[tag=60]
Arsene Wenger[/tag] to żywa legenda Arsenalu. Francuski szkoleniowiec pracował w tym klubie od 1996 do 2018 roku. Poprowadził drużynę "Kanonierów" aż 1235 razy. Wygrał 707 meczów, 280 zremisował, a w 248 przypadkach rywale okazali się lepsi.
Jest najbardziej utytułowanym i najdłużej pracującym szkoleniowcem w historii Arsenalu. Jako jedyny trener w historii ligi angielskiej zdobył tytuł, nie przegrywając w sezonie ani jednego meczu (2003/04).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozalny gol na Ukrainie. Jak to wpadło?!
To właśnie Wenger sprowadził latem 2007 roku Łukasza Fabiańskiego. Arsenal zapłacił wtedy Legii ponad 4,3 miliona euro. "Fabian" spędził pod okiem francuskiego trenera aż siedem lat.
Jak, po latach, Wenger wspomina tę współpracę? Dlaczego Polakowi nie poszło aż tak dobrze w Arsenalu, jak się wszyscy spodziewali? Czym różnił się pobyt Fabiańskiego w tym klubie od ścieżki Wojciecha Szczęsnego? Czy faktycznie Francuz chciał ściągnąć Artura Boruca? O tym wszystkim legendarny szkoleniowiec opowiedział w specjalnym wywiadzie dla WP SportoweFakty.
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: W sobotę Łukasz Fabiański, meczem z San Marino, pożegna się z reprezentacją Polski. Pracował pan z nim aż siedem lat. Jak, dziś, po latach, ocenia pan tego bramkarza?
Arsene Wenger, były trener Arsenalu (1996-2018), obecnie pracuje dla FIFA jako szef projektu globalnego rozwoju futbolu: - Łukasz to… jeszcze młody bramkarz. Myślę, że wciąż przed nim kilka lat gry. OK, ma 36 lat, ale nie musi przecież biegać jak piłkarz z pola. Dzięki temu trochę jeszcze pogra. A że odchodzi z kadry? Na pewnym etapie piłkarze podejmują takie decyzje. Chcąc grać dalej w klubie, odchodzą na przykład właśnie z reprezentacji. A co do jego oceny, powiem jedno: to jeden z najbardziej utalentowanych piłkarzy, z jakimi kiedykolwiek pracowałem.
Aż tak?
Aż tak. Piłkarsko miał i ma wszystko. Panowanie nad piłką, technika, inteligencja, szybkość reakcji. To bramkarz kompletny. A przy tym hiperinteligentny, świadomy tego, czego od sportowca oczekuje się w nowoczesnym futbolu. Mówię o tak zwanym "prowadzeniu się", odżywianiu i wszystkim, co ma wpływ na formę zawodnika. Powiem więc jeszcze raz: to jeden z najbardziej utalentowanych piłkarzy, z jakimi pracowałem. I dodam jeszcze jedno: jeden z moich ulubionych. Również za to, jakim jest człowiekiem. A jest po prostu człowiekiem dobrym.
W Polsce też jest tak odbierany. Wróćmy jednak do jego początków w Arsenalu. Jak to było z wykupieniem go z Legii? Oglądał go pan w akcji? Wielu mieliście wtedy kandydatów?
Piłkarzy pod obserwacją zawsze jest wielu. Ja się na bramkarzach aż tak bardzo nie znam, więc na bezpośrednią obserwację do Polski wysyłałem Gerry'ego Peytona, mojego specjalistę od golkiperów. Ufałem mu bezgranicznie, więc skoro on rekomendował Fabiańskiego, to ja się z nim od razu zgodziłem. Oczywiście, oglądałem też Łukasza "na kasetach", więc też miałem opinię o nim wyrobioną. I do dziś uważam, że nie pomyliliśmy się w ocenie jego piłkarskich umiejętności. Był piłkarzem top class i takim pozostaje do dziś. Natomiast...
No właśnie. Nikt nie wątpi w klasę Fabiańskiego, a jednak pobyt w Arsenalu nie był wielkim sukcesem. 7 sezonów, 78 meczów.
Powtarzam: nie pomyliliśmy się co do oceny piłkarskich umiejętności Łukasza. Tu zdania nie zmienię nigdy. Natomiast, gdy teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że on do Arsenalu trafił za wcześnie. Miał wtedy 22 lata. Dla niego przeskok z Legii był duży i nagły. Przypuszczam, że gdyby przyszedł do nas w wieku 26-27 lat, gdy bramkarz jest już ukształtowany, to jego kariera w naszym klubie potoczyłaby się lepiej. Na pewno rolę odegrało też to, jak sam do tego podchodził. Według mnie miał tendencję do zbytniego obwiniania się za popełnione błędy. Wręcz się tym torturował. Brał to wszystko mocno, chyba za mocno do siebie. Przez to nie było mu łatwo. W sumie to typ introwertyka.
