W finale baraży eliminacji mistrzostw świata reprezentacja Polski stanęła na wysokości zadania. Zawodnicy Czesława Michniewicza pokonali 2:0 Szwecję po golach Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego.
Jan de Zeeuw pracował jako dyrektor naszej reprezentacji w latach 2006-2009. Polski futbol bardzo mocno śledzi do dziś i cieszy się z sukcesu kadry.
- Powiem szczerze, że według mnie nie oglądaliśmy wielkiego widowiska, ale liczył się wyłącznie wynik. Wielkie brawa dla drużyny. Robert Lewandowski walczył niczym bokser w ringu. Wojciech Szczęsny wreszcie rozegrał wielki mecz. Ale najważniejsze, że zespół stworzył kolektyw. To dlatego po przerwie Szwedzi padli. Oczywiście wysłałem do Czesława Michniewicza smsa z gratulacjami. Napisałem mu: "Nic nie jest ważniejsze od zespołu" - opowiada nam De Zeeuw.
ZOBACZ WIDEO: Bardzo dobra forma Milika. "Marsylia wiele lat czekała na świetnego napastnika"
- Jak pamiętamy, współpracowaliśmy krótko z Michniewiczem, gdy Leo Beenhakker prowadził kadrę. Pomagał nam się przygotować do meczu z Portugalią. Tacy trenerzy jak on czy Adam Nawałka już wtedy mieli ogromną wiedzę, nabywali jedynie potrzebnego doświadczenia. Kiedy Leo zaprosił do współpracy kilku młodych szkoleniowców, pewnej osobie z PZPN-u nie bardzo się to podobało, chodziło między innymi o Michniewicza. Mieliśmy jednak jej zdanie w czterech literach - kontynuuje były działacz.
- Jestem w kontakcie z Leo Beenhakkerem. On też śledzi poczynania Biało-Czerwonych, oglądał spotkanie ze Szwecją. Po odejściu Paulo Sousy twierdził, że następcą Portugalczyka powinien zostać Polak. Jak widać, bardzo dobrze dla kadry, że tak się stało - kończy Holender.
Zobacz także:
Grzegorz Krychowiak: dokonaliśmy wielkiej rzeczy
Mecz jak tlen dla polskiej piłki