Marcin Lijewski: Wciąż jest szansa, ale trzeba się bić!

- Nasz zespół sprawia wrażenie, jakby czegoś się obawiał. Zawodnicy muszą uwierzyć, że tylko grając z pasją i radością mogą uwolnić pełnię swojego potencjału - apeluje do reprezentantów Polski Marcin Lijewski, legenda naszej piłki ręcznej.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Marcin Lijewski Getty Images / Zbigniew Meissner / Na zdjęciu: Marcin Lijewski
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Czy polscy piłkarze ręczni mają jeszcze o co grać w tych mistrzostwach świata?

Marcin Lijewski, były reprezentant Polski w piłce ręcznej, srebrny medalista MŚ 2007, brązowy medalista MŚ 2009: Tak. Po pierwsze - są jeszcze szanse na ćwierćfinał. Niewielkie, ale są. Po drugie - widziałem wyliczenia, które wskazują, że przy korzystnych rozwiązaniach na turniejach na innych kontynentach nawet 12. miejsce w turnieju może nam dać jakąś możliwość walki o igrzyska olimpijskie w Paryżu. A po trzecie - gramy u siebie! Po pierwszej fazie odnoszę wrażenie, że ten zespół, zamiast się cieszyć tym, co dostał, wielkim turniejem przed własną publicznością, sprawia wrażenie przytłoczonego i onieśmielonego!

W pierwszym spotkaniu z Francją Polacy nie wyglądali na przestraszonych. Mówiłeś, że nawet jeśli przegrają, ale zagrają dobrze, to ich podbuduje. Dlaczego nie podbudowało?

Nasi gracze od dawna wiedzieli, że przeciwko Francji, mistrzowi olimpijskiemu, nic nie muszą. Jak przegrają po wyrównanym spotkaniu, nic się nie stanie. W tym starciu widać było potencjał drużyny. Chłopaki zagrali naprawdę bardzo dobrze, przede wszystkim agresywnie. Popełnili drobne błędy w organizacji powrotu do obrony i nie wykorzystali przewagi w końcówce i tylko to zadecydowało o naszej porażce z mistrzem olimpijskim i jedną z najlepszych drużyn świata. Ale potem ze Słowenią już musieli wygrać. I to ich przygniotło. Pomimo faktu, że to jest również klasowy zespół, Słoweńcy nigdy w życiu nie są od nas lepsi o dziesięć goli.

Presja wyniku pęta nogi i ręce naszym reprezentantom?

Chyba tak. Tak naprawdę tylko kilku gra na swoim normalnym poziomie. Arek Moryto przechodzi samego siebie, trochę pomaga mu Szymon Sićko, jeszcze ktoś tam czasami czymś zabłyśnie. Słoweńcy w meczu z nami zagrali na kapitalnym poziomie od bramki począwszy, na skrzydłach kończąc. Jeżeli chcemy walczyć o elitę światową, to musimy grać całym zespołem przynajmniej na przyzwoitym poziomie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak Cristiano Ronaldo cieszył się z bramki kolegów. Nagranie obiegło sieć

Przed turniejem miałeś wielkie nadzieje na dobry wynik. Mecz ze Słowenią musiał być dla ciebie szokiem.

Był dla całego środowiska piłki ręcznej. Graliśmy z klasowym zespołem, można było to spotkanie przegrać dwoma czy trzema golami po walce, wtedy nikt nie miałby pretensji. Ale my przegraliśmy już w pierwszej połowie, a w drugiej biliśmy głową w mur. Zespół wyglądał na zrezygnowany. Tyle wyczytałem z mowy ciała naszych zawodników.

Może paraliżuje ich gra przed kilkunastoma tysiącami polskich kibiców?

Kiedy grasz mistrzostwa świata u siebie, to jest coś absolutnie wyjątkowego. Coś, co powinno być niesamowicie motywujące. Ok, można być zdenerwowanym na rozgrzewce czy przez pierwszych kilka minut, ale im dłużej trwa mecz, tym nerwów powinno być mniej, bo zawodnik skupia się na grze w piłkę ręczną. Na czymś, co kocha, co jest sensem jego życia. Jeżeli w naszej drużynie tak nie jest, coś mi tu nie pasuje.

Jak wytłumaczysz męczarnie Polaków z Arabią Saudyjską?

To był bardzo trudny mecz pod względem psychicznym. Wierz mi, że wysoka porażka ze Słowenią była dla naszych chłopaków potężnym ciosem. Nawet trener Saudyjczyków powiedział, że szansę dla swojej drużyny widzi w dołku mentalnym Polaków. Samo spotkanie było słabe, ale nie styl się liczył, a wynik. Nasz zespół osiągnął cel i gra dalej. Za to duże brawa. Teraz w rundzie głównej będzie miał ciut słabszych rywali, niż w fazie wstępnej. Czarnogóra jest zdecydowanie słabsza od Słowenii, Iran też nie należy do mocarzy. Wciąż jest szansa. Tylko trzeba się bić!

