- Jestem bardzo rozczarowany tym turniejem i wynikami osiągniętymi przez reprezentację Polski - nie kryje doświadczony szkoleniowiec w rozmowie ze SportoweFakty.pl. - Przed mistrzostwami celem minimum był awans do 1/8 finału, bo wyjście z takiej grupy, do której trafiliśmy, nie byłoby żadnym wyczynem - podkreśla Cieślikowski.
Zdaniem byłego selekcjonera młodzieżowej reprezentacji Polski kondycja rodzimej piłki ręcznej nie jest najlepsza. - Dziennikarze często pytają mnie, czy Europa nam odjeżdża. Moim zdaniem to nie Europa nam odjeżdża, tylko my zrobiliśmy krok w tył - nie kryje nasz rozmówca. - Podczas mistrzostw świata zabrakło naszej drużynie nowej myśli, jakiegoś elementu, w związku z którym można byłoby powiedzieć, że widać na zespole rękę trenera Bieglera - dodaje.
Sporo gorzkich słów Cieślikowski poświęca grze Polaków w defensywie. - Przed turniejem mówiło się dużo o filozofii obrony Bieglera, a ja takiej podczas turnieju nie widziałem w ogóle. Wręcz przeciwnie, było dużo przestojów, defensywa była mało urozmaicona, praktycznie ciągle graliśmy strefą sześć zero, która nie zawsze przynosi efekty, a na pewno nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Zabrakło zmienności i podwyższonych stref, które pojawiały się tylko fragmentami i o niczym nie świadczyły. Nie było zaskoczenia, reakcji na boiskową sytuację - wymienia trener KPR-u Legionowo.
Doświadczony szkoleniowiec negatywnie ocenia także polski atak. - Oparliśmy się w zasadzie na prostej krzyżówce, która nowością mogła być dwadzieścia lat temu, a nie teraz. Wszystkie ataki, a szczególnie w meczu z Węgrami, kończyliśmy do środka, na co rywale tylko czekali. Skrzydła nie odegrały u nas żadnej roli, a przecież każdy zespół w tych mistrzostwach miał potężne wsparcie na tych pozycjach. Piłka ręczna nie jest sporem indywidualnym, polega na współdziałaniu, a tego u nas zabrakło - nie kryje Cieślikowski.
Co jeszcze raziło w grze biało-czerwonych? - Z szybkiego ataku z Węgrami zdobyliśmy jedną bramkę, a w tej chwili jest to przecież potężna broń w piłce ręcznej. Wiele drużyn przeprowadza go w drugie albo i trzecie tempo, wykorzystując nabiegi zawodników na pełnej szybkości. My, mając Michała Jureckiego, który dobrze czuje się w kontakcie z obrońcami i w ruchu jest niezwykle groźny, nie wykorzystujemy takich sytuacji, zwalniając grę w celu budowania ataku pozycyjnego, w którym nie czujemy się najlepiej - podkreśla doświadczony szkoleniowiec.
Kilka pozytywów w polskim zespole też można było jednak odnaleźć. - Przede wszystkim był nim Bartek Jurecki, który pokazał ogromne umiejętności i wielkie serce, czego nie można było powiedzieć o wszystkich zawodnikach. W oczy rzucał się wielokrotnie brak powrotu do obrony, nie chcę jednak w tym kontekście wymieniać konkretnych nazwisk. Na plus turniej zapisać mogą sobie także bramkarze, im trzeba jednak pomóc dobrą grą w obronie, a my tego nie potrafiliśmy do końca robić - nie kryje Cieślikowski.
Na hiszpański czempionat trener Biegler zabrał kilku nowych graczy,nie dowiedzieliśmy się jednak o nich zbyt wiele. - Byli Szpera, Krajewski, Bartczak, Chodara... Niestety, tu trzeba zadać sobie pytanie, po co oni do tej Hiszpanii pojechali: żeby obserwować mistrzostwa czy żeby na nich grać i w momentach, w którym pierwszoplanowym zawodnikom nie idzie, dać zmianę i szukać swoich doświadczeń. Moim zdaniem nie dostali takiej szansy - nie ma wątpliwości trener KPR-u.
- Często pojawiają się pytania o porównanie Michaela Bieglera i Bogdana Wenty. Tu nie ma żadnego porównania. Gołym okiem podczas tego turnieju było widać, że ten zespół dla Bieglera nie gra. Zawodnicy grali dla siebie, często w sposób bardzo indywidualny. Może dlatego, że nie dostawali jasnych i klarownych podpowiedzi - zastanawia się Cieślikowski. - Czas nie pracuje na naszą korzyść. Ta drużyna wymaga wymaga nowoczesnego spojrzenia trenerskiego, dzięki któremu zawodnicy zobaczyliby jakiś postęp. Bez tego nie będzie kroku naprzód - kończy nasz rozmówca.