Piotr Werda: Dlaczego zrezygnował pan z pełnionej funkcji?
Jerzy Kasprzak: Jak wiadomo, do końca rozgrywek ligowych pozostały nam ważne mecze. Decydować będą one o tym, czy uda się nam pozostać w Superlidze. Po sobotnim niepowodzeniu w Legnicy przyjdzie nam prawdopodobnie walczyć o utrzymanie w barażach z zespołem z pierwszej ligi. Jestem przekonany, że obronimy się przed spadkiem. Zawodnicy zrobią wszystko, co w ich mocy, aby uchronić się przed degradacją. Niestety, w tak niezwykle trudnym momencie, w jakim znalazła się Nielba, przyszło mi abdykować. W życiu jednak trzeba na coś postawić. Ja zostałem wręcz zmuszony, aby ratować swoje zdrowie, odsuwając inne sprawy na plan dalszy. Brutalna rzeczywistość zmusiła mnie do podjęcia tej decyzji. Robię to z ogromnym bólem serca. Przepracowałem przecież w Nielbie pięć lat. Z drugoligowego klubu staliśmy się ekstraklasowym zespołem. Wraz ze swoimi współpracownikami włożyliśmy duży wkład w to, aby Wągrowiec stał się wielkopolskim ośrodkiem piłki ręcznej znanym w całej Polsce, jak również i w Europie.
Dlaczego złożył pan dymisję w trakcie sezonu ligowego? Nie można było odłożyć tej decyzji do zakończenia rozgrywek?
- Odkąd uległem wypadkowi zrywając sobie ścięgna Achillesa nie ma żadnej poprawy jeśli chodzi o mój stan zdrowia. Cztery miesiące od tego wydarzenia nadal mam w tym miejscu otwarte rany. Są one stabilne, lecz nie rokują żadnej szansy na zrośnięcie. W moim przypadku niezwykle łatwo może przyjść jakaś infekcja, zakażenie. Może dojść do skrajności. Mój lekarz w Wielki Czwartek dał mi do zrozumienia - albo stawię się w niedzielę w szpitalu na operację, albo nastąpi pogorszenie się stanu zdrowia. Miałem cztery dni na przemyślenie. W czasie Wielkanocy nie odbierałem żadnych telefonów. W poniedziałek dałem odpowiedź lekarzowi, iż w najbliższą niedzielę stawię się w szpitalu. Taka decyzja była po prostu koniecznością.
Jakiego rodzaju operacji zostanie pan poddany?
- W Poznaniu czeka mnie przeszczep skóry. Będą to prawdopodobnie dwie operacje. Pogodziłem się już z faktem, że będę musiał egzystować z zerwanymi ścięgnami Achillesa. Nie będę ryzykował ich ponownej rekonstrukcji. Chciałbym tylko, aby zabliźniły mi się tam rany, abym mógł funkcjonować, może nie jako pełnosprawny człowiek, ale jako osoba, która nie boi się o zakażenie.
Kończy się już kadencja obecnego zarządu. Pozostanie pan w nim jako jeden z członków?
- W czwartek na posiedzeniu zarządu definitywnie zrezygnowałem z działalności sportowej. W związku ze stanem zdrowia odsuwam się od wszelkich prac w zarządzie. Od 30 lat jestem cukrzykiem. Właśnie z powodu tej choroby moja rana nie chce się goić. Dodatkowo stres, jaki powodowała moja działalność w klubie, prowadził do bardzo wysokich skoków poziomu cukru. Przy mojej ranie muszę za wszelką cenę utrzymać jego stabilny poziom. Niestety piastując funkcję prezesa nie jestem w stanie tego osiągnąć. Oglądając niedawno rozegrany mecz Nielby z GSPR-em Gorzów, cukier skoczył mi aż o 150 jednostek! Zadeklarowałem jednak, że po dojściu do formy będę nadal pomagał klubowi.
Czyli nie wyklucza pan powrotu do zarządu?
- Dziś nie chciałbym na ten temat się wypowiadać. Na pierwszym planie jest zdrowie i tylko zdrowie. W tej chwili powrót do formy jest najważniejszy. Nie mogę dyskutować o tym, co będzie. Jeszcze pół roku temu byłem sprawnym człowiekiem. Dziś jestem inwalidą. Życie zweryfikuje, co będzie dalej...
Kto pokieruje teraz sekcją piłki ręcznej?
- Do czasu wyborów nowych władz sekcją piłki ręcznej pokieruje Eugeniusz Kotowski. Jest on członkiem zarządu Nielby. Nie jest to więc osoba wzięta z powietrza. Od wielu lat aktywnie działa pomagając naszej sekcji.
Czy zawodnicy podpisali już nowe kontrakty?
- Przeprowadziłem rozmowy z dziewięćdziesięcioma procentami graczy. Dziewięćdziesiąt procent spośród tej grupy zadeklarowało pozostanie w Nielbie. Każdy z zawodników czeka jednak na utrzymanie się zespołu z Superlidze. Warunki kontraktów są prawie dogadane ustnie. Zawodnicy w zdecydowanej większości pragną grać dla MKS-u. Myślę, że osiemdziesiąt procent zespołu w nowym sezonie będzie składało się z graczy, którzy występują aktualnie.
