Patryk Rombel: Nie zmarnowaliśmy tych lat. Takie opinie to oszczerstwa [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Patryk Rombel
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Patryk Rombel

- Jeśli ktoś mówi, że nie zrobiliśmy postępu i zmarnowaliśmy cztery lata, to nie ma szacunku dla naszej pracy - mówi po mistrzostwach świata trener kadry piłkarzy ręcznych Patryk Rombel. Polacy zajęli 15. miejsce w turnieju w Polsce i Szwecji.

Biało-Czerwoni nie wypełnili celu na MŚ 2023, jakim był ćwierćfinał bądź miejsce w czołowej dziesiątce. Po drodze do 15. lokaty Polacy przegrali z Francją i Hiszpanią, w kiepskim stylu ze Słowenią, co wpłynęło na całokształt oceny ich występu. Wygrali natomiast z Arabią Saudyjską, Czarnogórą i Iranem. W marcu wygasa umowa trenera Patryka Rombla i trwają dyskusje, czy selekcjoner po czterech latach nadal powinien kontynuować swoją pracę.

Marcin Górczyński, WP SportoweFakty: Co pan najbardziej zapamięta z tego turnieju? Mecz ze Słowenią, atmosferę w Spodku?

Patryk Rombel, trener reprezentacji Polski w piłce ręcznej: Przede wszystkim naszą dobrą postawę w meczach z Francją, Hiszpanią, nawet Czarnogórą czy Iranem, nie licząc drugiej połowy tego ostatniego spotkania. To będzie obraz, który pojawi mi się przed oczami na myśl o mistrzostwach. Graliśmy na miarę tego, by rywalizować z najlepszymi jak równy z równym, a nawet wygrywać. Poza tym ta atmosfera i kibice w Katowicach oraz Krakowie, na końcu mecz ze Słowenią. Tak jak już mówiłem, nie jesteśmy od nich słabsi o 9 bramek, a tak to niestety wyglądało w trakcie tego spotkania.

Mecz ze Słowenią i dzień po nim to najgorsze doświadczenia w karierze trenerskiej?

Na pewno jedno z kilku. Samo spotkanie było dla mnie trudne, bo nie graliśmy nic z tego, co zaplanowaliśmy. Uważam, że byliśmy świetnie przygotowani, utwierdzam się w tym po każdej kolejnej analizie. W grze Słoweńców nie było nic, co nas zaskoczyło. Takie mecze zdarzają się, ale trzeba wyciągać wnioski i iść do przodu.

ZOBACZ WIDEO: Mróz, wichura, a on wspinał się w takim stroju. Hit sieci!

Jak wyglądała noc po meczu? Męska rozmowa?

Po takim występie nie ma czego wyjaśniać. Patrząc na chłopaków, na każdego ze sztabu... używanie mocnych słów czy wylewanie żalów nie miałoby sensu. Bardziej zależało nam, by udowodnić, że w meczu ze Słowenią nie byliśmy sobą, nie zagraliśmy jak zespół, który dawał dużo emocji w spotkaniach z mocniejszymi. Na pewno dominował smutek i żal, ale bez rozdzierania szat, krzyków czy złości.

Przegraliście z presją?

W pewnym momencie tak. Do 15.-16. minuty wszystko wyglądało nieźle, a nawet dobrze. Potem nasze błędy nawarstwiały się, choć bardzo chcieliśmy wrócić do spotkania. Przede wszystkim to była lawina złych zachowań i niezrealizowanych założeń.

Nie brakowało wsparcia psychologa? Kosztem szerszej kadry na turniej musiał pan zrezygnować z dwóch członków sztabu. Jednym z nich był psycholog.

Akurat sprawa z psychologiem jest złożona, nie mieliśmy na nią wpływu. O braku Pawła Habrata zadecydowała jego sytuacja zdrowotna. Nasz psycholog poważnie zachorował po zgrupowaniu w Cetniewie. Mógłby do nas dołączyć w okolicach 15 stycznia. W związku z tym, mając ograniczoną liczbę miejsc, zdecydowaliśmy się, że weźmiemy inne osoby.

Nie żałuje pan, że nie udało się znaleźć zastępstwa?

Pamiętajmy, że pozycja psychologa jest bardzo specyficzna. Wejście nowej osoby, nie znającej zespołu, byle tylko wziąć kogoś z doskoku, nie wróżyłoby niczego dobrego. Psycholog długo buduje zaufanie. Paweł pracował 3,5 roku, żeby być autentycznym w tym, co robi. Poznał zawodników od podszewki, odbywał z nimi nie tylko spotkania grupowe, ale także indywidualne.

