Polacy byli o krok od pierwszego półfinału w historii występów w mistrzostwach Europy, panie straciły szansę na obronę wicemistrzostwa Starego Kontynentu. Obie ekipy walczyły w fazie zasadniczej turnieju. Oto, co przyniósł czwarty dzień zmagań w Starych Jabłonkach.
"Sreberka" poza "ósemką"
Awans podopiecznych Marka Karpińskiego w piątek rano był jeszcze matematycznie możliwy. Warunkiem sine qua non było jednak zwycięstwo Polek z Chorwatkami. Dopiero wówczas zaczęlibyśmy liczyć inne wyniki w grupie.
Niestety, Biało-Czerwone w starciu z Hrvatską nie miały najmniejszych szans i przegrały w dwóch setach. Wyrównane były tylko początkowe fragmenty obu partii. Choć Polkom trudno było odmówić zaangażowania, Chorwatki były lepsze w każdym elemencie boiskowego rzemiosła.
ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]
Karolina Peda, trener-asystent reprezentacji podsumowała: - Chorwacja okazała się w tym meczu dużo lepszym przeciwnikiem, nie będziemy się oszukiwać, że było inaczej, bo o tym świadczy wynik. Usiądziemy sobie spokojnie i przeanalizujemy, dlaczego tak się wydarzyło, żeby wyciągnąć wnioski na przyszłość. Teraz po prostu musimy to przetrawić, pogodzić się z tym i podnieść się z tego tak, żeby pokazać, że stać nasz zespół na takie granie jak z Norweżkami, bo o tym doskonale wiemy.
W efekcie, Polki w sobotę grać będą o miejsca 9-16. Ich pierwszym przeciwnikiem (o godz. 9.00) będzie Francja, którą Biało-Czerwone pokonały już wcześniej w Starych Jabłonkach (2:0).
Polska - Chorwacja (kobiety) 0:2 (8:16, 6:20)
CZYTAJ: Kolejny transfer Orlen Wisły?
Przegrany bój o półfinał
O wiele więcej emocji kibicom dostarczyli panowie. Do awansu do ćwierćfinału w meczu ze Szwajcarią potrzebowali zaledwie seta. Polacy nie dość, że dopięli swego w pierwszej próbie, to wygrali cały mecz (2:1). Oczywiście, tradycyjnie, w shoot-outach. Rozstrzygnęli w ten sposób już szóste z dziewięciu rozegranych spotkań.
Mateusz Orłowski mówił: - Osiągnęliśmy plan minimum, czyli jesteśmy w ćwierćfinale. Ale nie spoczywamy na laurach i każdy kolejny mecz jest dla nas tym najważniejszym, mam nadzieję, do samej niedzieli. Uwielbiamy dreszczowce, dobrze się w nich czujemy i jeszcze bardziej cieszymy się po nich z wygranej. Teraz skupiamy się już na ćwierćfinale.
A w nim na Biało-Czerwonych czekała już Rosja, czyli druga drużyna grupy 1. I choć wynik (0:2) wskazuje na dominację naszych wschodnich sąsiadów, teza ta prawdziwa jest tylko w odniesieniu do pierwszego seta (22:30).
O losach drugiego decydowała "złota bramka", bo w regulaminowym czasie gry padł remis (18:18). Polacy wygrali wznowienie, wywalczyli rzut karny, ale Rosjanie najpierw wybronili piłkę, po czym sami "zamknęli" mecz. Shoot-outy były na wyciągnięcie ręki, a wiemy jak dobrze Polacy sobie w nich radzą...
Mikołaj Krekora, trener-asystent, stwierdził: - Słaby pierwszy set w obronie i bramce zaważył o wyniku, bo w ataku nie było najgorzej. Musieliśmy sobie poradzić z tym, że wypadł nam jeden zawodnik. W drugim secie w defensywie prezentowaliśmy się już lepiej. Szkoda, że nie wykorzystaliśmy naszych szans w końcówce i przy "złotej bramce". Kibicom na pewno należały się shoot-outy. Szukamy swoich szans dalej i dziękujemy kibicom za przybycie i doping.
Kadra trenera Jarosława Knopika w sobotę grać będzie zatem o miejsca 5-8. I tak jest to już wyrównanie najlepszego występu Polaków w historii ME - w 2009 roku w norweskim Larviku zajęli 8. lokatę.
Polska - Szwajcaria (mężczyźni) 2:1 (28:19, 17:18, 10:6)
Polska - Rosja (mężczyźni, ćwierćfinał) 0:2 (22:30, 18:19)