Hiszpania zakończyła swoją przygodę z ME 2024 piłkarek ręcznych już po rundzie wstępnej. Ekipa z Półwyspu Iberyjskiego męczyła się w poniedziałek z naszą twardą defensywą oraz popełniła bardzo dużo błędów technicznych. Nerwy były ogromne. "Las Guerreras" nie trafiły kilka razy do pustej bramki. Do kolejnej fazy mistrzostw przeszły Polki, zwyciężając 26:23 (---> RELACJA).
- Zbyt często popełnialiśmy błędy, podejmując pochopne decyzje w ataku - podkreślił trener Ambros Martin. Zauważył również, że wariant gry w ataku siedem na sześć, z którego Polki korzystały przez niemal cały mecz oraz nieumiejętność wykorzystania licznych wykluczeń przeciwniczek wywołały duży stres u jego podopiecznych.
- Zespół jest rozczarowany, bo chcieliśmy awansować, ale uważam, że musimy przeżywać takie sytuacje, aby poprawa była jeszcze większa... Sytuacje, takie jak gra przez 50 minut w ustawieniu 7 na 6 lub niekorzystanie z wyraźnych przewag, wywołały u nas frustrację i niepokój - mówił uznany w środowisku piłki ręcznej szkoleniowiec.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Co za figura! Piękna dziennikarka poleciała na wakacje
Ambros Martin jest jednak dumny ze swojej drużyny, ponieważ rozwinęła się i dzielnie walczyła w każdym meczu. Trener wierzy, że spotkanie z Polską "pomoże im wygrać coś ważniejszego niż kwalifikacje do kolejnej rundy".
Również Carmen Arroyo, młoda zawodniczka Super Amara Bera Bera, wyraziła swoje uczucia po porażce. - To była trudna porażka, ponieważ miałyśmy nadzieję dostać się do rundy głównej. Wykonałyśmy wyjątkową pracę i nie możemy sobie nic zarzucić - powiedziała po meczu, dodając że drużyna, mimo młodego wieku, pokazała się z dobrej strony.
- Jest to pierwszy turniej dla wielu z nas i mimo tego zaprezentowałyśmy się dobrze w każdym meczu. Musimy być świadome pracy, którą wykonałyśmy i uczyć się na błędach, by budować coś naprawdę pięknego - zakończyła Carmen Arroyo.