W poprzedniej kolejce szczypiorniści z Zagrzebia mocno dali się kielczanom we znaki. Mistrzowie Polski niemal przez całą drugą połowę pierwszego starcia musieli odrabiać straty. Co prawda w końcówce mieli szansę na zwycięstwo, ale na punkt zdobyty w stolicy Chorwacji trzeba raczej patrzeć w kategorii uratowanego.
W 7. kolejce bohaterem gospodarzy był Matej Mandić - żółto-biało-niebiescy bardzo męczyli się w ataku, a 21-latek imponował widowiskowymi paradami. - Musimy popracować nad skutecznością - powiedział przed meczem drugi trener kieleckiego zespołu, Krzysztof Lijewski. Początek czwartkowego starcia pokazał jednak, że w tym aspekcie nie nastąpiła znacząca poprawa.
Mistrzowie Polski zaczęli kiepsko w ofensywie - szybko pierwszą bramkę zdobył Artsiom Karalek, ale na kolejne trafienie kieleccy kibice musieli czekać sześć minut - tym razem rzut karny wykorzystał Benoit Kounkoud. To jednak nie był najdłuższy przestój gospodarzy - niemoc przełamał dopiero w 15. minucie Michał Olejniczak. Reprezentant Polski szybko zresztą dołożył następne trafienie.
ZOBACZ WIDEO: Jędrzejczyk rusza z projektem w telewizji. "Nie mogę się już doczekać"
Przebudzenie przyszło w odpowiednim momencie - szczypiorniści z Zagrzebia prowadzili już bowiem pięcioma trafieniami. Grali konsekwentnie, starali się dyktować tempo, przyspieszali je w odpowiednich momentach i sprawiali sporo kłopotów defensywie żółto-biało-niebieskich.
Gospodarze systematycznie jednak odrabiali straty - ważne bramki zapisali na swoim koncie skrzydłowi - Kounkoud i Szymon Wiaderny. Na trzydzieści sekund przed końcem pierwszej połowy kielczanie wreszcie doprowadzili do remisu.
Drugą część meczu od udanych parad rozpoczął Andreas Wolff, a chwilę później pierwsze po ponad trzydziestu minutach gry prowadzenie dał kielczanom Alex Dujshebaev. Przyjezdni jednak nie odpuszczali, mocno naciskali i walka była naprawdę wyrównana. Nieznaczną przewagę mieli żółto-biało-niebiescy, ale nie byli w stanie odskoczyć na więcej niż dwie bramki.
Na dziewięć minut przed końcem nic z tej przewagi już nie zostało - najpierw do wyrównania doprowadził Luka Klarica, a chwilę później Timur Dibirow dał swojej drużynie długo wyczekiwane prowadzenie. Mistrzowie Polski zareagowali jednak w najlepszy sposób - najpierw rzut karny wykorzystał Sićko, a chwilę później skuteczny był Olejniczak. Atmosfera na parkiecie była gorąca - kibice dali wyraz swojemu oburzeniu, gdy na pięć minut przed ostatnią syreną sędziowie na ławkę kar wysłali Daniela Dujshebaeva.
Końcówka starcia należała bezsprzecznie do żółto-biało-niebieskich. Kielczanie zwyciężyli czterema trafieniami i zapisali na swoim koncie dwa niezwykle ważne punkty. Po ośmiu kolejkach mają dziesięć oczek, z dorobkiem 11 punktów grupie A lideruje THW Kiel.
Industria Kielce - RK Zagrzeb 28:24 (12:12)
Czytaj też:
"Czeka nas mocne granie". Oto rywalki MKS FunFloor Lublin w Lidze Europejskiej