Mimo iż Raków Częstochowa gra w tym sezonie na dobrym poziomie, utrzymuje się w czołówce PKO Ekstraklasy, to nie wszyscy piłkarze tego zespołu są zadowoleni z liczby otrzymywanych minut od trenera Marka Papszuna. Jedną z takich osób jest Żarko Udovicić, który uzbierał nieco ponad 200 minut, a w dwóch ostatnich meczach nie podnosił się z ławki rezerwowych.
Z Serbem porozmawialiśmy o bieżącej sytuacji Rakowa, o planach na przyszłość, chęci wyjazdu na Bali czy choćby o zwolnieniu Piotra Stokowca z Lechii Gdańsk.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty: Jak oceniasz początek sezonu w wykonaniu Rakowa? Wystartowaliście nieźle, biorąc też pod uwagę fakt, że większość meczów graliście na wyjeździe.
Żarko Udovicić, piłkarz Rakowa Częstochowa: Myślę, że nie jest najgorzej. Przegraliśmy tylko jeden mecz i jesteśmy tuż za podium. Nie możemy się jednak sugerować tabelą na tym etapie sezonu. Jest na to za wcześnie. Trzeba wygrywać mecze, gromadzić punkty. Wygrywając w Warszawie daliśmy sygnał, że jesteśmy w stanie wygrywać z każdym w tej lidze.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesięwsporcie: Kibice Realu pytają czy to Cristiano Ronaldo?
Przywykliście już do tego, że jesteście postrzegani jako jeden z faworytów do mistrzostwa Polski?
Raków jako cały klub ciągle idzie do góry. Widać to gołym okiem. Myślę, że każdy jest już przyzwyczajony do mocnego Rakowa, z którym nie gra się łatwo. W ciągu paru miesięcy wygraliśmy dwa razy z Legią na jej stadionie - najpierw w Superpucharze, teraz w lidze. Pokazaliśmy, że jesteśmy mocni. Ale z drugiej strony, wolałbym, żeby nie określano nas jako faworytów. Łatwiej się gra, gdy jest się po tej drugiej stronie. Tak było w Warszawie. Wtedy nie byliśmy faworytem, nikt nie oczekiwał od nas wygranej, więc każdy punkt jest traktowany jako zdobyty, a nie stracony.
Co jest największą siłą Rakowa?
Zespół. Na pewno nie będę wymieniał jednostek. Siłą Rakowa nie jest sam trener czy jeden lub drugi piłkarz. Gramy wysokim pressingiem, jesteśmy ustawieni blisko siebie, w kompakcie. Jeśli wykonujemy założenia taktyczne, to jesteśmy silni. Oczywiście, czasami ktoś wyskoczy na pierwszy plan, jak choćby Ivi Lopez przy rzucie wolnym, natomiast będę podkreślał, że największą siłą Rakowa jest drużyna.
Graliście w eliminacjach do Ligi Konferencji Europy. Wyeliminowaliście Rubin Kazań, a odpadliście dopiero po dwumeczu z KAA Gent. Chyba trudno było ugrać coś więcej?
Nie dało się. O sile tej drużyny przekonaliśmy się przede wszystkim w meczu wyjazdowym, gdy nie mieliśmy wiele do powiedzenia. W pierwszym spotkaniu oni również grali bardzo dobrze, natomiast my zaprezentowaliśmy się wtedy o wiele lepiej niż w rewanżu. Cóż, mieliśmy też trochę pecha w losowaniu. Rubin i Gent to bardzo mocne drużyny, a jeśli popatrzysz na zespoły dostępne w losowaniu, to można było trafić na nieco łatwiejszą drogę do fazy grupowej.
Sam grasz niewiele w tym sezonie. Ze zdrowiem wszystko w porządku? To wynika jedynie z decyzji trenera?
Zgadza się. Jestem zdrowy i cały czas walczę o miejsce w składzie. Cieszy mnie przede wszystkim fakt, że od momentu, gdy przyszedłem do Rakowa, nie opuściłem ani jednego treningu.
Podejrzewam jednak, że nie jesteś zadowolony z liczby rozegranych minut. Nieco ponad dwieście we wszystkich rozgrywkach.
W Rakowie konkurencja jest bardzo duża, co oczywiście jest dobre dla każdego zawodnika. Oczywiście, dotychczas grałem mało, ale jestem świadomy, że i tak nie wykorzystałem tych minut tak jak chciałem. Prosty przykład - w Warszawie zagrałem dwanaście minut i po meczu byłem rozczarowany, bo mogłem zrobić więcej dla drużyny, tak w defensywie, jak i w ofensywie. Jasne, dwanaście minut to mało czasu, ale gdy wchodzisz na boisko, to musisz dać coś konkretnego. Lubię dawać konkrety. Miałem dwie sytuacje w Warszawie, jednak brakowało mi dokładności, by zaliczyć asystę. Nawet jeśli dostajesz mało minut, to musisz robić wszystko, by było ich stopniowo coraz więcej.
