W teorii w Final4 nie ma faworytów - tutaj każdy ma równe szanse na zwycięstwo. W teorii, bo gdy przychodzi, co do czego szczypiorniści z Barcelony są jakby szybsi, sprawniejsi, bardziej zdeterminowani. W dwóch ostatnich latach całkowicie zdominowali rozgrywki - dość powiedzieć, że mają za sobą serię dwudziestu pięciu meczów bez porażki, a ostatnia przydarzyła im się w Kielcach... w grudniu 2021 roku.
W ostatnich dwóch finałach IHF Super Globe to jednak gracze z Magdeburga okazywali się lepsi. - Tamte starcia rozstrzygały się na naszą korzyść, ale wiadomo, kto tym razem będzie faworytem. Oni dwukrotnie wygrali Ligę Mistrzów, teraz chcą to zrobić po raz trzeci, my natomiast na pewno będziemy chcieli im w tym przeszkodzić. Znamy mocne strony rywali i będziemy chcieli je zneutralizować - mówił nam Piotr Chrapkowski na dzień przed startem turnieju.
Niemcy wyszli na mecz mocno skoncentrowani i nie pozwolili Dumie Katalonii, by ta się rozpędziła. Obie ekipy narzuciły szaleńczo szybkie tempo i chociaż wydawało się, że Hiszpanie są lepiej ustawieni, przede wszystkim w obronie, to wynik oscylował wokół remisu. Gladiatorzy musieli mocno kombinować w ataku, ale indywidualne umiejętności tym razem się sprawdziły.
ZOBACZ WIDEO: Wach stanął z rywalem oko w oko. Tak się zachował
Katalończycy mogli liczyć na Emila Nielsena, zdecydowanie słabiej w bramce SC Magdeburga spisywał się Mike Jensen. Gdy między słupkami niemieckiej bramki pojawił się Nikola Portner i szybko odbił dwie piłki, jego koledzy z pola dostali jakby dodatkowy zastrzyk energii.
Gracze z Barcelony cały czas naciskali i w końcu to się opłaciło - w końcówce pierwszej połowy odskoczyli na trzy bramki i wydawało się, że wreszcie mają swój moment.
Michael Damgaard i Kay Smits robili jednak wszystko, by wybić rywali z rytmu. Udało się. Szczypiorniści z Półwyspu Iberyjskiego nie poszli za ciosem, chociaż początek drugiej części meczu zaliczyli spektakularny.
Niemcy jednak rzucili się do odrabiania strat - gdy w 38. minucie Portner rzutem przez całe boisko doprowadził do remisu, na trybunach Lanxess Areny doszło do prawdziwej erupcji radości. Tym razem to Hiszpanie zostali postawieni w trudnej sytuacji - dodatkowo na nieszczęście dla nich kontuzji doznał Dika Mem, a magdeburczycy zdołali odskoczyć na dwa trafienia.
Francuz szybko wrócił na parkiet, ale grymas bólu praktycznie nie schodził mu z twarzy. Duma Katalonii doprowadziła do wyrównania, a gra znów zrobiła się niezwykle zacięta - na pięć minut przed końcem było po 29, a emocje sięgały zenitu.
Dramatycznie zrobiło się jednak, gdy groźnie wyglądającej kontuzji doznał Gisli Thorgeir Kristjansson - zawodnik głową uderzył o parkiet i chociaż sam opuścił boisko, wyglądał na mocno zamroczonego.
Gracze z Barcelony szybko zdobyli bramkę, ale Gladiatorzy nie odpuszczali, czuli, że są w stanie postawić się rywalom. Na trzynaście sekund przed ostatnią syreną Bennet Wiegert poprosił o czas, ale to Hiszpanie mieli jedno trafienie przewagi. Kay Smits oszukał rywali, zdobył bramkę i doprowadził do remisu po 31. Barca nie zdążyła odpowiedzieć, magdeburczycy zagrali ofiarnie w obronie i to przyniosło spodziewany skutek. Hiszpanie poprosili jeszcze o wideo weryfikację, ale sędziowie utrzymali swoją decyzję.
O awansie do finału miała zdecydować dogrywka. Pierwszą odsłonę dwoma trafieniami wygrali Niemcy. Duma Katalonii zdołała jednak odrobić tę stratę, a na boisku zrobiło naprawdę gorąco. Najpierw ogromne pretensje do sędziów mieli Hiszpanie, chwilę później magdeburczycy nie zgadzali się z decyzją arbitrów o dwóch minutach kary dla ławki. Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia.
Karne to było prawdziwe szaleństwo - SC Magdeburg w finale!
SC Magdeburg - FC Barcelona 40:39 (38:38, 35:33, 31:31,16:18)