Płocczanie podróżowali przez Jekaterynburg na weekendowy rewanżowy mecz 3. rundy Pucharu EHF z Sungulem Snieżyńsk. Podróż przebiegała bez większych problemów, aż do wylądowania w Rosji, gdzie na krajowym lotnisku spotkali się z poważnymi problemami. Pomimo posiadania wszystkich ważnych dokumentów, do Rosji wpuszczony nie został golkiper Orlen Wisły Marin Sego. Chorwat zmuszony był udać się w drogę powrotną, przez co nie wystąpił w sobotnim meczu w Śnieżyńsku.
Tak opisuje zdarzenia na lotnisku w Jekaterynburgu: - Kiedy dotarliśmy na lotnisko w Jekaterynburgu, każdy - oprócz mnie - został przepuszczony pokazując paszport. Zapytali, czy mam wizę. Pokazaliśmy wszystkie papiery, które otrzymaliśmy w rosyjskiej ambasadzie w Polsce, ale strażnicy graniczni powiedzieli, że i tak potrzebuję wizy, mimo że nawet nie zerknęli na przedstawione przez nas dokumenty. Od razu odesłali mnie do Helsinek - wyjaśnia Sego.
Pomimo starań sztabu płockiego zespołu, rosyjscy celnicy pozostali nieugięci. - Strażnicy byli bezczelni i niegrzeczni. Nawet nie dostaliśmy szansy wyjaśnienia czegokolwiek. Wszyscy byliśmy zaskoczeni, szczególnie inni koledzy z Bałkanów, którzy nie mieli problemów z przekroczeniem granicy. Patrzyli na to wszystko z niedowierzaniem, ale mogło to wyglądać dosyć zabawnie. Nie wiem, może wyglądałem jak terrorysta. Artur Góral i Marcin Figura starali się pomóc i wszystko wyjaśnić, ale strażnicy graniczni na nic im nie pozwalali. Powiedzieli tylko, żebym wracał do samolotu. Wszyscy stali i nic nie mogli zrobić - wspomina Chorwat.
Sego powrócił do Polski samolotem przez Helsinki. Długa podróż kosztowała go wiele sił i energii. - Czułem się bezradnie, ale to już za mną. Po tej podróży potrzebowałem dwa dni snu, ale już jest wszystko w porządku - stwierdza 27-letni bramkarz.
Pomimo nieobecności chorwackiego golkipera Nafciarze wygrali rewanżowe spotkanie 29:24 (16:12) i zameldowali się w fazie grupowej rozgrywek Pucharu EHF.
Czytaj również: