Gospodarze przystąpili do meczu podbudowani zwycięstwem w Poznaniu z miejscowym Grunwaldem. Do składu powrócili Leszek Michałów i Michał Gryz, którzy nie mogli wystąpić w poprzednich spotkaniach z powodu kontuzji. Urazy wciąż leczą Tomasz Maluchnik oraz Grzegorz Perwenis, natomiast choroba uniemożliwiła grę Markowi Wróblowi i Grzegorzowi Szczepańskiemu.
Obie drużyny spokojnie, by nie powiedzieć sennie, rozpoczęły spotkanie. Zawodnicy powoli rozgrywali piłkę i oddawali niecelne rzuty. Jako pierwszy na listę strzelców w tym meczu wpisał się Damian Malandy. Elblążanie szybciej opanowali sytuację i w 10 minucie Filip Korzeniowski wyprowadził ich na prowadzenie 5:2. Do tego momentu w drużynie gości punktował Tomasz Matoszko. Były to jego jedyne bramki w sobotnim pojedynku. Przy stanie 10:6 o minutę przerwy poprosił trener gryfinian Arkadiusz Augustyniak. Rozmowa z zawodnikami poskutkowała tym, że w 21 minucie goście zbliżyli się na jedną bramkę (11:10). Jednak końcówka pierwszej połowy to zdecydowana dominacja podopiecznych Grzegorza Czapli. Na uwagę zasługuje przede wszystkim efektowna wrzutka skutecznie zakończona przez Leszka Michałowa. Wynik do przerwy na 17:12 ustalił skrzydłowy Kamil Dukszto.
Kiedy kibice zgromadzeni w hali przy ulicy Grunwaldzkiej wygodnie rozsiadali się na krzesełkach, czekając na łatwe powiększanie przewagi przez elbląską drużynę, ta sprawiła im niemiłą niespodziankę. Mimo że druga połowa meczu rozpoczęła się podobnie jak pierwsza, w następnych minutach miała ona zupełnie inny przebieg. Trener Czapla dał odpocząć podstawowym zawodnikom. W bramce stanął Henryk Rycharski, a do gry w polu zostali desygnowani Maciej Borsukowicz, Łukasz Januszewski i Tomasz Kwiatkowski. Jeszcze w 41 minucie gospodarze prowadzili 20:16. Do tego czasu z dobrej strony pokazywał się rozgrywający Energetyka Tomasz Stanisławek. Kwadrans przed zakończeniem zawodów na tablicy świetlnej widniał już wynik 20:19. Niemoc strzelecką swojego zespołu, klasycznym już dla siebie rzutem z podłoża, przełamał Mirosław Ośko. Gryfinianie próbowali wykorzystać chaos panujący na parkiecie, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Jednak dwukrotnie zmarnowali szansę na doprowadzenie do remisu. Od stanu 25:24 punktowali już tylko elblążanie. Kapitalne interwencje Wojciecha Bonieckiego pomogły drużynie osiągnąć w rezultacie czterobramkowe prowadzenie.
Przestoje w grze zdarzają się każdemu, jednak można było odnieść wrażenie, że gospodarze sobotniego meczu na własne życzenie doprowadzili do nerwowej końcówki. Raziła w oczy niefrasobliwość w obronie, której nie można usprawiedliwiać kontuzjami czołowych zawodników. Na szczęście obaj bramkarze rozegrali dobre zawody, niejednokrotnie ratując swoich kolegów. Słabszą dyspozycję w grze defensywnej elblążanie nadrabiali w ataku. Na szczególne wyróżnienia zasłużyli Damian Malandy i Mirosław Ośko, którzy zdobyli łącznie 11 bramek i zanotowali stuprocentową skuteczność. Dobrze wkomponował się w zespół Leszek Michałów, powracający po ponadmiesięcznej przerwie. W drużynie z Gryfina na pochwałę zasłużyli Lucjan Galus i Tomasz Stanisławek.
Gracze Wójcik Meble-Techtrans Elbląg dopisali do swojego konta kolejne dwa punkty, umacniając się tym samym na 4. miejscu w tabeli I ligi grupy A. W następnej kolejce podejmą Ostrovię Ostrów Wielkopolski.
KS Wójcik Meble-Techtrans Elbląg - KS Energetyk Gryfino 28:24 (17:12)
Wójcik Meble: Boniecki, Rycharski - Malandy 6, Ośko 5, Michałów 5, Dukszto 4, Długosz 3, Korzeniowski 3, Fonferek 2, Borsukowicz, Gryz, Januszewski, Kwiatkowski, Sadowski
Energetyk: Fornal, Kołasiewicz - Galus 7, Stanisławek 5, Krzyżanowski 4, Adamczewski 2, Matoszko 2, Palto 2, S. Tołyż 1, Rzewiński 1, Romanowski
Sędziowali: Dariusz Mroczkowski i Jakub Mroczkowski (Sierpc)
Widzów: ok. 150
Przebieg meczu:
I połowa: 1:0, 2:0, 2:1, 3:1, 3:2, 4:2, 5:2, 5:3, 6:3, 6:4, 7:4, 7:5, 8:5, 9:5, 9:6, 10:6, 10:7, 10:8, 11:8, 11:9, 11:10, 12:10, 12:11, 13:11, 14:11, 14:12, 15:12, 16:12, 17:12
II połowa: 17:13, 18:13, 18:14, 18:15, 18:16, 19:16, 20:16, 20:17, 20:18, 20:19, 21:19, 22:19, 22:20, 22:21, 23:21, 23:22, 24:22, 24:23, 25:23, 25:24, 26:24, 27:24, 28:24