Celem, jak przed startem sezonu postawił drużynie zarząd puławskiego klubu było czwarte miejsce na mecie fazy zasadniczej, które dawałoby Azotom przywilej własnego parkietu w ćwierćfinałowym meczu fazy play-off. Zespołowi Kurowskiego planu zrealizować się nie udało i walkę o medal mistrzostw Polski rozpoczęli na wyjeździe. W Mielcu puławianie spisali się miernie, tydzień później na własnym parkiecie zdołali się jednak odbić i o losach awansu do najlepszej "czwórki" zadecyduje trzeci mecz.
- Na początku Stal zbyt łatwo dochodziła do pozycji strzeleckich i to nas drogo kosztowało bo przewaga urosła do pięciu trafień. Ciężko to się odrabiało, ale jednak potem potrafiliśmy się podnieść i zbliżyliśmy się do rywali na jedną bramkę. Zabrakło koncentracji i skuteczności. Krzysiek Lipka dał dobrą zmianę i zastopował nas w momencie gdy graliśmy w przewadze. Z takim rywalem jak Stal to się mści i już nic nie mogliśmy zrobić - martwił się po pierwszym meczu ćwierćfinałowym cytowany przez oficjalny serwis internetowy puławskiego klubu trener Kurowski.
W rewanżu sytuacja uległa odwróceniu, koncentracji i skuteczności zabrakło mielczanom, a między słupkami znakomitą zmianę dał Kiril Kolev. Stal pod bramką Azotów radziła sobie tylko przez pierwszych kilkanaście minut, później Kurowski postanowił zastosować agresywną strefę, co przyniosło pożądany rezultat. Goście mieli ogromne problemy z atakiem pozycyjnym, w ciągu czterdziestu minut rzucili Azotom ledwie siedem bramek.
Zupełnie inaczej wyglądała także ofensywa gospodarzy, puławianie swoje akcje rozgrywali długo i konsekwentnie. Parokrotnie - zwłaszcza w pierwszej części gry - przytrafiały im się wprawdzie straty, rywale mieli jednak spore problemy z wykorzystywaniem prezentów. Kłopoty z koncentracją miał Dmytro Zinczuk, słabszy dzień przytrafił się Krzysztofowi Łyżwie, z nawiązką niepowodzenia kolegów nadrobili jednak świetnie dysponowani Michał Szyba i Piotr Masłowski.
Skąd zdaniem tego drugiego wzięła się taka odmiana w grze Azotów? - Przede wszystkim tych błędów popełniliśmy mniej, niż w Mielcu - wyjaśnia puławski rozgrywający. - Tym razem wykorzystywaliśmy stuprocentowe sytuacje i to było kluczem do zwycięstwa. W pierwszym spotkaniu zmarnowaliśmy aż trzy rzuty karne i kilka kontr, które w meczu z takim rywalem jak Stal trzeba wykorzystać. Tym razem się udało i we wtorek wracamy do Mielca - mówi Masłowski.
- Każdy podszedł do sobotniego meczu z ogromną koncentracją. Nasze próby nie były odpalone, nieprzygotowane. Każdy, kto szedł do rzutu, robił to z dużą odpowiedzialnością i to się opłaciło - podkreśla z kolei Szyba. On sam do mieleckiej siatki trafiał ośmiokrotnie, tyle samo goli rzucił rywalom Masłowski.
Puławianie pokonali Stal w tym sezonie po raz pierwszy. Wcześniej dwukrotnie przegrywali w Mielcu i podzielili się z rywalem punktami u siebie. W poprzednim sezonie halę przeciwnika Azoty jednak zdobyły i we wtorek kibice mogą spodziewać się zaciętego widowiska. Zespół znad Wisły w najlepszej "czwórce" mistrzostw Polski był tylko raz, jeszcze za kadencji Bogdana Kowalczyka, i teraz marzy, by wynik ów powtórzyć. Sobotni mecz pokazał, że ekipa Kurowskiego w walce o półfinał wcale nie stoi na straconej pozycji.