Krytyka po Słowenii mocno pana dotknęła?

Sama krytyka nie, jest wpisana w ten zawód, trzeba sobie z nią radzić. Bardziej bolał sposób uderzania, np. w wywiadach. Rozumiem, że po mistrzostwach przyszedł czas na podsumowania, pytania o przyszłość. Natomiast po meczu ze Słowenią, w którym nie wyszło nic z przygotowanego planu, pytania o przyszłość są po prostu nieeleganckie. To moje zdanie, zresztą z tego co wiem, to nie tylko moje. Mówię to także w kontekście każdego innego trenera. Leży się na deskach, dostało się po twarzy, a ktoś podchodzi i kopie leżącego, który ma już dosyć. Tylko to mnie dotknęło. Reszta jest normalna, nie mam problemu z krytyką, ale wolałbym, żeby była racjonalna. Można używać gorzkich słów, ale ocenianie czterech lat przez pryzmat jednego meczu nie jest w porządku.

W takim razie jakie były te cztery lata?

Posłużę się liczbami. Zaczynaliśmy po absencjach w dwóch imprezach mistrzowskich, przegrywaliśmy z Rumunią, Białorusią. Dochodziło do zmiany pokoleniowej i nie było widać następców. Konsekwentnie pięliśmy się od 21. miejsca w ME 2020 do 12. w ME 2022, teraz zajęliśmy 15. pozycję w MŚ 2023. Ktoś może powiedzieć, że to regres w stosunku do poprzednich lat, ale powiedzmy sobie szczerze - nie pomogło nam losowanie. Mając z trzeciego koszyka inny zespół niż Słowenia, pewnie zdobylibyśmy dwa punkty więcej i skończylibyśmy turniej w przedziale 9.-12.

Osobiście dostrzegłem zmiany w szkoleniu.

W juniorach zupełnie się nie liczyliśmy. Pamiętam pierwsze mecze młodzieżówki, na których byłem. Przegraliśmy 26 bramkami z Węgrami, potem wysokie porażki m.in. z Izraelem, czyli zespołami, których ogrywanie stało się teraz naszym obowiązkiem. Awansowaliśmy do dywizji A i zebraliśmy pierwsze doświadczenia na tym poziomie. Młodzieżówka dostała się na mistrzostwa świata kosztem mocnych Norwegów. Za nami wyrównane rywalizacje z Francją, Niemcami, zwycięstwo w sparingach z Danią - to już pokazuje progres. Tyle czyste statystyki. Dołóżmy do tego liczbę spędzonych godzin na szkoleniach, rozmów z trenerami. Staramy się przekazywać wiedzę, moim zdaniem kiedyś było tego za mało.

Gdyby przy tym wszystkim nie pojawiły się wyniki, to można by zastanawiać się nad sensem naszych działań. Pamiętajmy, że nie mamy zawodników takiej jakości jak najlepsi w Europie, liderzy kadry grają niewiele w Lidze Mistrzów, przynajmniej porównując się do kadr z topu. Pokazujemy, że mimo to jesteśmy w stanie zagrażać Niemcom czy Słoweńcom albo nawet osiągać dobre wyniki z takimi rywalami. Nie zgodzę się, że zmarnowaliśmy cztery lata. To oszczerstwo, brak szacunku wobec mnie i ludzi, którzy tę pracę wykonali.

Zdaję sobie sprawę z różnicy do najlepszych, ale statystyka meczów z czołówką nie jest budująca. W ponad 20 meczach wygraliście raz, ze Słowenią

Jeśli chcemy wykonać rzetelna pracę, także dziennikarską, racjonalnie porównajmy potencjał kadr, z którymi graliśmy. Zróbmy uczciwe zestawienie, ile minut spędzają na boisku w Lidze Mistrzów czy silnych europejskich ligach. Wyszłoby z niego, że nie powinniśmy mieć jakichkolwiek szans. Próbujemy przeskoczyć tę barierę, próg rozgrywek, w których kadrowicze biorą na co dzień udział. To pobożne życzenia, żebyśmy nagle wygrywali z wszystkimi mocnymi na kontynencie. Sam bardzo tego chcę, z premedytacją mówiłem o ósmym miejscu czy lokacie w czołowej dziesiątce, pomimo tego, że nie było to do końca racjonalne.

Realnie jesteśmy między 10. a 15. miejscem na świecie. Gdy spojrzymy na rywali, którzy skończyli turniej za nami, to ten wynik wygląda nieźle. Cały czas patrzymy przez pryzmat generacji braci Jureckich czy Lijewskich, a przecież dawno nie jesteśmy w tym momencie. 14 zawodników regularnie grało wówczas w Niemczech, teraz mamy tylko Maćka Gębalę. Piotrek Chrapkowski jest w Bundeslidze, ale występuje coraz rzadziej. To są te różnice, które stanowią o miejscu, w którym jesteśmy.

