąc trenował pan indywidualnie.

Trenerzy są zadowoleni, jest na czym budować formę.

To pana ostatni kontrakt? Kiedyś wspominał pan, że w Pogoni chciałby zakończyć karierę.

Zrobię wszystko, żeby wypełnić minimum trzy lata kontraktu i bardzo możliwe, że do końca kariery zostanę w Szczecinie. Bo po co znowu szukać wrażeń? Dziesięć lat byłem za granicą, wystarczy. Teraz chcę się cieszyć życiem codziennym w swoim mieście. Teraz cała rodzina jest na miejscu. Tylko siostra, Kornelia, też piłkarka, wyjechała do Sosnowca. Ja wróciłem, a ona pojechała karierę robić.

Ponoć razem ze wspólnikami, Bartłomiejem Ławą i Tomaszem Podobasem, ma pan w planach stworzyć klub od podstaw i wystartować od B-klasy?

Są takie plany. Prowadzimy w mieście akademię Football Arena, ostatnio wybudowaliśmy nowe boisko. Podpisujemy na dniach umowę o dzierżawę kolejnych terenów. Idziemy do przodu i mam nadzieję, że ja też zaraz wystartuję na boisku.

Kiedy powrót? Nowe informacje na temat zdrowia Krzysztofa Piątka

Zarobki Grosickiego w Pogoni? Może zakręcić się w głowie

Czy Kamil Grosicki jest dalej potrzebny reprezentacji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×