- Jako kibic pewnie nie chciałbym oglądać tego meczu. Trzeba jednak zrozumieć, dlaczego tak się działo. Warunki do gry, mówiąc delikatnie, nie były dobre. Kwestia boiska, wietrznej pogody, w efekcie nikomu nie było łatwo złapać płynność. Do tego oba zespoły były dość agresywnie nastawione - powiedział Marek Papszun.
- Dla nas najważniejsze było zwycięstwo, więc biorąc pod uwagę warunki, momentami mocno upraszczaliśmy grę. W moim odczuciu kontrolowaliśmy spotkanie. W piątek Lech też nie olśniewał we Wrocławiu, a jednak zasłużenie wygrał. Idziemy łeb w łeb. Jest jeszcze Pogoń Szczecin, więc trzy zespoły walczą bardzo równo - dodał.
Opiekun gospodarzy Dawid Szulczek nie miał żadnych powodów do radości, mimo to nie rozdzierał szat, uznając klasę rywala. - Gratuluję drużynie Rakowa. W pierwszej połowie miała inicjatywę, po przerwie my ją przejęliśmy. Trochę chyba sprzyjały temu warunki atmosferyczne i kierunek wiatru. Nie umniejsza to faktu, że częstochowianie mają bardzo dużo jakości. Graliśmy z jednym z trzech najlepszych zespołów w ekstraklasie - przyznał.
Zieloni mimo wszystko zawiedli, bo choć porażka z wicemistrzem Polski nie jest dla nich tragedią, to wielu spodziewało się, że postawią faworytowi większy opór.
- Zadania defensywne w wielu momentach były wypełniane nieźle, lecz z przodu Frankowi Castanedzie i Milanowi Corrynowi trudno było walczyć z Tomasem Petraskiem. Kluczowe momenty to strata dwóch bramek i właściwie obie można nazwać samobójczymi. Mamy przed sobą następne spotkania i w nich musimy zdobywać punkty - oznajmił Szulczek.
Czytaj także:
Ukraina na mundialu bez gry? Czesław Michniewicz zabrał głos
Warta Poznań walczy o nowy stadion. Spotkanie na najwyższym szczeblu
ZOBACZ WIDEO: Ostatnia szansa "pokolenia Lewandowskiego". Liderzy zdawali sobie z tego sprawę