Everton od zawsze był w cieniu Liverpoolu. Zazwyczaj "The Toffees" zajmowali miejsce w środku stawki Premier League i sporadycznie grali w europejskich pucharach, tymczasem rywal zza miedzy walczył o najwyższe laury.
Klub z Goodison Park miał większe aspiracje. W ostatnich latach liverpoolczycy zmieniali menadżerów jak rękawiczki. Działacze stawiali głównie na uznane nazwiska takie jak Ronald Koeman, Carlo Ancelotti czy Rafael Benitez. Żaden z nich nie wzniósł drużyny na wyższy poziom.
Prawdziwy kryzys przyszedł w sezonie 2021/22. Latem zarząd podjął kontrowersyjną decyzję, zatrudniając Beniteza, który w przeszłości pracował na Anfield. To nie mogło się udać. Hiszpan osiągał niezadowalające wyniki i łagodnie mówiąc, nie cieszył się sympatią wśród fanów.
ZOBACZ WIDEO: Piekielnie ważny miesiąc dla Milika. "Dwa cele są proste"
Atmosfera była niezwykle napięta. W trakcie meczu z Norwich City (1:2) doszło nawet do tego, że kibic chciał przedostać się do ławki trenerskiej, jednak ochrona udaremniła jego próbę. Przegrana z "Kanarkami" przelała czarę goryczy. Po trzeciej porażce z rzędu przyszedł czas na zmiany.
Końca problemów nie widać
Kierownictwo klubu próbowało wstrząsnąć zespołem i 16 stycznia zakończyło współpracę z Benitezem. Jego powrót do Merseyside okazał się wielkim rozczarowaniem. Szkoleniowiec zostawił drużynę dopiero na 16. miejscu w ligowej tabeli, zresztą później wcale nie było lepiej.
Misję ratunkową powierzono Frankowi Lampardowi. Już wtedy Everton był zamieszany w walkę o utrzymanie, ale mimo to klub popisał dwuletni kontrakt z legendą Chelsea. Lampard zaczął swoją przygodę od zwycięstwa 4:1 nad Brentford w Pucharze Anglii. W Premier League piłkarzom nadal szło jak po gruzie.
Jakby tego było mało, po wybuchu wojny w Ukrainie brytyjski rząd nałożył sankcje na oligarchów, w tym Aliszera Usmanowa. To był kolejny już problem, z którym klub musiał się zmierzyć.
Firma Usmanowa sponsorowała między innymi boiska treningowe, dodatkowo uzbecko-rosyjski biznesmen zapewnił sobie opcję pozyskania praw do nazwy na nowym obiekcie Evertonu. 53-tysięczny stadion zostanie otwarty w połowie 2024 roku.
W zasadzie nie było innego wyjścia. Na początku marca zawieszono wszystkie kontrakty sponsorskie z rosyjskimi przedsiębiorstwami. Według szacunków, klub stracił na tym ruchu około 15 milionów euro. Nie jest tajemnicą, że Everton wcześniej miał problemy natury finansowej, to był następny cios.
Historyczny spadek?
Kłopoty się nawarstwiały, a Lampardowi coraz głębiej w oczy zaglądało widmo degradacji. Po drodze przydarzyły się bolesne porażki z Tottenhamem Hotspur (0:5), Burnley (2:3) i Liverpoolem (0:2). Trudno było spodziewać się, że będzie aż tak źle.
"The Toffees" mają silną kadrę tylko na papierze. Serwis transfermarkt.pl wycenia łącznie wszystkich zawodników na 447 milionów. Trzeba podkreślić, że przepłaceni piłkarze mogą dokonać rzeczy historycznej.
Tylko sześć ekip nigdy nie spadło z elitarnej Premier League: Manchester United, Tottenham Hotspur, Arsenal, Chelsea, Liverpool, a także Everton. Lampard zamierza uchronić zespół przed ogromną kompromitacją.
Minimalna wygrana z Chelsea (1:0) przywróciła nadzieję tamtejszym kibicom. W minioną niedzielę Richarlison zdobył arcyważną bramkę. Dzięki niej Everton plasuje się na 18. pozycji w tabeli - zbliżył się na dwa punkty do 17. Leeds United i 16. Burnley. Podopieczni 43-latka rozegrali o jeden mecz mniej.
- Nie mamy żadnego wpływu na Burnley i Leeds. Gdyby chodziło o Liverpool i Manchester City, to można by pomyśleć, że wygraliby każdy mecz do końca sezonu. Musimy się skupić na sobie, trzeba zdobyć jak najwięcej punktów w pięciu meczach. Nie wiem, ile wystarczy, by osiągnąć cel. Sądzę, że przed nami jeszcze długa droga - ocenił menadżer.
Jeśli chodzi o terminarz, sprawy wyglądają całkiem korzystnie dla Evertonu. Zawodnicy Lamparda zmierzą się jeszcze z Leicester City (8 maja), Watford (11 maja), Brentford (15 maja), Crystal Palace (19 maja) i Arsenalem (22 maja). Walka o utrzymanie zapowiada się pasjonująco.
Rafał Szymański, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Polski bramkarz był o krok od Chelsea. Na przeszkodzie stanęły sankcje
Zamieszanie wokół Ronaldo. "Nie powiedziałem tego"