Paweł Jantura: Władze klubu mówią niejasno, że drużynę poprowadzi dwuosobowy sztab szkoleniowy. Z Piotrem Będzikowskim będzie pan na równych prawach?
Edward Strząbała: Razem z Piotrem Będzikowskim będę tworzyć sztab szkoleniowy. To jednak ja będę pierwszym trenerem i będę rozliczany za wynik zespołu. Zarząd postawił nam jasne zadanie – poprawienie naszego dorobku punktowego i pozycji w tabeli w rundzie rewanżowej. Myślę, że moje doświadczenie w połączeniu z młodością Piotrka przyniesie dobre efekty.
Sytuacja drużyny w tabeli nie jest dobra. Wierzy pan jeszcze w awans do czołowej ósemki i udział w play-off?
- Żeby zająć w rundzie zasadniczej 8. miejsce, tym samym awansować do play off, musimy zdobyć około 16 punktów. Teraz mamy ich 6. Czeka nas bardzo trudne zadanie, ale wykonalne. Bardzo dużo zależy od najbliższych dwóch spotkań. Mam na myśli wyjazdowe spotkanie z AZS AWF Gorzów i u siebie z Nielbą Wągrowiec. Musimy te dwa mecze wygrać, jeśli chcemy awansować do play off. Ja mocno wierzę, że ten cel osiągniemy.
Spodziewał się pan, że jeszcze w tym sezonie znów zasiądzie na ławce trenerskiej Miedzi?
- Cieszę się, że wróciłem do Legnicy, bo lubię te miasto i ten klub. W październiku działaczom Miedzi zabrakło trochę cierpliwości. Minęły niespełna dwa miesiące i patrzą na kłopoty drużyny inaczej. Wtedy po meczu z Warmią, gdyby mieli obecną wiedzę, to by mnie nie pożegnali. Widocznie potrzebowali trochę czasu na zrozumienie, że wtedy nie było żadnej tragedii. Mieliśmy wygraną z Nielbą i remis z Warmią, przegraliśmy z Gorzowem, Vive i Wisłą. Trzeba było spokojnie przygotowywać się do kolejnych spotkań. Po moim odejściu Miedzi udało się tylko zdobyć trzy punkty. To coś pokazuje. Już wiele razy tłumaczyłem, że ta drużyna ma problem kadrowy. Są w niej zawodnicy z głośnymi nazwiskami, ale są po kontuzjach. Do tego wypadł Adam Świątek. Zespół potrzebuje czasu. W związku z powyższym, okazało się, że nie stać go w tym sezonie na odgrywanie czołowej roli w lidze.
Nie czuje się pan trochę dziwnie? Popracował pan trochę w Piotrkowie, przegrał mecz z Miedzią, i nagle do niej wrócił.
- Prezes Piotrkowianina poprosił mnie o koleżeńską pomoc, bo w jego zespole panowała fatalna atmosfera, a klub boryka się z poważnymi kłopotami finansowo-organizacyjnymi. Pracowałem tam miesiąc i nie wziąłem ani złotówki. Nie miałem żadnego kontraktu. Gdy Miedź zgłosiła się do mnie, od razu przyjechałem, bo do końca listopada jestem formalnie jej pracownikiem. Szkoda całego tego zamieszania, bo nic wielkiego nie stało się, a zrobiła się wielka afera.