Po spotkaniach kadry w Katowicach gorzej być już chyba nie mogło. Wprawdzie Polacy zaczęli od całkiem udanego, acz przegranego meczu inauguracyjnego z Francją, ale o dwóch następnych występach wszyscy najchętniej by zapomnieli.
Lanie ze Słowenią i wielkie męki z Arabią Saudyjską sprawiły, że kibice stracili trochę wiarę w jakiekolwiek pozytywne rozstrzygnięcie mistrzostw.
Ostatnia nadzieja
Sprawy obrały niekorzystny obrót, ale nie wszystko było stracone i nie zależało wyłącznie od Biało-Czerwonych. Biorąc jednak pod uwagę postawę reprezentacji w Katowicach, zadanie wydawało się karkołomne. Zwycięstwa z Iranem i Czarnogórą pozostawały w zasięgu, za to sukces z byłymi mistrzami Europy Hiszpanami byłby największym wydarzeniem w polskiej piłce ręcznej od igrzysk w Rio de Janeiro.
ZOBACZ WIDEO: Odważna kreacja Ewy Brodnickiej. "Szalejesz"
Polacy swój optymizm budowali na tym, że zeszła z nich presja, która ewidentnie ciążyła im w pierwszej rundzie. Mogli, a nie musieli i od razu wyglądali lepiej niż w meczach pod wysokim napięciem. Wyraźnie bardziej odpowiadał im styl rywali, w dwóch poprzednich starciach na wielkich turniejach przegrali dopiero w końcówce.
Wrócił duch zespołu
To była inna reprezentacja niż w Katowicach, aż chciało się ją oglądać. Wciąż bazująca na potencjale Szymona Sićki (świetne wejście, 4/5) i niezwykłej ambicji Michała Olejniczaka, ale - co nawet ważniejsze - znacznie lepiej zorganizowana w obronie. Hiszpanie nie mieli łatwego życia, od razu doskakiwało do nich dwóch-trzech Polaków. Na tytuł bohatera pracował Mateusz Kornecki. Bramkarz Industrii Kielce, który przesiedział potyczki w Katowicach na trybunach, w Tauron Arenie dał tak potrzebne wsparcie.
Entuzjazm nie przygasł nawet po gorszym fragmencie i wyniku 11:15. Zmiennicy nie byli tłem, Piotr Jędraszczyk przejął pałeczkę od Olejniczka i nie bał się ryzyka. Szukał gry do koła, trafiał pod presją. Jeden z najlepszych meczów w kadrze rozgrywał Jan Czuwara. Lewoskrzydłowy Vardaru niespodziewanie wyszedł w siódemce kosztem Przemysława Krajewskiego i nie zawodził. To właśnie jego wybrano jako egzekutora w ostatnich dwóch akcjach połowy.
Bolesny przestój
Gdyby jeszcze częściej udało się zachować zimną krew... Przed przerwą nie wykorzystali dwóch dobrych okazji na objęcie prowadzenia. Najpierw Maciej Gębala popełnił faul w ataku, w następnej akcji Olejniczek nie zrozumiał się z Arkadiuszem Morytą. Po wyjściu z szatni Polacy zamiast czerpać z parad Korneckiego, dali się odgryźć Hiszpanom.
Gra w ataku załamała się, przypomniały się najgorsze fragmenty turnieju. Jak na rzucenie zaledwie dwóch bramek w ciągu kwadransa, to wyrok i tak był łagodny. Hiszpanie prowadzili "tylko" 21:17. Niestety, w bramce obudził się Gonzalo Perez de Vargas, znany zabójca emocji w Lidze Mistrzów.
Hiszpanie przejęli inicjatywę i studzili zapędy Polaków, choć nie do końca. Znowu świetną zmianę dał Jędraszczyk, jego szarże dawały jeszcze nadzieję. Wprawdzie obrona straciła Patryka Walczaka (czerwona kartka po faulu na Guardioli), ale wszystko było możliwe, po golu Moryty z karnego byli mistrzowie Europy pozostawali w zasięgu (24:22). Hiszpanie to jednak zbyt doświadczony zespół, żeby dać sobie odebrać punkty w końcówce. Trafienia skrzydłowych i parady Vargasa zamknęły mecz.
Porażka oznacza, że Biało-Czerwoni odpadli z gry o ćwierćfinał. Do końca turnieju pozostają im starcia z Czarnogórą i Iranem.
Z Krakowa Marcin Górczyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Hiszpania - Polska 27:23 (16:15)
Hiszpania: Perez de Vargas, Corrales - Pecina, Maqueda, Fernandez 4, A. Dujshebaev 4, D. Dujshebaev 2, Sole 2, Figueras 4, Garciandia, Canellas 3, Casado, G. Guardiola 2, Valera 2, Sanchez Migallon, Odriozola 3
Polska: Morawski, Kornecki - Moryto 5, Sićko 7, T. Gębala, M. Gębala, Bis 2, Walczak, Daszek, Działakiewicz, Jędraszczyk 4, Olejniczak 2, Krajewski, Czuwara 3, Pietrasik, Komarzewski
Czerwona kartka: Walczak (51. minuta)
ZOBACZ:
Kolejni rywale Polaków bez wyrazu
Dujszebajew: Nie zwalniajcie Rombla!