Nie czuję się bohaterem - rozmowa z Tomaszem Rosińskim, środkowym rozgrywającym reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych

Spiker w Olimpiahale w Innsbrucku przedstawia go jako...Tomasa Rosickiego. Do słynnego czeskiego piłkarza jeszcze dużo mu brakuje, ale już teraz można powiedzieć, że Tomasz Rosiński może być jednym z odkryć EURO 2010. Rozgrywający Vive Kielce i reprezentacji Polski zupełnie zaskoczył Szwedów, bombardując im bramkę, dzięki czemu wielu okrzyknęło go jednym z bohaterów biało-czerwonych. Po meczu ze Szwecją rozmawialiśmy w Innsbrucku ze środkowym rozgrywającym kadry Bogdana Wenty.

Jak pan reaguje na stwierdzenia - cichy bohater meczu ze Szwecją? Zaskakuje pan chyba sam siebie, kolegów z reprezentacji i wielu kibiców z kraju?

- Nie czuję się absolutnie bohaterem meczu ze Szwedami. Bohaterami są wszyscy zawodnicy naszej drużyny. Fakt - zdobyłem wspólnie z Michałem Jureckim najwięcej bramek. Proszę jednak spojrzeć na statystyki. Każdy z zawodników dorzucił jakieś bramki. Wygrana ze Szwecją to zasługa wszystkich zawodników.

Po meczu z Niemcami trener Bogdan Wenta powiedział, że pan może być jokerem w jego kadrze, bowiem rywale o panu nie mają praktycznie żadnej wiedzy. Ułatwia to panu grę?

- Nie wykluczone, że tak. Praktycznie na arenie międzynarodowej jestem nieznanym zawodnikiem. Mecz ze Szwecją był dla mnie drugim poważnym spotkaniem na tak ważnej imprezie. Rywale mogą faktycznie niewiele wiedzieć o mnie, ale pewnie już w najbliższych spotkaniach zwrócą na mnie większą uwagę. Z każdym meczem będzie mi się grało trudniej.

Wyjściu z grupy już macie pewne. Na dłużej zagościcie w Innsbrucku...

- Rzeczywiście. Zostaniemy tutaj jeszcze przez tydzień. Czekają nas w Innsbrucku cztery kolejne mecze. Mamy tego świadomość, ale skupiamy się na tym, co nas czeka w piątek wieczorem. Podstawa to mecz ze Słoweńcami. Rywal ten ma trzy punkty i pokazał, że jest groźny dla faworytów naszej grupy. Zapewnił sobie już wyjście z grupy, więc mecz ze Słoweńcami będzie się liczył w drugiej fazie. My na razie wygraliśmy dwa razy i chcemy to również zrobić w piątek wieczorem, tak by z kompletem czterech punktów wyjść do fazy zasadniczej mistrzostw.

Śledzicie wyniki w innych grupach?

- Sprawdzamy wyniki, ale nie skupiamy się na jakiejś szczególnej analizie. Najważniejsze są nasze mecze. Jeśli będziemy wygrywać, nie ma się co oglądać na rywali. Na pewno jednak najbardziej spoglądamy w stronę grupy D, z którą będziemy grali w turnieju głównym EURO 2010.

Załóżmy optymistyczny scenariusz, że wychodzicie z czterema punktami. Co to pana zdaniem będzie oznaczać? Otwartą drogę do półfinały czy schody dopiero się zaczną?

- Wyjście z grupy to dopiero początek drogi do najlepszej czwórki mistrzostw. Spotkamy się przecież z Hiszpanią i Francją oraz Czechami lub Węgrami. Szczególnie te dwie pierwsze ekipy będą miały apetyt na miejsce w półfinale. Przed nami jeszcze daleka droga, by osiągnąć coś, co jeszcze nigdy nie udało się Polakom na Mistrzostwach Europy.

Dotychczasowe mecze wygraliście żelazną defensywą . Na to szczególnie uczula was trener Bogdan Wenta?

- Dokładnie. Obrona, obrona i jeszcze raz obrona.

No i fenomenalny Sławomir Szmal...

- Jeśli broni się ze skutecznością sięgającą pięćdziesięciu procent, to naprawdę można odebrać rywalom ochotę do gry. Sławek bronił w dwóch pierwszych meczach znakomicie. Warto jednak zauważyć także świetną współpracę naszego bramkarza z obroną. Na pewno praca zespołu w defensywie ułatwia także skuteczne interwencje bramkarzowi. Nie zmienia to jednak faktu, że Sławek to golkiper najwyższej światowej klasy.

Domyślam się, że po tych dwóch zwycięstwach w waszej ekipie panuje fantastyczna atmosfera?

- Każde zwycięstwo na pewno buduje. Wygrana z Niemcami pozwoliła nam uwierzyć w siebie i zagrać trochę spokojniej ze Szwecją. Musimy jednak przeanalizować ostatnie 10 minut meczu z Niemcami i Szwecją. W okolicach 50 minuty w obu spotkaniach coś się zacięło w naszej grze. Sędziowie cały czas podnosili rękę, sygnalizując naszą grę na czas. Musimy dojść dlaczego tak się dzieje, tak by w kolejnych meczach nie przytrafiały nam się już takie przestoje. Po meczu z Niemcami trener Wenta mówił, że zbyt często patrzyliśmy na zegar i chyba coś w tym było.

Czujecie już mocno w kościach te dwa pierwsze mecze?

- Wydaje mi się, że zmęczenie dopiero przyjdzie. Po dwóch meczach czwartek był dniem wolnym przeznaczonym na lekki trening i regenerację. Sporo czasu poświęciliśmy także na analizę gry Słoweńców. Żeby liczyć się w dalszej walce musimy wytrzymać fizycznie trudy tak ciężkiego turnieju jakim są Mistrzostwa Europy.

Źródło artykułu: