Rosyjski dziennikarz ma dość propagandy Putina. "Nie chcę stać się nuklearnym popiołem"

Getty Images / Owen Humphreys/PA Images  / Gianni Infantino i Władimir Putin podczas finału mistrzostw świata 2018.
Getty Images / Owen Humphreys/PA Images / Gianni Infantino i Władimir Putin podczas finału mistrzostw świata 2018.

- Nie chcę, aby nasza planeta stała się nuklearnym popiołem - mówi Aleksandr Szmurnow. Rosyjski dziennikarz ma dość propagandy Władimira Putina i wojny w Ukrainie. Na znak protestu odszedł ze stacji Match TV i otwarcie mówi, co myśli. Dopóki może.

Match TV to jeden z popularniejszych kanałów sportowych w Rosji. W ostatnich tygodniach kilkukrotnie pokazał on, że w obliczu wojny w Ukrainie, nawet stacje transmitujące wydarzenia sportowe są w stanie stanąć po stronie propagandy i reżimu Władimira Putina. Match TV przerywał kilkukrotnie transmisje spotkań piłkarskich, jeśli tylko na stadionach pojawiały się banery solidaryzujące się z Ukrainą.

Dość propagandy Putina i prowadzonej przez niego wojny miał Aleksandr Szmurnow. Rosyjski dziennikarz na znak protestu z końcem marca postanowił zakończyć pracę dla Match TV. Jego decyzja wstrząsnęła środowiskiem, bo Szmurnow należał do dziennikarzy, którzy współtworzyli stację. Pracował w niej od samego początku istnienia.

24 lutego skończyły się kompromisy

Po ponad miesiącu od zakończenia pracy w proklemowskiej telewizji, Szmurnow zabrał głos i opowiedział o powodach swojej decyzji. - Już w październiku ubiegłego roku zdecydowałem, że nie jest mi po drodze z Match TV i nie mogę być dłużej w tej stacji. Miałem jednak wiele niedokończonych spraw, więc postanowiłem, że odejdę, gdy dociągnę wszystkie projekty do końca. Niechętnie, ale dałem sobie rok na zamknięcie wszystkich spraw - powiedział Szmurnow o swojej decyzji portalowi sports.ru.

ZOBACZ WIDEO: Myślisz, że masz zły dzień? To spróbuj przebić tego kolarza

Szmurnow w Match TV prowadził m.in. program akademii dziennikarstwa, który miał na celu szkolić młode talenty komentatorskie. Jednak wojna w Ukrainie sprawiła, że Rosjanin nie wyobrażał sobie dalszej pracy w telewizji, która staje się propagandową tubą Putina.

- Mam wyrzuty sumienia, że nie postanowiłem odejść wcześniej, ale takim ludzkim usprawiedliwieniem było dla mnie to, że mogłem pracować z tymi młodymi chłopakami w akademii. Tyle że 24 lutego skończyły się wszystkie kompromisy - dodał Szmurnow.

Dziennikarz dość odważnie przyznał, że życie w Rosji wywróciło się do góry nogami nie 24 lutego, w dniu rozpoczęcia inwazji na Ukrainę, a w roku 2011. Przy okazji wyborów do Dumy Państwowej miało wówczas dojść do fałszerstw na masową skalę, co zapoczątkowało negatywny proces zmian w kraju, które doprowadziły do absolutnej władzy Putina.

- Po tamtych wydarzeniach nie miałem wątpliwości, po której jestem stronie. Sytuacja stawała się coraz gorsza, choć miałem nadzieję, że mocą słowa można się oprzeć i sprzeciwić temu, czego nie mogłem znieść. Może powinienem był wyjść wcześniej i powiedzieć głośno to, co myślę. Jednak życie to sztuka kompromisów - wyjaśnił Szmurnow.

Bliscy w Ukrainie żyją w strachu

Szmurnow, podobnie jak wielu Rosjan, posiada bliskich w Ukrainie. Część jego rodziny żyje w okolicach Charkowa, dzięki czemu ma on wiedzę o bestialskich mordach rosyjskich żołnierzy. - To są ludzie, którzy niejednokrotnie opiekowali się moimi dziećmi, często jeździliśmy do siebie. Mam też krewnych w Zaporożu - zdradził dziennikarz z Rosji w rozmowie z portalem "Vot Tak".