Bije od ciebie optymizm, więc chyba ani przez moment nie żałowałeś transferu do Rakowa?
Nigdy nie żałowałem i nie żałuję. Zdaję sobie sprawę gdzie byłem pół roku przed przejściem do Rakowa. Miałem wtedy problemy zdrowotne, trenowałem z drugim zespołem Lechii. Wiosną wróciłem do życia, zagrałem parę spotkań w lidze i ludzie dostrzegli, że mogę być wartościowym zawodnikiem. Nie zastanawiałem się ani sekundy, gdy dostałem propozycję z Rakowa. Skończyliśmy sezon w Lechii na siódmym miejscu, a nagle dzwoni do ciebie wicemistrz i zdobywca Pucharu Polski.
Pół żartem, pół serio, okazało się, że Ivi Lopez jednak też jest człowiekiem i w dwóch meczach nie strzelił gola z rzutu wolnego, choć był blisko.
Ivi ma to coś. Ale nie możemy polegać wyłącznie na nim i liczyć, że z każdego rzutu wolnego strzeli gola. Myślę, że jesteśmy groźni ze stałych fragmentów. Praktycznie każdy rzut rożny jest wyzwaniem dla przeciwnika.
On na treningach też strzela gola za golem?
Oj, nie! Chyba te najlepsze strzały zostawia sobie na mecz. Na treningach nie wygląda to aż tak dobrze.
Zastanawiam się czy inni zawodnicy z pola w Rakowie jakkolwiek próbują negocjować, by - mówiąc kolokwialnie - dopchać się do jakiegoś rzutu wolnego czy jednak jest to zarezerwowane tylko dla jednej osoby?
Ivi jest numerem jeden przy każdym stałym fragmencie. Jeśli tylko jest na boisku, to nie ma nawet sensu do niego podchodzić i prosić, żeby oddał piłkę. On ma pierwszeństwo na wszystko.
Ciekawi mnie jeszcze jedno. Jak wyglądają wasze treningi strzeleckie, patrząc na popisy Vladana Kovacevicia na początku sezonu. Trudno jest mu strzelić gola?
Zdecydowanie. Jemu nie sprawia różnicy czy to mecz czy trening. Broni bardzo dobrze w każdej sytuacji. Świeża sprawa, w czwartek mieliśmy trening wyrównawczy, zakończyliśmy go gierką. Na szczęście miałem Vladana w swojej drużynie, dzięki czemu wygraliśmy po rzutach karnych, a on sam obronił trzy strzały. To świetny bramkarz.
Pamiętam, że w Lechii miałeś jedne z najlepszych wyników motorycznych, a przecież nie należysz do najmłodszych zawodników. Jak jest w Rakowie?
Muszę trochę się pochwalić, ale nadal jestem w czołówce. Moje wyniki są porównywalne do chłopaków mających osiemnaście czy dziewiętnaście lat.
Masz 34 lata. Ile będziesz w stanie pograć na najwyższym poziomie?
Będę grał dopóki zdrowie na to pozwoli. Nie zamierzam jeszcze kończyć kariery. Poza tym, co miałbym później robić, skoro przez całe życie byłem związany z piłką. Cieszę się każdą chwilą, robię swoje. Mam w Rakowie kontrakt do końca tego sezonu. Zobaczymy, co będzie dalej. Piłka nożna jest taka, że nic nie możesz zaplanować. Jestem świadomy, że wszyscy patrzą na mój wiek. Nikt nie będzie zwracał uwagi na wyniki testów czy mój stan zdrowia.
Powrót do Serbii wykluczasz?
Nie ma takiej możliwości. Do Serbii mogę pojechać tylko po to, by odwiedzić rodziców lub znajomych. Nie ma szans, jeśli chodzi o piłkę. Chciałbym zostać w Polsce i to ona ma pierwszeństwo przy ewentualnych rozmowach w przyszłości. Walczę też o polski paszport.
Marzy ci się jakiś egzotyczny kierunek?
W Gdańsku miałem bardzo dobre relacje z Egy Maulana Vikrim i żartowałem, żeby dał mi namiary na jakieś FC Bali lub podobny zespół. Sytuację mocno pokrzyżowała jednak pandemia.
Skoro napomknąłeś o Lechii. Byłeś zdziwiony zwolnieniem trenera Stokowca?
Nie byłem zaskoczony. Spodziewałem się tego, bo Lechia grała dość średnio w ostatnim czasie. I powiem tak: miałem więcej problemów w Lechii niż wszyscy ci, którzy narzekali na ten klub w gazetach. Możesz swobodnie to napisać. Nie ma jednak szans, żebym powiedział jakieś negatywne słowa w kierunku trenera czy klubu. Ja te sprawy rozwiązuje inaczej.
CZYTAJ TAKŻE:
Nie zostawił na Sousie suchej nitki. "Parcie na wyjazd staje się większe"
Fabiański szykuje się na pożegnanie. "Mam nadzieję, że nie narobię obciachu"