Tylko jak w ciągu kilku dni nasza reprezentacja miałaby się zmienić z przestraszonej w walczącą do upadłego?

Chłopaki muszą odnaleźć radość z gry, z tego, że są na mistrzostwach, bo na razie na palcach jednej ręki mogę policzyć tych, u których radość widać. Muszą zapomnieć o strachu i zrobić tak, jak my zrobiliśmy na mistrzostwach świata w 2009 roku. Wtedy wchodziliśmy do fazy głównej z dwiema porażkami i powiedzieliśmy sobie: mleko się rozlało, teraz gramy dla siebie, dla swoich rodzin, dla ludzi, którzy nas wspierają i o ile się nie mylę jednego dziennikarza, który został w Chorwacji, Piotra Karpińskiego. I zagraliśmy super rundę główną. Z całego serca życzę drużynie Patryka Rombla, żeby poszła naszą drogą. Tylko musi uwierzyć, że to możliwe.

Rundę główną Biało-Czerwoni zaczynają od spotkania z bardzo silną Hiszpanią. Znowu będą mogli, a nie musieli. To im pomoże?

Bardzo pomoże, jeżeli właśnie w ten sposób podejdą do meczu. Jednak przede wszystkim niech na boisku cieszą się tym, co robią. Wtedy zobaczymy inny zespół. Zobaczymy ich potencjał, który jest bardzo duży. Ok, pokonanie Hiszpanii jest bardzo trudnym zadaniem, ale jeśli w twojej grze jest determinacja i naprawdę wierzysz że możesz, to jesteś w stanie wygrać z każdym.

Żeby pokonać Hiszpanów na pewno będziemy potrzebować świetnej obrony i doskonałej gry bramkarzy. Myślisz, że nasz zespół wciąż jest w stanie pokazać te atuty?

Musimy grać tak, jak graliśmy na mistrzostwach świata w Egipcie, czy chociaż momentami na poprzednich mistrzostwach Europy. Ciasno, agresywnie w środku, bez kalkulacji i z pomocą. Już nie raz pokazaliśmy, że potrafimy tak grać. Jak na razie za dużo jest w naszej defensywie kalkulacji, a za mało walki. Zwykłej, twardej, chłopskiej walki.

Z Arabią Saudyjską walki w obronie było więcej niż ze Słowenią i skończyło się na 14 minutach kar dla Polaków przy dwóch dla rywali.

I taką grę chcielibyśmy oglądać. Wolę, żebyśmy dostawali kary za agresywną postawę w defensywie, niż żebyśmy dostawali dziesięć bramek z szóstego metra i nie dawali bramkarzowi żadnych szans na skuteczną interwencję. Wszyscy narzekają na naszych bramkarzy, a ile oni mieli okazji, żeby się wykazać? Gdybyśmy przeciwko Słowenii zagrali z większą agresją, walnęli jednego czy drugiego rozgrywającego przy próbie gry jeden na jednego, na pewno tak łatwo by im nie poszło. Dalibyśmy im sygnał: chcesz ze mną grać? Ok, spróbuj. Ale pamiętaj, że będzie cię bolało. Taka jest piłka ręczna. Tu trzeba się bić. Po meczu możesz iść razem z rywalem na piwo czy kawę, pogadać sobie od serca, powyjaśniać sprawy, ale jak gracie przeciw sobie, nie ma zmiłuj. I nikt do nikogo nigdy nie miał pretensji. Za naszych czasów jak graliśmy z Niemcami, to oni tak bronili, że głowy spadały razem z szyją. Mieli takiego jednego, Olivera Roggischa, w ataku grał rzadko, ale zderzenie z nim często bolało, nawet bardzo. Poza parkietem to był fenomenalny gość i bardzo miło go wspominam, ale nie z naszych wspólnych potyczek. Artur Siódmiak też nie należał do najmilszych obrońców, ale dla drużyny zrobiłby wszystko co konieczne, żeby wygrać mecz.

Gdybyś miał zaapelować do naszych reprezentantów przed rundą główną mistrzostw świata, co byś im chciał powiedzieć?

Żeby docenili to, co mają: że są razem jako grupa, grają u siebie, w hali w której dopinguje im 15 tysięcy ludzi. Żeby zaczęli się tym cieszyć i uwierzyli że są bardzo dobrymi zawodnikami, którzy jak będą czerpać radość z gry, pokażą pełnię swojego potencjału. A wtedy wszystko się może zdarzyć. Tylko wtedy. Wiara góry przenosi.

Rozmawiał Grzegorz Wojnarowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Mistrzostwa w Polsce to dla nich blamaż. Gwizdy pojawiły się już na początku meczu
Niemcy dopełnili formalności. Faza grupowa zakończona z przytupem

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×