O komentarz do tej niecodziennej sytuacji poprosiliśmy trenera piotrkowskiej drużyny. - Z przykrością stwierdzam, że całą winę próbuje się teraz zrzucić na nas - mówi Tadeusz Jednoróg. - Tymczasem to nie my jesteśmy winni całej zaistniałej sytuacji. My nie pojechaliśmy przecież do Płocka po to, aby nie rozegrać meczu z Orlenem Wisłą. Przejechaliśmy ponad 150 kilometrów, wyszliśmy na rozgrzewkę i byliśmy gotowi grać. Zrobiliśmy więc wszystko, co do nas należało. Zdajemy sobie sprawę, że nie możemy porównywać się z rywalem zarówno od strony finansowej, organizacyjnej jak i sportowej. Odnoszę wrażenie, że wszystko próbuje się zepchnąć na tego mniejszego - czyli nasz klub. A przecież, podkreślam raz jeszcze, my pojechaliśmy do Płocka po to, aby rozegrać mecz ligowy. Proszę zobaczyć co napisał w swoim protokole delegat. Wyraźnie tam jest napisane, że gospodarze nie spełnili wszystkich warunków, aby do tego spotkania doszło. Obowiązują nas pewne regulaminy, przepisy gry w piłkę ręczną i one nie zostały dotrzymane. Czy jest to fair play? My byliśmy gotowi do meczu. Gospodarze nie do końca - dodał.
Tadeusz Jednoróg przypomniał również sytuację, do jakiej doszło kilka lat temu podczas ligowego spotkania pomiędzy Śląskiem Wrocław a Piotrkowianinem. - Zabezpieczenie medyczne to bardzo ważna sprawa. Proszę mi powiedzieć co byłoby, gdyby na przykład na rozgrzewce któryś z zawodników doznał ciężkiej kontuzji, albo - co gorsze - miał atak serca? Oczywiście, są to sytuacje czysto teoretyczne i mało prawdopodobne, ale mogą się przecież zdarzyć. Piłka ręczna to gra urazowa, kontaktowa. Przypomnijmy mecz sprzed kilku lat, kiedy prowadziłem Śląsk Wrocław. Wtedy zawodnik Piotrkowianina Igor Pietrikiejew, upadając, uderzył tyłem głowy o podłogę. Przez kilka minut nie miał czucia w nogach. Brak służb medycznych to nie jest taka błaha sprawa, jak mogłoby się wydawać - kończy szkoleniowiec.