Rosjanie nadal przetrzymują Amerykankę. Biały Dom interweniuje

Getty Images / Christian Petersen / Na zdjęciu: Brittney Griner
Getty Images / Christian Petersen / Na zdjęciu: Brittney Griner

Amerykańska gwiazda koszykówki - Brittney Griner - została zatrzymana w połowie lutego przez rosyjskie służby. Zawodniczka otrzymała zarzut posiadania narkotyków, a Rosjanie nie chcą z nikim rozmawiać w jej sprawie. Zaangażował się Biały Dom.

Zatrzymanie Brittney Griner w Rosji wygląda coraz bardziej niepokojąco. Amerykanka została aresztowana po tym, jak w jej bagażu znaleziono wkład do e-papierosa z olejem konopnym w składzie. Według rosyjskiego prawa grozi jej teraz nawet do 10 lat więzienia (więcej TUTAJ).

W sprawie gwiazdy światowej koszykówki próbowały interweniować różne organizacje, ale nie przynosiło to żadnych skutków. Problemy ze skontaktowaniem się z zawodniczką ma nawet amerykański konsul przebywający w Moskwie.

Najnowsze informacje podawane przez Sky Sports mówią o tym, iż Biały Dom zakwalifikował Brittney Griner jako "niesłusznie zatrzymaną". Dlatego amerykańska administracja będzie teraz intensywnie pracować nad tym, aby zapewnić jej dostęp do amerykańskiej pomocy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ogromna zadyma! W ruch poszły pięści

Pierwszym efektem tych działań jest przeniesienie sprawy do działu koncentrującego się na negocjacjach w sprawie zwolnienia niesłusznie przetrzymywanych zakładników. Możliwe, że aby uwolnić koszykarkę potrzebna będzie wymiana więźniów.

Tę sprawę porównano do przetrzymywania w Rosji amerykańskiego weterana Trevora Reeda, który został wypuszczony na wolność dopiero po wymianie na rosyjskiego handlarza narkotyków zatrzymanego w USA.

Brittney Griner to jedna z największych gwiazd WNBA. Ponadto 2-krotnie sięgała po olimpijskie złoto z reprezentacją USA. W ostatnim czasie przebywała w Rosji, gdzie reprezentowała UMMC Jekaterynburg. Razem z rosyjskim klubem w latach 2016, 2018, 2019 i 2021 wygrywała kobiecą Euroligę.

Zobacz także: Trener Zastalu bierze winę na siebie
Zobacz także: Ryzyko w Zielonej Górze się nie opłaciło