Wyjątkowy mecz dla polskiej kapitan. Oto powód

PAP / Marcin Bielecki / Na zdjęciu: Monika Kobylińska (przy piłce)
PAP / Marcin Bielecki / Na zdjęciu: Monika Kobylińska (przy piłce)

- Pochodzę z niedalekich Żar, więc na meczu było dużo rodziny - przyznała Monika Kobylińska po spotkaniu Polska - Kosowo (28:17) w ramach eliminacji mistrzostw Europy kobiet 2024. Kapitan zdradziła również, co było kluczem do zwycięstwa.

Trudno było wyobrazić sobie, żeby reprezentacja Polski kobiet nie wywalczyła awansu na nadchodzące mistrzostwa Europy 2024. W końcu w grupie trafiła zarówno na Danię, jak i Kosowo.

Nasze szczypiornistki ograły drugą z wspomnianych drużyn w poprzednim roku w ramach zmagań o miejsce na mistrzostwach świata. Tym razem wyniki nie były tak samo efektowne, ale triumf 34:27 w Prisztinie i 28:17 w Zielonej Górze (relacja TUTAJ) wystarczył do awansu na nadchodzące Euro.

Ostatnie spotkanie Polek w eliminacjach było szczególnie ważne dla Moniki Kobylińskiej. Kapitan kadry, która od 2017 roku występuje za granicą, miała okazję zaprezentować się naszej publiczności. Ten fakt wykorzystali jej bliscy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Probierz na polu golfowym. Zobacz, co poszło nie tak

- Pochodzę z niedalekich Żar, więc na meczu było dużo rodziny - przyznała po zakończonym spotkaniu rozgrywająca, cytowana przez oficjalną stronę ZPRP.

Sama zawodniczka nie ukrywała radości z uwagi na występ w naszym kraju. Szczególnie biorąc pod uwagę wywalczone osiągnięcie. - Cieszy powrót na swoją ziemię, bo nieczęsto mogę tutaj grać, a teren chyba służy, bo mamy awans na mistrzostwa Europy! - podkreśliła Kobylińska.

28-latka zdradziła również, co było kluczem do kolejnego zwycięstwa nad Kosowem. Mimo że wynik nie był imponujący, to podopieczne Arne Senstada zagrały lepiej niż trzy dni wcześniej.

- Napędziła nas dobra obrona, która funkcjonowała lepiej niż atak. Kontrolowałyśmy mecz. Może mogłyśmy zagrać jeszcze lepiej, ale przede wszystkim cieszymy się z awansu - oceniła kluczowa postać kadry, która zdobyła trzy bramki.

Przeczytaj także:
To koniec. Kolejna legenda mówi pas

Źródło artykułu: WP SportoweFakty