Brakuje nam cierpliwości?

Jestem najambitniejszą osobą, jaką można sobie wyobrazić. Chcę wygrywać, ale wiem, czym dysponujemy i w jakim momencie jesteście, jeśli chodzi o szkolenie. Pracy jest mnóstwo. Jedna sprawa to SMS-y, poza tym Marcin Smolarczyk będzie próbował wdrażać nasze plany na wcześniejszym etapie. To działania na lata, nie dojdzie do przełomu w dwa lata. Potrzebujemy 5-7 lat. Tylko sumienna praca może dać efekt. Oczywiście, możemy wszystko wyrzucić do kosza i spróbować od nowa. Przy okazji znajdziemy się w punkcie wyjścia. To długotrwały proces, żeby zawodnicy wychodzili z wieku juniora gotowi do gry w Lidze Europejskiej czy Lidze Mistrzów, a nie tylko w Superlidze, z całym szacunkiem dla tych rozgrywek.

Po turnieju pojawiały się opinie, że czasem brakowało reakcji ze strony ławki.

To ja zapytam, jaki wpływ na zespół ma trener w trakcie meczu poza zmianami, wzięciem czasu i podpowiedziami z ławki?

W reakcjach kibiców przewija się temat, że nie potrafi pan wstrząsnąć zespołem. Niewiele dały zmiany ze Słowenią, brakowało wsparcia z prawego rozegrania, nie myślał pan o spróbowaniu Ariela Pietrasika?

Opieram się na racjonalnych przesłankach. Jeśli w mojej opinii coś nie zostało przygotowane na 100 %, to nie ma wielkiej nadziei na to, że wyjdzie w trakcie meczu. Próbowaliśmy taki wariant z Arielem, ale mieliśmy za mało czasu, by nauczyć się z nim tam grać. Wracając do pytania o prowadzenie - to, co było w szatni, zostaje między jej ścianami. Chociaż w odcinku serialu "Monolit" można było zobaczyć, jak reaguje. Bywa różnie. Staram się być merytoryczny, wtedy kiedy trzeba, potrafię krzyknąć.

Szanuję wypowiedzi kibiców, ale to działa w prosty sposób. Po meczu z Francją podchodzono do mnie, klepano po plecach, a ja nie chciałem przyjmować gratulacji, bo przecież przegraliśmy. Wtedy byliśmy super. Przychodzi mecz ze Słowenią i wszystko nagle poddano w wątpliwość. Moje umiejętności prowadzenia zespołu, nasze przygotowania, możliwości. Prawda jest taka, że od meczu z Francją nie zmieniło się nic, oprócz wykonania. Nagle po 2 dniach ani ja nie przestałem radzić sobie z zespołem, ani zawodnicy nie zapomnieli, jak się gra.

Słowa Talanta Dujszebajewa (CZYTAJ) podbudowały w momencie, kiedy spłynęła na pana lawina krytyki?

Przyzwyczaiłem się do wieszania na mnie psów, że jestem winowajcą wszystkiego, co złe. Słowa Talanta zawsze są krzepiące. To jeden z największych autorytetów w piłce ręcznej, wygrał wszystko. Jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy fachowiec na świecie. Sam jednak znam swoją wartość. Wiem, że nasza robota jest niewdzięczna, nikt jej nie widzi. Efekty ogląda się wyłącznie na mistrzostwach świata i Europy. Czasu i zdrowia nikt nam nie wróci. To nie tylko ja, ale także Konrad Szczukocki odpowiadający za przygotowanie fizyczne w SMS-ach, Łukasz Wicha pracujący z kadrą. Z tego miejsca przepraszam, że nie wymienię innych zaangażowanych w ten projekt. Wszyscy wykonują robotę ponad miarę. W innych federacjach za pracę odpowiadają tabuny ludzi, u nas raptem kilka osób. Ocenianie tego przez pryzmat jednego meczu jest krzywdzące.

Fizycznie to czterolecie dało w kość?

Najlepiej można spytać moją żonę, ile mnie kosztowało. Obserwowała to z boku i mogłaby powiedzieć, jak często byłem nieobecny i jak wyglądam po zgrupowaniach czy wyjeździe z kadrą młodzieżową. Po nocach ślęczałem nad przygotowaniem wideo, odbywałem mnóstwo spotkań online. Poświęciłem trochę swoje życie rodzinne, by pchnąć piłkę ręczną do przodu. Nie proszę o oklaski, zależy mi jedynie na szacunku i zrozumieniu, że ten proces musi potrwać.