Ma pan jakiś ulubiony moment Fabiańskiego w Arsenalu? Bo przecież dobrych meczów też sporo rozegrał.
Jednym z ulubionych i dla mnie, ale przede wszystkim dla niego, było wygranie Pucharu Anglii.
To było tuż przed jego odejściem, prawda?
Tak. Zaraz potem odszedł z Arsenalu i podpisał kontrakt ze Swansea.
Fabiański mówił, że chciał go pan wtedy zatrzymać, nawet po tym finałowym meczu. To prawda?
Tak, to prawda. Nie chciałem, aby odchodził z Arsenalu, bo wiedziałem, że on w końcu eksploduje! Był za dobry, za bardzo utalentowany, żeby przepaść. I to się potwierdziło: gdy patrzę teraz na to, czego dokonał do tej pory, to uważam, że zrobił wielką karierę. I jeszcze jedno panu powiem. W pewnym momencie powinienem być na niego zły. Bardzo zły. Ale nie potrafiłem.
O który moment chodzi?
Po odejściu do Swansea przyjechał na mecz z Arsenalem. I był nie do pokonania! Bronił dosłownie wszystko. Próbowaliśmy, ale tamtego dnia nie było na niego mocnych. Powinienem być zły na Łukasza, bo "przez niego" mój zespół przegrał, ale nie potrafiłem. Bo gdzieś tam w środku duszy zawsze mu dobrze życzyłem. I to się nigdy nie zmieni.
Fabiański i Szczęsny, czyli odwieczna walka o numer jeden. I w Arsenalu, i w polskiej kadrze. Urodzeni tego samego dnia, skazani niejako na siebie. Pan był częścią tej ich rywalizacji.
Polska potrafi "produkować" świetnych bramkarzy, a ja miałem okazję z niektórymi pracować. No cóż, faktycznie, to dwaj wartościowi bramkarze, ale inni. Również pod względem charakteru. Łukasz, jak mówiłem, typ introwertyka, a Wojciech odwrotnie - ekstrawertyk. Szczęsny lepsze warunki fizyczne, ale Fabiański wspaniały technicznie. Natomiast porównując ich karierę w Arsenalu, chciałbym podkreślić jedną, istotną rzecz. Szczęsnemu było jednak o wiele łatwiej.
Dlaczego?
Proszę spojrzeć na to, jak oni przychodzili do Arsenalu. Wojtek miał zupełnie inne wejście. Przyjechał tu jako nastolatek, dorastał z Arsenalem. Miał bardzo dużo czasu, żeby się tego klubu nauczyć, zaaklimatyzować w nim. Tymczasem dla Łukasza, jak mówiłem, to był skok na głęboką wodę. W młodym jak na bramkarza wieku. O tym też trzeba pamiętać.
W Polsce niektórzy mają odczucie, że jednak Szczęsny był faworyzowany przez kolejnych selekcjonerów, że Fabiański jednak niemal zawsze był tym drugim.
Zdarza się, że na danego selekcjonera w jakiś psychologiczny sposób działa to, że jeden z bramkarzy występuje w większym klubie. To już na starcie bywa decydujące.
A skoro rozmawiamy o polskich bramkarzach. Czy faktycznie był temat pozyskania przez Arsenal Artura Boruca, gdy ten grał w Celtiku? Skoro mam okazję, to zapytam.
Był temat Boruca w Arsenalu. Co do tego nie ma wątpliwości. Natomiast czemu do nas nie trafił, szczegóły. Tego już nie pamiętam aż tak dokładnie. Sporo czasu już minęło.
Z Polski sprowadził pan jeszcze Krystiana Bielika. Tyle że to jego zdrowie.
No właśnie. Co do umiejętności piłkarskich, to Bielik jest fenomenalny, top piłkarz. Ale te urazy... Niestety, nie każdy ma zdrowie jak Cristiano Ronaldo, który przez kilkanaście lat gra non stop, bez przerw, na światowym poziomie. Praktycznie bez urazów.
Kończąc polskie wątki, pamięta pan jeszcze Tomasza Frankowskiego? Pracowaliście razem w Japonii, w Nagoya Grampus.
Oczywiście, że pamiętam. Wcześniej grał w Strasbourgu.
A teraz jest… europarlamentarzystą.
Ooo! Ale specjalnie mnie to nie dziwi. Bo to po prostu bardzo inteligentny człowiek!
Wracając na koniec do Fabiańskiego. W obecnym momencie to dla pana bramkarska czołówka Premier League, czy są jednak dużo lepsi?
Fabiański zdecydowanie jest w tej czołówce. I - jak powiedziałem wcześniej - jeszcze długo może grać na wysokim poziomie.
To będzie piękne pożegnanie Fabiańskiego
To bolało Fabiańskiego na kadrze