Siła jest w zespole - rozmowa z Sebastianem Sokołowskim, bramkarzem Travelandu Społem Olsztyn

Jednym z trzech tegorocznych nabytków Travelandu Społem Olsztyn jest bramkarz, Sebastian Sokołowski, który jeszcze w ubiegłym roku bronił barw AZS-u Gdańsk. Dzięki swojej wysokiej i równej postawie w całych rozgrywkach, został szybko ściągnięty do Olsztyna, gdzie o pozycję walczy obecnie z Adamem Wolańskim.

Karina Wiśniewska
Karina Wiśniewska

Karina Wiśniewska: Jak się czujesz w Olsztynie? Długo zajęło ci zaaklimatyzowanie się?

Sebastian Sokołowski: W Olsztynie czuję się bardzo dobrze. Poznałem szybko miasto, więc szybko się zaaklimatyzowałem.

Z kim z drużyny najlepiej się dogadujesz?

- Ze wszystkimi mam normalny kontakt, jeśli można tak powiedzieć. Przychodząc tutaj myślałem, że nie będzie takiej zażyłości między zawodnikami, jaka była w Gdańsku, ale mile się zaskoczyłem. Zarówno między tymi starszymi zawodnikami jak i z młodszymi są dobre relacje i wszyscy się dobrze dogadujemy.

Tęsknisz za Gdańskiem?

- Tęsknię.

Bardziej za ludźmi czy za samym miastem?

- Chyba i to, i to.

Dlaczego zdecydowałeś się przejść do Travelandu - drużyny, która w ubiegłym sezonie okazała się gorsza od AZS AWFiS?

- Wpłynęły na to różne czynniki. Pierwszy to kończył mi się kontrakt w AZS-ie. Szukałem pewnej stabilizacji, bo jak wiemy, stabilizacji finansowej i pewności o przyszłość drużyny w Gdańsku nie było. Po drugie, przed przyjściem do Olsztyna zmieniłem stan cywilny i skończyłem studia. Czynnikiem sportowym decydującym o wyborze tej drużyny, jest to, że pokazała w zeszłym sezonie, na co ją stać. Wiązałem wielkie nadzieje z przyjściem do Olsztyna i z walką o jak najwyższe miejsce.

Jak oceniałeś przed przyjściem Adama Wolańskiego i Wojciecha Bonieckiego - bramkarzy, z którymi miałeś konkurować o miejsce w składzie?

- Przychodziłem tu po to, żeby grać. Znałem swoje możliwości, widziałem szansę gry ze swoimi umiejętnościami. Adam jest bardzo dobrym bramkarzem, już od paru lat pokazuje, że jest cały czas w formie mimo swojego wieku. Boniek to młodszy ode mnie bramkarz. W poprzednim sezonie bardzo mało grał, praktycznie nie dostawał szansy wyjścia na boisko. Nie mogę za dużo o nim powiedzieć, bo tak naprawdę nie widziałem go na meczach.

Zacząłeś trenować piłkę ręczną przez przypadek, czy miałeś jakiś konkretny powód?

- Przez przypadek. Tworzyła się klasa sportowa i trener miał trzynastu zawodników. Potrzebował jakiegoś czternastego. To znaczy na początku, pod koniec czwartej klasy szkoły podstawowej już byli wybierani do piątej, sportowej. Moja pani od wf-u, z racji tego, że w tym okresie byłem bardzo wysoki, poleciła mnie trenerowi, żebym spróbował, przyszedł jeszcze na kilka zajęć w czwartej klasie. Porzucałem piłeczką i rozpocząłem swoją karierę, o dziwo, na lewym rozegraniu. W siódmej klasie podstawówki przekwalifikowałem się na bramkarza - jeden bramkarz wyprowadził się z Gdańska, a ja sam wyraziłem chęć grania na tej pozycji.

Jaki był przebieg twojej kariery?

- Całe moje życie jest związane z jednym klubem - Wybrzeże Gdańsk. Od młodzika aż po juniora. W seniorach sekcję po Wybrzeżu przejął AZS Gdańsk, więc za dużo klubów w tej mojej karierze sportowej nie było.

Czy potrafisz wymienić trenera, któremu zawdzięczasz najwięcej?

- Nie chciałbym wyróżniać jakiegokolwiek trenera, bo każdy mi w czymś tam pomógł, udzielał wskazówek, kiedy rozpoczynałem poważniejszą karierę. Gdybym podał nazwisko tylko jednego szkoleniowca, mógłbym obrazić innych, z którymi współpracowałem.

Którego z ligowych bramkarzy oceniasz najwyżej?

- W pozycji bramkarza jest takie coś, że gdy mamy do czynienia ze szczelną obroną, to i nam się lepiej broni. Wtedy można powiedzieć, że to będzie wyśmienity bramkarz. Niestety, niektórzy nie mogą doświadczyć pomocy w obronie swoich kolegów z drużyny, przez co są narażeni na rzuty z trudnych pozycji. Ciężko mi oceniać, bo można powiedzieć, że na przykład w Wiśle Płock czy w Kielcach są wysokiej klasy bramkarze, ale te zespoły prezentują się bardzo dobrze w defensywie, co zdecydowanie ułatwia im grę.