Czy obowiązków nie było za dużo? Trudno nawet wymienić wszystkie pana zadania łącznie z piłką juniorską.

Rzeczywiście, był tego ogrom. Miałem tego świadomość. Myślę jednak, że nie porwałem się z motyką na słońce, bo dużo udało się już zrobić, chociaż przyznaję, że sporym kosztem. Ziarno zostało zasiane, mamy grupę trenerów, którzy pracują jak chcemy, rozumieją nasz system, w którym pracujemy. Dzięki temu wychowują coraz lepszych zawodników. Teraz już pracuję mniej niż na początku, trenerzy wiedzą, czego oczekujemy w obronie i ataku, więc dużo rzeczy będzie działo się automatycznie. Niedługo scedujemy podobne działania na niższe szczeble. Mam nadzieję, że to przyniesie efekt za kilka lat, czyli wtedy, kiedy prawdopodobnie nie będzie mnie już w związku.

Dostał pan jasną deklarację od zawodników, że można na nich dalej liczyć? Tomek Gębala w pomeczowej rozmowie przebąkiwał o niejasnej przyszłości w kadrze, Przemysława Krajewski zapowiedział chęć występów w razie dalszej pracy obecnego sztabu.

Jestem przekonany, że Tomek jest po prostu bardzo zmęczony i pewnie to miało wpływ na taką wypowiedź. Kiedy będzie zdrowy i jeśli nie będziemy szafować jego siłami ponad miarę, to bardzo przyda się reprezentacji. Przemek w rozmowie z nami także zadeklarował, że chce dalej współpracować z tym sztabem. Jestem wdzięczny za zaufanie, którym mnie obdarzono. To też pokazuje, że wierzymy w naszą wspólną drogę.

Piotr Chrapkowski też zostaje z zespołem?

Nie chcę się wypowiadać za niego. Nie będę wchodzić w buty zawodnika. Nikomu nie będę rozpoczynać czy kończyć kariery reprezentacyjnej.

Na przyszłość widziałby pan w składzie Pawła Paczkowskiego?

Bardzo chciałbym znów zobaczyć Pawła na boisku, natomiast ponownie jest po rekonstrukcji więzadeł i nie wiadomo, kiedy wróci. Każdy dodatkowy mecz w jego przypadku to igranie z własnym zdrowiem, także tym w życiu codziennym, nie tylko sportowym. Szanuję Pawła jako człowieka i zawodnika, bardzo cenię jego umiejętności, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę z jego ograniczeń. Jego powrót do kadry jest bardzo wątpliwy.

A ile prawdy w rozmowach z Michałem Jureckim o powrocie?

Zdarza się nam rozmawiać, mamy dobry kontakt, pojawił się temat. Może trochę pod wpływem emocji wypowiedział się publicznie, potem dzwonił do mnie i mówił, że może szybko wychylił się i wprowadził zamieszanie. Pamiętajmy, że Michał ma już 39 lat, ogromne problemy ze zdrowiem, stracił większość rundy. Zbawieniem dla kadry nie będzie. Dobrze, gdyby był z nami, ale mamy świadomość jego stanu zdrowia.

Nie chcieliście sprawdzić się przed mistrzostwami na tle silniejszych rywali niż Iran, Maroko i Belgia? Dzieliła ich przepaść od czołówki, z którą graliście.

Mogę pokazać maila z moimi wymarzonymi przeciwnikami. Spośród nich udało się zakontraktować jedynie Tunezję i Brazylię, pozostali przeciwnicy byli po prostu tymi dostępnymi. Na mojej liście były najlepsze drużyny świata.

To dlaczego nie wyszło?

Sam próbowałem dzwonić, kiedy nie zakontraktowaliśmy tych najmocniejszych, ale było za późno, mieli już plany. Wiele meczów towarzyskich jest dogadywanych na poziomie sponsorskich czy są zależne od umów reklamowych, dlatego trudno zagrać z Danią, Szwecją czy Francją.

Nadal jest w panu tyle entuzjazmu, ile na początku?

Mam świadomość drogi, którą przeszliśmy. Drogi wyboistej, okraszonej dużą ilością krytyki, tej konstruktywnej i tej niekonstruktywnej, z drugiej strony nigdy nie straciłem zapału do tego, co robię. Dalej widzę pole do rozwoju, nie tylko pierwszej reprezentacji, ale także całego procesu szkolenia.

ZOBACZ:
Znamy pary ćwierćfinałowe MŚ 2023