W poprzednim sezonie nie tylko Industria Kielce rywalizowała w Lidze Mistrzów, ale także Orlen Wisła Płock, która otrzymała "dziką kartę". Wówczas Nafciarze doszli do ćwierćfinału, gdzie wyeliminował ich niemiecki SC Magdeburg. Zespół ten sięgnął po tytuł, pokonując w finale mistrza Polski.
Udany występ płocczan sprawił, że w tym sezonie EHF również wręczyła im "dziką kartę" do fazy grupowej elitarnych rozgrywek. Dopiero w 6. kolejce Wisła zdobyła pierwsze punkty, ale w ostatnich meczach zanotowała dwa zwycięstwa z rzędu. Drugi triumf w tej edycji nad Celje Pivovarna Lasko nie był zaskoczeniem, z kolei ogranie wielkiego Telekomu Veszprem siedmioma bramkami już tak.
Zespół z Płocka chciał pójść za ciosem i wygrać trzeci mecz z rzędu. Musiałby jednak sprawić kolejną wielką sensację, bo jego rywalem był obrońca tytułu. Spotkanie w Niemczech Nafciarza rozpoczęli od dwóch trafień Tina Lucina.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: toczyły wojny w UFC. Poznajesz, kogo odwiedziła Jędrzejczyk?
W momencie, gdy Wisła prowadziła 4:2, Chorwat miał na swoim koncie komplet bramek. Uruchomił się jednak również Lovro Mihić, a po trafieniu Mihy Zarabeca zrobiło się 7:4. Wpływ na to miała także dobra postawa Marcela Jastrzębskiego między słupkami.
Rywale jednak szybko złapali kontakt, a gdy na ławkę kar w 19. minucie odesłany został Przemysław Krajewski, gospodarze mieli dogodną okazję na doprowadzenie do remisu. Ostatecznie doprowadził do niego Omar Ingi Magnusson (9:9).
Po rywalizacji bramka za bramkę Wisła zanotowała trafienie na 13:11. W dodatku jego autorem został Leon Susnja, a przecież nie zdarza się, by ten pobiegł do kontry i oddał celny rzut. Ostatecznie goście zeszli na przerwę z jednym trafieniem więcej (14:13), bo w ostatnich minutach Lucin trafił w słupek, a Tomas Piroch zanotował faul w ataku.
Trzeba powiedzieć jednak wprost, że pierwszą połowę zakończyła się skandalem. Sędziowie na wideo sprawdzili potencjalną czerwoną kartkę dla Gergo Fazekasa i uznali, że zasłużył na nią po uderzeniu rywala w twarz. A powtórki pokazały, iż owszem, faul był i zapewne zasłużył na karę, ale co najwyżej wykluczenia na dwie minuty.
Po zmianie stron Lukas Mertens doprowadził do remisu, a następnie na pierwsze prowadzenie Magdeburg wyprowadził Felix Claar (15:14). Tymczasem dopiero w 37. minucie Piroch zdobył pierwszą bramkę dla Wisły po zmianie stron i wówczas polski zespół przegrywał 15:17.
To był jednak początek problemów. Co prawda przez długi czas Nafciarze mieli trzy bramki straty do rywali, ale później zmieniło się to na ich niekorzyść. Na 9 minut przed końcem gospodarze prowadzili 25:19 i trudno było wierzyć w odwrócenie wyniku.
Do samego końca Wisła nie miała za dużo do powiedzenia. Z parkietu zeszła pokonana (22:28) po serii 11 zwycięstw z rzędu we wszystkich rozgrywkach. Wszystko wskazuje na to, że w Lidze Mistrzów będzie musiała skupić się ponownie na walce o 6. miejsce, premiowane grą w 1/8 finału. Z kolei Magdeburg ma szansę, by od razu awansować do ćwierćfinału.
Liga Mistrzów, 11. kolejka:
SC Magdeburg - Orlen Wisła Płock 28:22 (13:14)
Wisła: Alilović, Jastrzębski - Daszek 1, Zarabec 2, Lucin 8, Piroch 2, Serdio 1, Susnja 1, Fazekas 1, Krajewski, Perez, Terzić, Dawydzik, Mihić 5, Mindegia, Zhitnikov 1.
SC Magdeburg: Portner, Hernandez - Hornke 6, Mertens 6, Claar 5, Magnusson 5, Weber 3, Saugstrup 1, Damgaard 1, Bergendahl 1. O’Sullivan.