Po sezonie 2021/22 Jakub Skrzyniarz wyrósł na poważnego kandydata do miejsca w kadrze na MŚ 2023. Wielokrotnie ratował skórę kolegom z Górnika Zabrze, trener Marcin Lijewski mówił o nim: - Kuba to potwór. Już żałuję, że odejdzie po sezonie. Czołowy golkiper PGNiG Superligi latem zamienił Zabrze na słoneczne Irun, w barwach Bidasoi próbuje pokazać się w lidze hiszpańskiej i Lidze Europejskiej.
Marcin Górczyński, WP SportoweFakty: Jak się żyje w Kraju Basków? Po prognozach wnioskuję, że nie masz powodów do narzekań.
Jakub Skrzyniarz, bramkarz Bidasoi Irun: Odkąd przyjechałem do Irun, nieustannie ciepło, właściwie cały czas chodzę w krótkich spodenkach. Miła odmiana po polskiej pogodzie.
Język hiszpański też zdążyłeś przyswoić, udzieliłeś już pierwszego wywiadu.
Uczę się języka już właściwie od podpisania kontraktu. Znałem trochę słów i konstrukcji, ale najwięcej dał mi pobyt na miejscu. To zupełnie coś innego, kiedy musisz używać tych sformułowań na żywo. Na początku korzystałem z angielskiego, ale z czasem przeszedłem na hiszpański. Miło ze strony kolegów, że nie wytykają mi błędów, tylko radzą, kiedy używać konkretnych zwrotów. Co do pierwszego wywiadu, to "wzięli mnie" znienacka po spotkaniu z Kolstad. Szykowałem się do pomeczowej kąpieli i zostałem wywołany. Nie miałem nic ułożonego w głowie, wyszło spontanicznie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: hit sieci z udziałem Sereny Williams. Zobacz, co robi na emeryturze
Jesteś jednym z ośmiu obcokrajowców, ale większość z nich zebrała już doświadczenie w Hiszpanii bądź posługuje się językiem hiszpańskim. Trudno wejść do takiej szatni?
Mamy Chilijczyka, Kubańczyka, Francuza, Tunezyjczyka i Serba, ale większość z nich ma już obycie w Hiszpanii. Ja zaczynałem od zera. Wejście było normalne, nie doświadczyłem przykrych sytuacji, nie czułem się odsunięty na boczny tor. Nie ukrywam, że było mi łatwiej dzięki Julenowi Aguinagalde. Wciąż dużo pamięta z języka polskiego, swobodnie się porozumiewamy. Swoją drogą, Julen jest chyba najbardziej doświadczonym zawodnikiem w naszym zespole, grał na najwyższym możliwym poziomie i myślę, że ze nadal jest klasowym obrotowym. Na pewno jego doświadczenie ma duży wpływ na naszą grę. Kończy karierę w swoim mieście i jest swego rodzaju ikoną.
Zostawiając już kwestie okołosportowe, jak ocenisz swoje pierwsze miesiące w Irun? W polskich mediach zaistniałeś głównie dzięki świetnemu występowi w Lidze Europejskiej. W meczu z gwiazdami Kolstad odbiłeś aż 13 piłek.
Jest różnie, wszystko zależy jak ułoży się spotkanie. Na pewno musiałem się przyzwyczaić do innego stylu gry. W Superlidze rozgrywający mają po dwa metry i bombardują z dystansu. W Hiszpanii wszystko bardziej ewoluuje w kierunku rzutów z pierwszej linii. To nie tak, że grają wyłącznie do skrzydła czy koła, ale nawet rozgrywający częściej decydują się na indywidualne wejście, co wynika też z ich warunków. Przeważnie nie są tak rosłymi zawodnikami jak w Polsce. Muszę bronić dużo sytuacji sam na sam, to trochę tak, jakbym musiał radzić sobie w kontrach. Nie brakuje okazji do wykazania się.
Po występie z Kolstad wszyscy klepali cię po plecach?
Nie, ale dało się odczuć zadowolenie z awansu i całego dwumeczu. Przed spotkaniem u siebie rozmawialiśmy, że mogliśmy trafić lepiej. Oczywiście nie chcieliśmy położyć się na starcie, ale szczególnie po pierwszym meczu wierzyliśmy już naprawdę mocno. W końcu jechaliśmy do Norwegii z zaliczką trzech bramek. W rewanżu mogliśmy uspokoić grę i uniknąć karnych, ale nie udało się opanować nerwów i doszło do karnych, w których wykazał się mój konkurent Medhi Harbaoui.
W kolejnym losowaniu los był łaskawszy. Po Fuechse wydajecie się drugą najmocniejszą drużyną.
Rzeczywiście, grupa wygląda lepiej niż eliminacje, Kolstad było w gronie najtrudniejszych możliwych rywali. Teraz jest realna szansa co najmniej na drugie miejsce. Przez nami trochę trudniejszy okres, chociaż nie jest on niczym nadzwyczajnym - po prostu będziemy grali dwa mecze w tygodniu. Nie ma mowy o odpuszczaniu pucharów. Taka sama motywacja na Ligę Europejską i rozgrywki w Hiszpanii. Osobiście nie słyszałem o konkretnym celu w Europie. Chcemy zdziałać jak najwięcej, na ten moment liczy się wyjście z grupy na możliwie najlepszej pozycji, co może nam ułatwić drogę w kolejnych etapach.
