Od falstartu rozpoczęła reprezentacja Polski walkę w eliminacjach do ME 2026 piłkarzy ręcznych. Ekipa Biało-Czerwonych ledwie wydarła punkt w starciu z Izraelem. I to jeszcze na swoim terenie - w Olsztynie, remisując 32:32 (---> RELACJA).
Przypominając sobie wynik z pierwszej połowy, gdy nasza drużyna narodowa traciła do przeciwnika już cztery bramki, podział punktów można uznać za stosunkowo szczęśliwy rezultat. Nie taki był jednak plan.
- Mówiąc dyplomatycznie, arogancja jest z reguły karana. Źle weszliśmy w mecz, bez agresji, bez woli walki. W obronie graliśmy niemal każdy swego, a każdy robił, co chciał. Nie było dobrego ustawienia czy asekuracji. Nie wyprowadziliśmy żadnego kontrataku. Pierwsza połowa była dramatyczna. Druga była trudna, ale udało nam się wyzwolić agresję i dzięki temu uratowaliśmy remis - podsumował w gorzkich słowach występ swoich zawodników Marcin Lijewski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Sabalenka wyprzedziła Świątek. Otrzymała po tym prezent
- Myślę, że najbardziej niewygodni byliśmy dla siebie my sami. Nie zrealizowaliśmy założeń przedmeczowych, zwłaszcza w drugiej połowie. Po przerwie nasza gra funkcjonowała lepiej, ale wciąż nie tak dobrze, jak byśmy chcieli. Pierwsza połowa zadecydowała o przebiegu meczu, bo rywale uwierzyli w dobry wynik i wtedy trudno było ich zatrzymać - ocenił Arkadiusz Moryto, skrzydłowy i jeden z liderów reprezentacji.
Ostatecznie reprezentacja Polski wyciągnęła remis, ale końcowy wynik jest wyraźnym sygnałem, że przed drużyną stoi jeszcze wiele wyzwań, jeśli chce ona skutecznie walczyć o awans do europejskiej elity.
Szansa na rehabilitację nadejdzie bardzo szybko, bo już w tę niedzielę. Polacy 10 listopada o godzinie 18:00 zmierzą się w Buzau z Rumunią. Przypomnijmy, że Biało-Czerwoni rywalizują w grupie 8, gdzie gra także Portugalia.