- Wszyscy moi ukraińscy znajomi opuścili rejon Charkowa i pojechali do zachodniej Ukrainy. Jestem z nimi w ciągłym kontakcie i powtarzają mi, że nie spodziewali się tak fantastycznego przyjęcia na Zachodzie. Mają narodowość rosyjską, choć mieszkali w Ukrainie, całe życie mówili po rosyjsku i są zszokowani tym, co się dzieje - dodał Szmurnow.

Gdy nad ranem 24 lutego wojska rosyjskie rozpoczęły inwazję na Ukrainę, Szmurnow od razu chwycił za telefon i zadzwonił do rodziny w Charkowie. - Płakali. Mają dorosłego syna w wieku wojskowym. Razem z żoną, dziećmi wyjechał do Lwowa, by znaleźć im schronienie, po czym wrócił do Charkowa bronić tej ziemi - stwierdził były już komentator Match TV.

Szmurnow przedstawia siebie jako pacyfistę. Poglądy antywojenne ma mieć już od 15. roku życia, gdy po raz pierwszy otrzymał wezwanie do wojska. - Gdy tylko zobaczyłem oczy tych, którzy pragnęli wojny w Afganistanie, od razu stałem się osobą antywojenną - zdradził.

Obrzydliwe straszenie Putina

Dlaczego Szmurnow tak długo pracował w Match TV, choć ta regularnie wykorzystywana była do promocji reżimu Putina? On sam twierdzi, iż starał się promować wśród młodych dziennikarzy odpowiednie, prozachodnie postawy. Wierzył, że pracą u podstaw można zmienić życie w Rosji. - Teraz sytuacja się zmieniła i nie jest to możliwe - przyznał.

W rozmowie z "Vot Tak" dziennikarz poruszył też temat broni jądrowej, którą reżim Putina coraz częściej wykorzystuje do straszenia państw zachodnich. - To obrzydliwe. Byłem w Hiroszimie, spacerowałem po tamtejszym muzeum i byłem przerażony tym, co tam zobaczyłem. Jako dziecko uczyłem się w szkole wierszy o Hiroszimie, w których powtarzaliśmy "nie dla wojny", bo mówiono nam o jej okropnościach - stwierdził Szmurnow.

Dziennikarz powołuje się też na twórczość Bułata Okudżawy, rosyjskiego poety, który w swoich utworach sprzeciwiał się wojnie. - W jednym z jego wierszy jest refren: "A on wyceluje w ciebie!", więc ja nie chcę, by ktoś celował w moje dzieci. Nie chcę stać się nuklearnym popiołem i nie chcę, aby nasza planeta stała się nuklearnym popiołem. Nie chcę, by pokolenia rosyjskich dzieci były wychowywane w przekonaniu, że wojna jądrowa jest możliwa - powiedział Szmurnow.

- Kiedyś pomysł połączenia Rosji i NATO wydawał mi się najlepszą rzeczą na świecie. Wtedy większość głowic jądrowych zostałaby zniszczona, bo nie byłaby potrzebna. Teraz głowice są po dwóch stronach barykady. Dlaczego Rosja nigdy nie wstąpiła do NATO? Nie wiem, ale nie mielibyśmy obecnych problemów, gdyby to zrobiła - podsumował dziennikarz z Rosji.

Ostatnie wywiady Szmurnowa wywołały reakcję części rosyjskich kibiców, którzy zaczęli go atakować w mediach społecznościowych, by nie zajmował się polityką i wrócił do sportu. "Tych wszystkich fanów Spartaka Moskwa, którzy do mnie wypisują, byśmy nie rozmawiali o polityce, a zajęli się futbolem, chcę zapytać o jedno. Jak Spartak zagrał z Lipskiem? Bo coś przeoczyłem" - odpisał krytykom Rosjanin.

Spartak Moskwa miał zagrać w 1/8 finału Ligi Europy z RB Lipsk. Rosyjska drużyna została jednak ukarana walkowerem, bo UEFA postanowiła wykluczyć Rosjan z imprez międzynarodowych w ramach sprzeciwu wobec wojny w Ukrainie. W ostatnich dniach federacja postanowiła, że wykluczenie rosyjskich drużyn z pucharów utrzymane zostanie również w sezonie 2022/2023.

Czytaj także:
Piękny gest reprezentanta Polski. Spełnił marzenie małej dziewczynki
"Terroryści mieniący się kibicami". Były prezes PZPN oburzony po finale Pucharu Polski