Skąd nagła decyzja o odsunięciu z funkcji pierwszego szkoleniowca Giennadija Kamielina?
- Ustalaliśmy wspólnie z trenerem Kamielinem, że ma utrzymać zespół w ekstraklasie. Nie zakładaliśmy jednak, że walczyć będziemy w strefie spadkowej. Za chwilę będziemy musieli uczestniczyć w barażach. Coś, co sobie założyliśmy, po prostu nie wyszło tak, jak miało. Nie twierdzę jednak, że jest to wina Giennadija Kamielina. Jest on na pewno dobrym fachowcem, znającym swój warsztat. Osiągnął w piłce ręcznej bardzo dużo. Niestety nie da się pominąć faktu, iż atmosfera pomiędzy zawodnikami a trenerem nie była ostatnio najlepsza. Nie oceniam przy tym winy żadnej ze stron. Chemia między graczami a Kamielinem uciekła. Przeżywaliśmy podobną sytuację w drugim roku pracy Edwarda Kozińskiego, kiedy to Nielba była wicemistrzem pierwszej ligi. Po przegranym meczu w Wągrowcu z Wolsztyniakiem Wolsztyn trener Koziński nagle złożył rezygnację. Coś się wypaliło pomiędzy nim a zawodnikami. Dlatego też, aby polepszyć atmosferę w drużynie, Kamielin został odwołany.
Kamielin został odsunięty, kontrakt jest jednak nadal ważny.
- To prawda. Wszystkie zobowiązania klubu wobec Giennadija Kamielina zostaną wypełnione do końca kontraktu, czyli do końca czerwca. Nie było to wyrzucenie, tylko odsunięcie z funkcji pierwszego szkoleniowca. Rozstaliśmy się z Kamielinem w dobrych stosunkach. W sobotę, przed moim wyjazdem do szpitala, zostałem przez niego zaproszony na obiad. Takie spotkanie na pewno nie jest miłą sprawą. Porozmawialiśmy o jego pobycie w Wągrowcu. Na koniec podziękowaliśmy sobie za współpracę. Pomimo "rozwodu" znaleźliśmy wspólny język. Nawet jeśli Giennadij Kamielin odszedł od nas, ważne jest, aby pozytywnie wspominał swój pobyt w Wągrowcu. Myślę, że cel ten został osiągnięty.
Kamielina zastąpił Paweł Galus.
- Trener Paweł Galus ma za zadanie utrzymać zespół w Superlidze. W przypadku, gdy uda mu się ten cel osiągnąć, w nowym sezonie ligowym zostanie pierwszym trenerem Nielby.
Odchodząc, czego by pan życzył Nielbie?
- Pragnąłbym, aby poziom sportowy MKS-u szedł co roku do przodu. Ważne, aby nie było gorzej niż jest obecnie. Klub jest aktualnie w dobrej kondycji, znany jest jego prestiż, umiejętności zawodników oraz wyniki sportowe. Myślę, że moi następcy też będą ambitni i pokażą, że można uczynić kolejny krok naprzód. Jestem jednak zbulwersowany ostatnimi atakami radnych na Nielbę. Wprowadza to niepotrzebny zamęt. Mówię to już jako osoba prywatna, a nie prezes klubu. Budzi to duży niesmak u ludzi, którzy przekazują swoje prywatne pieniądze sponsorując Nielbę. Dają oni możliwość rozwoju sportowego i wychowania wągrowieckiej młodzieży. Chciałbym zwrócić uwagę radnym na jeszcze jeden aspekt. Pieniądze na nasz klub pochodzą ze środków wypracowanych przez mieszkańców miasta i powiatu wągrowieckiego. Jest to budżet stworzony przez społeczność Wągrowca. Radni, w przeciwieństwie do sponsorów, nie dają więc swoich pieniędzy, ale ukierunkowują fundusze na poszczególne działalności.
Odchodzi więc pan z zadrą w sercu?
- Nie ukrywam, że to jest to prawdą. Zostaje we mnie niesmak. Z przykrością stwierdzam, że jest to początek robienia złej atmosfery wobec sportu i młodzieży trenującej w Wągrowcu. Obym się jednak mylił! Ostatnio co niektórzy szukają tematów tanich i populistycznych. Żeby zobaczyć, jak wygląda mecz z udziałem Nielby, na 40-stu zaproszonych radnych z miasta oraz powiatu, do hali OSIR-u przybyło zaledwie pięciu nowych oraz trzech stałych bywalców. Kilku radnych w imieniu większości próbuje ostatnio siać zamęt w sporcie. Oby nie spowodowało to odejścia sponsorów i braku przyjścia nowych. Jest to oczywiście czarny scenariusz. Odchodzę więc z goryczą... Zamiast słowa dziękuję, zaczyna się nagonka na klub. Nowy Zarząd będzie musiał z tym walczyć.