Ostrovia powalczyła z THW, ale tylko w pierwszej połowie. Druga należała już do rywali

PAP / Tomasz Wojtasik  / Na zdjęciu: Igor Chojnacki (P) i Petter Overby (L)
PAP / Tomasz Wojtasik / Na zdjęciu: Igor Chojnacki (P) i Petter Overby (L)

Rebud KPR Ostrovia postawiła się THW Kiel w pierwszej połowie. To jednak okazało się zdecydowanie za mało na legendarny niemiecki zespół. Druga część spotkania należała już wyłącznie do gości.

THW Kiel to drużyna, której nie trzeba przedstawiać żadnemu kibicowi piłki ręcznej, a z pewnością także wielu fanów innych dyscyplin doskonale kojarzy ten klub. Czterokrotny zwycięzca Ligi Mistrzów, najbardziej utytułowany niemiecki klub piłki ręcznej. Ostatnie lata być może bez większych sukcesów, ale to wciąż ogromna marka.

We wtorkowy wieczór THW przyjechało do Ostrowa na spotkanie 5. kolejki Ligi Europejskiej. Niemiecka ekipa była oczywiście ogromnym faworytem. Trudno się dziwić, skoro w składzie ma m.in. Andreasa Wolffa, Gonzalo Pereza de Vargasa, Domagoja Duvnjaka czy Erica  Johanssona. Dla Rebud KPR Ostrovii było to ogromne wydarzenie. Możliwość zagrania przeciwko takiej drużynie to nagroda za brązowy medal z poprzedniego sezonu. Szanse na awans już przed meczem i tak były znikome.

ZOBACZ WIDEO: Była Miss Polski nadal zachwyca. Właśnie odniosła sukces

Choć dla THW Kiel był to mecz jakich wiele, początek mieli niezwykle nerwowy. Niemcy nie mogli przełamać niemocy strzeleckiej - raz brakowało dokładności, raz skuteczności, innym razem dopisywał pech. Efekt był taki, że od pierwszych minut musieli gonić, co ucieszyło ostrowskich kibiców, pamiętających scenariusz starcia z Montpellier. Po pięciu minutach było 3:1 dla Ostrovii.
THW jednak, gdy tylko odpaliło, zrobiło to z pełną mocą. Gołym okiem było widać różnicę w jakości. Ostrovia miała ogromne problemy zawsze wtedy, gdy zespół Filipa Jichy przyspieszał grę. To było zabójcze, jeśli goście nie popełniali błędów, akcje kończyły się bramkami. Stąd remis 6:6 już w 11. minucie.

Ostrovia jednak nie zamierzała odpuszczać i nie pozwoliła rozpędzić się THW. Gdyby niemiecka machina weszła na swoje tory, sprawa mogłaby się szybko zakończyć. Gospodarze walczyli dzielnie i po raz kolejny zbudowali niewielkie prowadzenie, wykorzystując kilka prostych błędów czwartej drużyny niemieckiej Bundesligi. W 16. minucie zrobiło się bardzo optymistycznie - 9:7 dla Ostrovii.

THW Kiel wyglądało wtedy na mocno podrażnione. Czterokrotny triumfator Ligi Mistrzów zaczął grać niesamowicie szybko i skutecznie, ale Ostrovia również nie pozostawała dłużna. Można było odnieść wrażenie, że gospodarze odsłonili przyłbicę i powiedzieli "To jedziemy". I rzeczywiście, weszli w wymianę ciosów, z której nie wychodzili źle. Jak nie Kamil Adamski, to Robert Kamyszek, a jak nie Kamyszek to na kole był Iwan Burzak. Szkoda tylko, że nie udało się utrzymać tego do przerwy. THW Kiel w końcówce pierwszej połowy przechyliło szalę i wyszło na minimalne prowadzenie 16:15.

Celem Kima Rasmussena na drugą część meczu było przede wszystkim jak najdłużej trzymać się faworyta. THW zweryfikowało te plany błyskawicznie. W 35. minucie było już 21:16 dla gości i stało się jasne, że tylko cud mógłby uratować Ostrovię.

Cudu nie było. Zwłaszcza z Alexandrem Wolffem w bramce, który pojawił się po przerwie i na kilka minut po prostu zamurował bramkę. To dało jego kolegom pełen komfort gry w ataku. Momentami wyglądało to jak trening. Niemcy "bujali" ostrowską obronę, tworząc sobie sytuacje dogodne sytuacje. W 45. minucie było już 26:18, a ostatni kwadrans był w zasadzie na dogranie.

Ostrovia mimo ogromnych chęci nie była w stanie postawić się THW w drugiej połowie. Zbyt dużo energii kosztowała ich pierwsza część spotkania, a każde przyspieszenie gości oznaczało bramkę. Ostatecznie brązowy medalista sprzed roku przegrał przed własną publicznością 25:33. Ostrovię czeka jeszcze wyjazd do Berna na zakończenie fazy grupowej.

Liga Europejska:

Rebud KPR Ostrovia Ostrów Wielkopolski - THW Kiel 25:33 (15:16)

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści