Pierwszy półfinał mistrzostw Europy w piłce ręcznej stał na kapitalnym poziomie. Trzeba przyznać, że Reprezentacja Francji szybko odjechała Szwedom. Trójkolorowi w pierwszej połowie robili z rywalami, co chcieli. Do szatni schodzili z sześciobramkową przewagą.
Skandynawowie nie zamierzali jednak się poddawać. Cuda w bramce wyczyniał Andreas Palicka, co napędziło jego kolegów w ofensywie. Szwedzi dogonili rywali, a na minutę przed końcem prowadzili już 27:25. Dali sobie jednak rzucić bramkę, a na 10 sekund przed końcem Jim Gottfridsson stracił piłkę.
Trójkolorowi stanęli przed niepowtarzalną szansą, ale obrona przeciwników zatrzymała ich atak. Wybrzmiała syrena. Sytuacja dla Francuzów była beznadziejna. Został im tylko rzut wolny, do którego Szwedzi mogli ustawić sześcioosobowy mur. 99 proc. takich sytuacji nie kończy się golem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie jest żart. Tak trenują polscy skoczkowie
Do piłki podszedł Elohim Prandi. Niesamowicie się wygiął i zdołał ominąć rywali. Piłka odbiła się od poprzeczki i wpadła do bramki. O zwycięstwie musiała zadecydować dogrywka.
- To jest niemożliwe, wręcz zabronione. Na tym poziomie to się nie mogło wydarzyć. Szwedzi są oszołomieni. Francuzi byli w piekielnie trudnej sytuacji. To była rakieta-ziemia powietrze wypuszczona z rąk Prandiego - mówili komentatorzy Eurosportu.
Ta bramka kompletnie złamała Szwedów. Ci w dogrywce ostatecznie stanowili tło dla znakomicie dysponowanych Trójkolorowych. Ci wygrali 34:30 i w finale mistrzostw Europy zmierzą się ze zwycięzcą meczu Niemcy - Dania.
Czytaj więcej:
Wzmocnień beniaminka ciąg dalszy. Kierunek? Brazylia