Austriak został wykluczony w kwadransie po przerwie. Sam był sobie winny. Benedikt Zech popełnił błąd techniczny, kiedy miał piłkę pod nogami. W ostatnim momencie próbował ratować sytuację faulem na Pawle Wszołku, który wybiegał sam na sam z Dante Stipicą. Szymon Marciniak pokazał czerwoną kartkę po obejrzeniu powtórek, ponieważ wcześniej zdecydował się tylko na napomnienie.
- To był dziwny mecz. Wydarzyło się w nim kilka niewytłumaczalnych rzeczy. Po początku, który nie był najlepszy, zaczęliśmy kontrolować to, co dzieje się na boisku. Wydawało się, że możemy strzelić gola na 2:1. I w tym momencie była czerwona kartka, dzięki której graliśmy w przewadze - opowiada Aleksandar Vuković, trener Legii Warszawa.
- Pomyślałem, że poczekam jeszcze chwilę z ofensywną zmianą. Powinniśmy mieć przewagę w grze, skoro mieliśmy ją wcześniej w rywalizacji jedenastu na jedenastu. Popełniliśmy głupie błędy w obronie. Pozwoliliśmy na gole zestresowanej drużynie, którą zdominowaliśmy. Sami zawaliliśmy ten mecz, ponieważ powinniśmy wykorzystać czerwoną kartkę dla przeciwnika, a nie wykorzystaliśmy tego zupełnie - dodaje Vuković.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ibrahimović nie przestaje zadziwiać. To nie fotomontaż!
Z wyniku zadowolona była Pogoń Szczecin, która pokazała charakter i zrehabilitowała się za poniesioną w środę porażkę z Rakowem Częstochowa. Kluczowymi piłkarzami w ofensywie Portowców byli Kamil Grosicki oraz Luka Zahović.
- Szczęście było tym razem po naszej stronie. Jestem zadowolony i dumny z drużyny. W tej fazie sezonu chodzi przede wszystkim o punkty, których nie zdobyliśmy w poprzednim meczu z Rakowem - mówi Kosta Runjaić, trener Pogoni.
- Wygraliśmy po niesamowitej walce i supermeczu. Mamy teraz wolny weekend i odpowiednio dużo czasu na przygotowanie się do trzech spotkań zamykających sezon. Powalczymy do końca i mamy nadzieję, że nasi konkurenci do zdobycia mistrzostwa Polski gdzieś potkną się. Chcemy, żeby ostatni mecz w Szczecinie był dla nas prawdziwym finałem - zapowiada Niemiec.
Czytaj także: Bartosz Bereszyński nadal musi patrzeć za siebie
Czytaj także: Atalanta podniosła się po trudnym czasie