Alicja Chrabańska: Turniej w Zabrzu jest jednym z pierwszych etapów przygotowań do dalszej części rozgrywek ligowych. Jak ocenia pan aktualna formę swoich podopiecznych?
Tadeusz Jednoróg: Jesteśmy w okresie przygotowawczym, jeśli można tak nazwać tę przerwę w rozgrywkach spowodowaną mistrzostwami świata. Pewien etap treningów mamy już za sobą, zrealizowaliśmy część tematów. Turniej w Zabrzu posłużył nam jako sprawdzenie pewnych elementów, nad którymi już pracowaliśmy. Przy tej okazji chciałbym również podziękować gospodarzom za zaproszenie na ten zabrzański turniej.
Nad czym szczególnie musicie pracować, co należy poprawić?
- Przede wszystkim skupiamy się na obronie. W ataku dajemy sobie nieźle radę, defensywa za to jest naszym sporym problemem, wręcz bólem głowy. Są spotkania, w których rzucamy ponad 30 bramek, a i tak przegrywamy.
Czy wasz dorobek punktowy w tabeli można uznać za zadowalający?
- W naturze człowieka leży przeświadczenie, że zawsze jest czegoś za mało. Nasz dorobek też mógł być wyższy. Przegraliśmy kilka meczów u siebie niewielką różnicą, bo jedną bądź dwoma bramkami. Czuje się wtedy duży niedosyt. Do tego, abyśmy byli w bezpiecznej strefie w tabeli jeszcze nam brakuje.
Kadra Chrobrego jest chyba zdecydowanie mocniejsza niż przed rokiem...
- Głogowska kadra zmieniła się na tyle, aby móc z niej coś budować. I wszystko co robimy jest właśnie podporządkowane temu budowaniu. A czy jesteśmy mocniejsi? W tej kwestii jest podobnie jak z punktami w tabeli, zawsze można mieć więcej. Można chcieć jeszcze kogoś lepszego, wyższego, szybszego...
Przyzwoity dorobek punktowy, nieźli zawodnicy i stabilny klub, to po ubiegłorocznych wydarzeniach chyba praca marzenie?
- Owszem klub jest bardzo stabilny, tak finansowo jak i organizacyjne. Ale powtórzę to po raz trzeci, zawsze mogłoby być lepiej. Budżet mógł być o milion większy (śmiech). Ale cieszymy się z tego co mamy. Głogów to miasto rozkochane w piłce ręcznej. Na każdym meczu jest sporo ponad 1000 kibiców. Jest to bardzo budujące, a granie na pełnej hali daje dużą satysfakcję.
Skoro nawiązujemy do Śląska Wrocław. Jakie to uczucie kiedy rozpada się klub, z którym z trudem wywalczyło się dobry rezultat, kiedy nic nie można zrobić już?
- Doświadczyłem upadku klubu na własnej skórze. Jest to bardzo bolesne. Bardzo zacięcie walczyliśmy ze Śląskiem, aby utrzymać się w ekstraklasie, udało nam się to po wielu trudach. To bardzo bolało, kiedy potem powiedziano nam, że ze względów finansowo-organizacyjnych sekcja zostaje rozwiązana. Tym bardziej, że był to klub, który sukcesami mógłby obdzielić wiele innych, grających obecnie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ale tamten etap został zamknięty, teraz walczymy z Chrobrym. Co będzie dalej tego nie wiem. Ale w Głogowie, chcemy budować silny klub i po bieżącym sezonie cieszyć się z utrzymania w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Najpierw upadł Śląsk, teraz Zgoda Ruda Śląska. Problemy miał MTS Kwidzyn i SPR Lublin, czyli bardzo zasłużone kluby. Czy zagrażające istnieniu klubów problemy finansowe to plaga polskiej piłki ręcznej?
- Myślę, że to nie plaga. Jest to efekt transformacji ustroju, gospodarki całego kraju. Problemy tego typu dotykają różne dziedziny życia publicznego i dyscypliny sportu. W piłce nożnej na przykład problemy ma Ruch Chorzów. Zasadniczo nie ma klubów, które byłyby niezagrożone zupełnie, może poza Vive Targi Kielce czy Orlen Wisłą Płock. Tam z kolei wyższe są oczekiwania i też czegoś pewnie brakuje na tym poziomie, na którym są. My musimy walczyć z tym co mamy i z tego się cieszyć. Można tylko prosić o zdrowie, żeby kontuzje nie przeszkadzały w realizacji zadań.
Są sukcesy, jest potencjał. Czego brakuje zatem polskiej piłce ręcznej?
- Brakuje oddanych działaczy, którzy popierać będą taką formę spędzania wolnego czasu. Brakuje też czerpania z piłki ręcznej satysfakcji. To byłoby potrzebne, aby piłka ręczna ligowa osiągnęła poziom reprezentacyjny. Bowiem polska kadra należy do światowej czołówki. A to się z czegoś bierze. Być może tego nie widać, ale kadrowicze, nawet ci którzy grają teraz na zachodzie mają swoje korzenie w polskich klubach. Należy oddać pokłon tym trenerom, którzy wychowali takich zawodników jak bracia Lijewscy, Jurasik czy Szmal. Zwróćmy uwagę, że ci klasowi zawodnicy nie byli tacy od zawsze, to jednak w pewnej mierze zasługa ich szkoleniowców.
Skoro jesteśmy w Zabrzu nie sposób nie zapytać o NMC Powen. Niekwestionowany lider pierwszoligowej grupy B pewnie zmierza po awans do PGNiG SuperLigi. Czy zabrzanie mieli by teraz szansę na utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej?
- Miałem w ubiegłym sezonie przyjemność rywalizować na parkiecie z NMC Powen. Zabrzanie dwukrotnie pokonali Śląsk w fazie zasadniczej i dwukrotnie w rundzie play-out. Przy czym ostatnia porażka nie miała dla nas już znaczenia, bo wypracowaliśmy wcześniej spora przewagę. Faktem jest, że pod koniec sezonu nie mieliśmy już kim grać. Jeśli chodzi o zabrzańską drużynę to wiele razy przegrali na styku 1-2 bramkami. Ale miałem okazje oglądać też mecz NMC Powen- Piotrkowianin, w którym zabrzanie prowadzili 7:0 i z ledwością zremisowali. Dlatego tak się stało, że pechowo spadli. W bieżącym sezonie ten zespół jest budowany. Sądzę, że ogrywanie się na poziomie I ligi pozwoli na dobudowanie właśnie bardzo silnej drużyny. I to już powoli widać.
Wróćmy jeszcze na krótką chwilę do Głogowa. Jak żyje się panu w tym mieście?
- Bez cienia kurtuazji, przyznać muszę, że Głogów to przepiękne miasto. Być może miasto podoba mi się tak bardzo, bo kocham zieleń i miejsca związane z historią. Wobec czego, abstrahując od aspektów sportowych, Głogów jest urokliwym miejscem. Władze miejskie bardzo dbają o wizerunek miasta i to widać gołym okiem, nawet w zimie, nawet kiedy jest na dworze szaro, kiedy są roztopy. A wiosna i lato są po prostu przepiękne.