Ostatni mecz Orlen Superligi w 2023 już od kilkunastu dni rozpalał emocje - nic dziwnego, tak jest zawsze, gdy na parkiet wybiegają zespoły z Kielc i Płocka. Chociaż ze względu na zmianę systemu rozgrywek, tym razem starcie "ważyło" mniej niż w poprzednich latach, nikt nie miał zamiaru odpuszczać - takie pojedynki już bowiem niejednokrotnie zmieniały bieg sezonu. Miała być bitwa. I była.
Nafciarze w meczu z żółto-biało-niebieskimi nie mogli liczyć na wsparcie Leona Susnji i Dmitrija Żytnikowa. W szeregach gospodarzy pojawili się natomiast Arkadiusz Moryto i Igor Karacić, którzy w ostatnich tygodniach leczyli kontuzje.
Zaczęło się od mocnego uderzenia - błyskawicznie pierwszą bramkę zdobył Szymon Sićko, ale nie trzeba było długo czekać na odpowiedź Mihy Zarabeca. Kolejne trafienie szybko dodał Alex Dujshebaev, Wisła rozegrała jednak dobrą akcję przez koło i wyrównał Dawidy Dawydzik. Tempo pierwszych minut było zabójcze, ale już od początku na parkiecie iskrzyło.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodzianka na treningu Bayernu. Zobacz, kto odwiedził piłkarzy
Najpierw sędziowie na ławkę kar wysłali Dylana Nahi'ego, a potem się już posypało. Przez kolejne minuty na boisku było więcej walki niż gry w piłkę ręczną - nie minęło nawet 10. minut gry, a sędziowie ukarali pięciu zawodników. Gdyby tego było mało chwilę później czerwoną kartkę za faul na Szymonie Sićce zobaczył Abel Serdio.
Zapasy trwały jednak nadal - arbitrzy mieli sporo pracy i często ruszali w kierunku stolika delegatów. Na tablicy wynik oscylował wokół remisu - nieznaczną przewagę utrzymywali przyjezdni. W szeregach Orlenu Wisły świetnie spisywał się Marcel Jastrzębski. Kielczanie w ataku nie błyszczeli i Nafciarze wykorzystali to w końcówce pierwszej połowy. Płocczanie zachowali więcej spokoju i zbudowali przewagę czterech trafień. Gdyby nie Andreas Wolff, straty mistrzów Polski byłyby zdecydowanie większe.
Druga część meczu zaczęła się idealnie dla gości, średnio natomiast dla żółto-biało-niebieskich. Nafciarze szybko powiększyli prowadzenie do pięciu bramek, gospodarze musieli pogodzić się z faktem, że od 34. minuty będą grali bez Artsema Karaleka, który został po zobaczeniu trzech dwuminutowych kar, musiał opuścić boisko.
Kielczanie mieli kilka zrywów, Wisła pewnie utrzymywała jednak przewagę wypracowaną w pierwszej połowie. Na dziesięć minut przed końcem czerwoną kartkę z gradacji kar zobaczył Piroch, ale żółto-biało-niebiescy nie zdołali wykorzystać sytuacji, by zmniejszyć straty do trzech bramek. W kolejnej akcji czerwoną kartkę zobaczył Tomasz Gębala, ale i Nafciarze nie zdobyli trafienia. Piłkę w łatwy sposób stracił Sićko, ale to nie zakończyło festiwalu błędów po obu stronach.
Na nieco ponad cztery minuty przed ostatnią syreną Nahi zmniejszył straty gospodarzy do dwóch trafień. Lucin odpowiedział z karnego, ale dwie akcje z rzędu świetnie rozegrał Michał Olejniczak. Końcówka była piekielnie nerwowa - na czterdzieści pięć sekund przed końcem o czas poprosił trener Sabate. Wiślacy mieli jedną bramkę przewagi i wszystko w swoich rękach. Stracili piłkę. Kontratak natomiast wykorzystał Nahi.
Akcję na wagę wygranej wykorzystał jednak Michał Daszek i tym samym dał Orlen Wiśle pierwsze od dwunastu lat zwycięstwo w Hali Legionów. Ostatni raz Nafciarze triumfowali w Kielcach w maju 2011 roku.
Industria Kielce - Orlen Wisła Płock 28:29 (11:15)