Jak się czujesz jako zmiennik Wolaka?

- Bardzo źle.

W meczu z Chrobrym Głogów pokazałeś, że jesteś w dobrej formie i być może trener za rzadko na ciebie stawia.

- Trudno zaakceptować, że w trzech poprzednich latach mojej kariery trenerzy stawiali na mnie, mogłem grać od pierwszej do ostatniej minuty, a trener Kisiel daje mi za mało szans. Nawet nie miałem okazji zaprezentować swojej gorszej formy. Adam zdominował tą pozycję. Przynajmniej z dobrym skutkiem. Wygrywamy, fajnie jest, jak wygrywamy, ale pozostaje taki niedosyt, że w Gdańsku mogłem bronić przez cały mecz i być ostoją drużyny, a tutaj nie mogę tego pokazać.

W ostatnich dniach wraz z Mateuszem Kopycińskim i Michałem Bartczakiem otrzymałeś powołania do kadry Leszka Biernackiego. Co dają zawodnikom występy w tej kadrze?

- Na pewno dają pewną nadzieję i impuls do dodatkowej pracy. Te powołania sprawiają, że zawodnik czuje, iż jest w kręgu zainteresowania wyższego szczebla w swojej karierze. Dają również motywację to tego, żeby pokazać się z jeszcze lepszej strony na takich zgrupowaniach i w ligowych meczach. Ta kadra nie jest stworzona po to, żeby tam sobie ludzie pograli, ale żeby w przyszłości coś z tych powołań wynikło.

Kogo typujesz na mistrza Polski? Czy Vive Kielce jest pewniakiem rozgrywek?

- Po tym, co pokazuje Vive, trudno nie powiedzieć, że nie jest pewniakiem, ponieważ tylko z dwiema drużynami wygrali różnicą mniejszą niż 10 bramek. Ze wszystkimi wygrywają 15 bramkami. Trudno nawet szukać na nich haka w postaci jakichś kontuzji, jak u Wisły. Mają oni taką ławkę rezerwowych, że z powodzeniem mogliby wystawić w ekstraklasie dwa wyśmienite zespoły.

Wygrane z Kwidzynem i Chrobrym różnicą 12 bramek mogą wskazywać, że jesteście w coraz lepszej dyspozycji. Jak oceniasz szanse Travelandu na medal?

- Nie chciałbym tutaj dużo rzeczy mówić, wypowiadać się, bo już koledzy opowiadali mi, co przeżyli w tamtym sezonie, kiedy w środku rozgrywek padało hasło „medal”. Historia pokazała, jak to się skończyło dla Travelandu. Najważniejsze, żebyśmy wszyscy byli zdrowi do rundy play-off, bez kontuzji. Siła jest w zespole, nie w umiejętnościach poszczególnych zawodników.

W meczu 9. kolejki ekstraklasy zmierzyliście się z AZS AWFiS Gdańsk. Jakie to uczucie przyjeżdżać do miasta, z którym było się związanym przez tyle lat i występować w przeciwnej drużynie?

- Było to dla mnie smutne, ponieważ Gdańsk znajduje się teraz w takim, a nie innym miejscu w tabeli. Bliski jest spadku. Ciężko mi z tym było, bo fajnie, gdyby tam grali na wysokim poziomie, wtedy można by było pożartować z kolegami, ale jak tak dalej pójdzie, to niedługo klubu może znów nie być. A wiadomo, kiedyś przychodzi koniec kariery u zawodnika, u mnie też kiedyś taki przyjdzie, i chciałbym wrócić do Gdańska i jeszcze grać w piłkę ręczną. A to może niedługo okazać się niemożliwe, ponieważ w ostatnim czasie wytworzyła się bardzo nieciekawa sytuacja dla szczypiorniaka na gdańskim AWF-ie.

Gdybyś miał oceniać kibiców gdańskich i olsztyńskich, którzy wypadliby lepiej?

- Patrząc po trybunach, w Olsztynie jest szersze grono kibiców tworzących jakby klub kibica, którzy oglądają mecz z zainteresowaniem. U nas było tych osób naprawdę niewiele. Wiem, że w Gdańsku jest jedna dziewczyna, która bardzo mocno próbuje pomagać zespołowi - organizuje doping, prowadzi stronę AZS-u. Trudno tutaj porównywać osoby, które tak naprawdę można zliczyć na palcach jednej ręki do tych, które przychodzą na Traveland. Bo w Gdańsku reszta to osoby w przeszłości związane z piłką ręczną - oglądają mecz, ale nie ma żadnego kibicowania z ich strony. Mamy więcej „oglądaczy” niż kibiców. Choć muszę przyznać, że jestem rozczarowany Olsztynem. Jak widziałem w poprzednim sezonie, co się działo na trybunach, myślałem, że więcej osób będzie przychodzić. I na Kielce, Płock będzie pełna hala, ale było dużo wolnych miejsc.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×