W Hiszpanii pewnie celujecie w podium?
Myślę, że tak. Na razie gramy w kratkę, szczególnie na wyjazdach. Jest duża różnica między spotkaniami u siebie. Minęły dopiero dwa miesiące, liga jest bardzo długa i wszystko może się zdarzyć.
Rozumiem, że boisko w Irun bywa gorące?
Tak, dosłownie i w przenośni. Dużo się u nas dzieje. Mamy wspaniałych kibiców, jeśli gramy w sobotę, to hala praktycznie cała wypełniona. Obiekt może pomieścić około 2000 widzów, ale to naprawdę robi wrażenie. Poza tym czuć, że ludzie żyją tu piłką ręczną. Atmosfera jest świetna, właściwie czuć to podczas każdego wyjazdu. Wszyscy kochają piłkę nożną, dużo mówi się o Barcelonie i Realu Madryt, ale piłka ręczna też przyciąga dużą uwagę i to widać. Szczególnie zwraca uwagę styl kibicowania. Fani przez 60 minut dają z siebie wszystko, niezależnie od wyniku. Prowadząc ośmioma bramkami, nie można czuć się zwycięzcą, bo ten doping niesie i do samego końca wszyscy walczą o zmniejszenie strat.
Liga hiszpańska to duży przeskok w porównaniu do PGNiG Superligi?
Byłem mniej więcej przygotowany na to, co zastałem na miejscu. Widziałem spotkania Bidasoi w Lidze Europejskiej, śledzę na bieżąco piłkę ręczną. Różnicę widać gołym okiem, nawet w rywalizacji z Kolstad. Norwegowie grali tak jak jestem do tego przyzwyczajony, bardziej "po polsku". Spokojnie, z dużą liczbą rzutów z dystansu, pojawiały się podania do koła. Bidasoa preferuje inne wybory - dużo podań, krzyżówek. To nie tak, że Superliga jest na tym tle słaba, po prostu w Hiszpanii gra się inaczej, szczególnie jeśli chodzi o te wspomniane już rozwiązania czy szybkość rozgrywania.
Przypomniałeś się polskim kibicom podczas spotkania eliminacyjnego do ME 2024 z Włochami, ale pewnie wolałbyś pokazać się na dłuższym dystansie. W końcu jesteś jednym z trzech głównym kandydatów do udziału w MŚ 2023.
Byłem zadowolony z tych sześciu minut, najważniejsza jest wygrana. Konkurencja na tej pozycji bardzo duża, ale z tyłu głowy pojawia się myśl, że udział w MŚ byłby dużym wydarzeniem. Jedyne co mi pozostaje, to zakasać rękawy i walczyć o udział w grudniowym zgrupowaniu.
Zapewne nadal z dużym zainteresowaniem śledzisz Górnika, sporo kolegów zostało w Zabrzu.
Tak, mamy kontakt. Akurat Emocje.tv nie są dostępne w Hiszpanii, ale oglądam PGNiG Superligę w TVP Sport. Często transmitowali potyczki Górnika, więc widzę, że są poważnymi kandydatami do brązowego medalu. Po porażce z Wisłą zaczęli grać lepiej, mają dobrą passę.
Nie sposób nie zapytać o reakcję na zwolnienie Marcina Lijewskiego...
Byłem lekko zszokowany, nie przeczytałem o tym w mediach, ale dostałem wiadomość od jednego z kolegów. Myślałem, że robi sobie żarty, aż do czasu, gdy wysłał tekst z portalu. Nie chce oceniać, czy to pochopna decyzja, ale wydaje mi się, że trener Marcin to bardzo dobry specjalista.
Marcin Lijewski nie ukrywał, że zmartwiło go twoje odejście.
Mieliśmy bardzo dobre relacje. Treningi bramkarskie prowadził Martin Galia, który przekazał mi część swojego ogromnego doświadczenia, ale to trener Marcin dał mi zaufanie i czas gry. Jestem im bardzo wdzięczny za wkład w rozwój mojej kariery. Z trenerem Lijewskim widziałem się tylko przy okazji meczu kadry, nie było okazji na spokojnie porozmawiać, jedynie przybiliśmy piątkę i wróciliśmy do swoich obowiązków.
A ile prawdy było w plotkach o rzekomym transferze do Bundesligi? Teraz możesz już zdradzić więcej szczegółów.
Pół żartem pół serio, chyba ktoś wiedział więcej ode mnie. Pojawiły się 2-3 oferty, ale od początku ta z Irun była najbardziej konkretna. Wiedziałem, że grają w Lidze Europejskiej, co roku w fazie grupowej. Wcześniej nie mogłem przejść przez eliminacje i nie ukrywam, że zależało mi na występach w fazie grupowej. Poza tym potrzebowałem zmienić otoczenie, by postawić przed sobą nowe wyzwania.
ZOBACZ:
Siódemka 7. kolejki PGNiG Superligi
Kandydat do kadry wrócił do gry