Maciej Kmita: Niemcy jeszcze zapłaczą za Lewandowskim (OPINIA)

Ktoś w Niemczech stracił kontakt z podłogą. 298 minut bez gola wystarczyło do tego, by media wieszczyły "kryzys" Roberta Lewandowskiego, a "Bild" donosił nawet o frustracji Polaka. Jeszcze całe Niemcy, włącznie z Monachium, zatęsknią za "Lewym".

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Robert Lewandowski PAP/EPA / SASCHA STEINBACH / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Słowa "kryzys" i "frustracja" odmieniano obok nazwiska Roberta Lewandowskiego przez wszystkie możliwe przypadki. Strzelecka "niemoc" Polaka, licząc mecze Bayernu i reprezentacji, trwała łącznie 298 minut, czyli ledwie 3,5 meczu, ale to wystarczyło do tego, by niemieccy dziennikarze wzięli go na celownik.

"Lewy" zdławił kryzys, nim ten na dobrą sprawę się zaczął i w niedzielę zamknął usta krytykom. Już w 3. minucie meczu z Bayerem (5:1) zgłosił swoją kandydaturę do konkursu na gola sezonu (zobacz TUTAJ), a w ogóle skompletował dublet. Odpowiedział Erlingowi Haalandowi i zrównał się z nim w klasyfikacji strzelców Bundesligi.

301 - tyle ostatecznie minut trwała ta "niemoc". W przypadku innych napastników media włączają stoper o wiele później, ale to tylko potwierdza klasę "Lewego" - wszedł na taki poziom, że każdy jego występ bez gola wydaje się anomalią. Dwa z rzędu mecze bez trafienia to już istne wynaturzenie i powód do wyciągnięcia z szuflady krzykliwych nagłówków.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tego byś się nie spodziewał po trenerze Roberta Lewandowskiego

"Lewy" sam jest jednak sobie winien, bo od najlepszego zawodnika na świecie - wciąż urzędującego Piłkarza Roku FIFA i głównego faworyta do Złotej Piłki - oczekuje się cudów. Przyzwyczaił Niemców do niesamowitej regularności: strzelał gole w 43 z 50 ostatnich występów Bundeslidze. Nie ma na świecie drugiego piłkarza, który w tym czasie, czyli od stycznia 2020 roku, zdobywał bramki tak często.

Lewandowski jest ambasadorem, o jakim Bundesliga kilka lat temu mogła tylko pomarzyć, ale niektórym niemieckim dziennikarzom i tak niewiele trzeba, by rzucić się na Polaka. To nie pierwszy absurdalny atak na niego w ostatnim czasie - we wrześniu 2020 roku Lothar Leuschen z "Westdeutsche Zeitung" skrytykował go za... kapitalną asystę przy golu Thomasa Muellera. Tym razem medialny szturm miał jednak drugie dno.

Gdy Lewandowski wrócił do Niemiec po zgrupowaniu reprezentacji, "Bild" grzmiał z okładki, że Polak jest "sfrustrowany" brakiem podań i psuje atmosferę w szatni. Miał zbojkotować nawet towarzyskie spotkanie, które zorganizował Manuel Neuer. "Frustrację" - co było clou artykułu - miało pogłębić to, że klub zwleka z rozpoczęciem rozmów o nowym kontrakcie. Więcej TUTAJ.

Aktualnie obowiązująca umowa Polaka jest ważna do końca sezonu 2022/23, czyli jeszcze przez 20 miesięcy. Według Lewandowskiego to odpowiedni moment na to, by usiąść do stołu. Władze Bayernu są innego zdania, więc chwilową niemoc swojego napastnika wykorzystały do tego, by medialnie osłabić jego pozycję.

Według naszych informacji, ta publikacja mocno mijała się z prawdą. To tabloidowy donos. Kontrolowany przeciek z Saebener Strasse, który jest stałą zagrywką w repertuarze działaczy Bayernu. Lewandowski też już się o tym przekonał. Gdy ośmielił się skrytykować politykę transferową klubu, Karl-Heinz Rummenigge i Uli Hoeness zorganizowali medialną nagonkę na niego. Został wtedy sprowadzony do roli niewdzięcznego najemnika.

Nie ma jednak przypadku w tym, że mistrz Niemiec i Lewandowski nie rozmawiają jeszcze o kontrakcie. Piłkarz ma oczekiwać dwuletniej umowy, na mocy której grałby w Monachium do końca sezonu 2024/25, czyli do 37. roku życia. Jeśli Bayern zatrzyma najlepszego napastnika świata na jego warunkach, to bezpowrotnie straci szansę na pozyskanie Haalanda.

Jeśli Bawarczycy nie kupią Norwega, póki ten gra w Borussii Dortmund, to już nigdy nie będą mogli sobie na niego pozwolić. W Monachium potrafią liczyć. Polak może dać Bayernowi kolejne gole i trofea przez cztery-pięć lat, podczas gdy sprowadzenie 21-letniego dziś Haalanda to inwestycja, która może się zwracać przez dekadę.

Lewandowski chciałby zakończyć karierę na Allianz Arenie, ale Bayern to nie jest klub, w którym przechodzi się na emeryturę. To bezduszna korporacja, o czym przekonali się niedawno Arjen Robben czy Franck Ribery. Dwa lata temu Bayern zdecydował się na transplantację skrzydeł i dziś w Monachium mało kto żałuje, że miejsce Holendra i Francuza zajęli młodsi o dekadę Serge Gnabry, Kingsley Coman czy Leroy Sane. Zresztą w pierwszym sezonie bez duetu "Robbery" Bayern sięgnął po Ligę Mistrzów.

Dziś władze Bayernu analizują, czy Lewandowskiego też da się wymienić na nowszy model, ale w tym przypadku mogą się przeliczyć. Niemcy zbyt łatwo przyzwyczaili się do klasy Polaka. Jego cuda spowszedniały im na tyle, że nie potrafią ich docenić, a takiego piłkarza w Bundeslidze nie było od pół wieku. Jeśli w ogóle kiedykolwiek był... Jeszcze całe Niemcy, włącznie z Monachium, zapłaczą za Lewandowskim.

Czy Robert Lewandowski powinien odejść z Bayernu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×