Wpadka Azotów Puławy. "Nie ma na to żadnego usprawiedliwienia"

Materiały prasowe / KS Azoty Puławy / Na zdjęciu: trener Robert Lis
Materiały prasowe / KS Azoty Puławy / Na zdjęciu: trener Robert Lis

Azoty Puławy doznały w sobotę niespodziewanej porażki z Gwardią Opole (32:33) w swoim trzecim meczu PGNiG Superligi. - Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tego występu - mówi trener ekipy z Lubelszczyzny, Robert Lis.

- Ciężko coś powiedzieć po takim spotkaniu, bo dla mnie jest niewytłumaczalne dlaczego zagraliśmy tak słabo. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tego występu. Poprzednie dwa mecze były bardzo dobre, a z Gwardią zabrakło może trochę więcej wsparcia w bramce i innych elementach - stwierdził Lis. - Zawiodło wszystko, począwszy od obrony, po skuteczność w ataku - potwierdził młody rozgrywający Azotów, Jan Antolak.

Pierwsza połowa nie zapowiadała tak kiepskiego zakończenia dla puławskiej drużyny. W pewnym momencie tej części gry, po udanej akcji Kacpra Adamskiego, wynik brzmiał 12:6. Co prawda Gwardia za chwilę poderwała się do walki i zmniejszyła straty, ale do przerwy przewaga wydawała się względnie bezpieczna i mogła być przyzwoitą trampoliną do odskoku rywalom.

Tymczasem już pierwsze akcje drugiej połowy pokazały, ze czas spędzony w szatni lepiej wykorzystali Gwardziści, którzy dosyć szybko złapali bezpośredni kontakt bramkowy i udanie go utrzymywali. W 41 min. nieopierzony (rocznik 2005) Piotr Zawadzki, zachowując zimną krew przy rzucie karnym, doprowadził w końcu do remisu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: partnerka Milika błyszczała w Paryżu

Azotom nie ułatwiało zdania zdarzenie, które miało miejsce 180 sekund później, a o którym tak mówił po meczu Antolak. - Myślę, że duże znaczenie miało wykluczenie z gry Iwna Burzaka (czerwona kartka), który grał na środku obrony. Mamy mało defensorów, a on jest jednym z podstawowych. W końcówce jego pomocy zabrakło.

Nie można oczywiście przyjąć, że ten fakt, zdecydował o porażce puławian, choć opolanie skrzętnie skorzystali z braku tego zawodnika. Większe pole do działania na pozycji obrotowego zyskał Mateusz Jankowski, który często brał wówczas odpowiedzialność za wynik. Za to u puławian jedynym nominalnym graczem pozostał Kelian Janikowski.

Problem, który trapił Azoty i miał fatalne skutki był zdaniem trenera Lisa, był następujący: - Nie pamiętam kiedy zmarnowaliśmy tyle sytuacji sam na sam z bramkarzem, jak to miało miejsce w drugiej połowie. Rozumiałbym gdyby były to rzuty z drugiej linii, ale te nie stuprocentowe z szóstego metra. Nie trafialiśmy w bramkę - powiedział.

Na koniec pomeczowej rozmowy dla mediów pozostawił realną ocenę sytuacji. - Trudno, trzeba tę porażkę przeżyć, wyciągnąć wnioski i zastanowić się co dalej, bo nie ma sensu rozdzierać szat. Wiemy, że potrafimy grać. Szkoda tylko punktów. Niestety w lidze można grać słabo, ale zdobywać je trzeba.

Zobacz także:
Przełamanie Chrobrego Głogów -->
Niedosyt w Ostrowie. MMTS Kwidzyn wrócił do żywych -->

Komentarze (2)
avatar
julian.kowalski1995
21.09.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Usprawiedliwieniem może być : uraz Kowalczyka w 25 min.,czerwona kartka Burzaka w 40min. no i najważniejsze; indolencja rzutowa Prawej połowy w Azotach.Przez cały mecz prawa połówka rzuciła 1(j Czytaj całość
avatar
pan T.
18.09.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Znając prezesa Witaszka, można śmiało powiedzieć, że jest już po słowie z innym trenerem. U ,,Szeryfa" już pewnie telefon dzwonił:)