Nie jesteśmy przygotowani do drugiej rundy - rozmowa z Andrzejem Miszczyńskim, prezesem SPR Wisły Płock

Maciej Wojs
Maciej Wojs
W związku z tym jasno przyznaje pan, że zespół nie jest przygotowany do drugiej rundy rozgrywek.

- Oczywiście, że nie jest przygotowany, bo tych przygotowań nie było! W miesiącu styczniu mieliśmy pięciu zawodników, praktycznie nie rozegraliśmy żadnego meczu w okresie przygotowawczym, bo dwa mecze z Legionowem gdzie 60 procent składu stanowił drugi zespół ciężko nazwać przygotowaniem. Później był ten nieszczęsny tydzień, kiedy nie graliśmy z Piotrkowem, w którym praktycznie ani nie trenowaliśmy, ani nie graliśmy. To spowodowało, że tak jakby zabrakło nam tego tygodnia.

Ale kondycję zawodników buduje się też przed rozgrywkami. W interesie trenera i sztabu szkoleniowego jest odpowiednie ułożenie treningów, tak by zawodnicy mieli siłę na drugą część sezonu.

- No tak, ale jeśli przyjeżdżają nasi kadrowicze, którzy byli kluczowymi graczami swoich reprezentacji, to siłą rzeczy po mistrzostwach świata nie można ich wrzucić w jakiś trening wytrzymałościowy i kondycyjny, bo oni potrzebują odpoczynku. Ja nie mówię, że nam brakuje kondycji, nam tu brakuje raczej orzucania bramki. W normalnych przygotowaniach każdy zawodnik powinien do tego czasu oddać, nie wiem, siedemset-osiemset rzutów. Wtedy może powiedzieć, że tę bramkę ma orzucaną. Natomiast my nawet nie jesteśmy w stanie robić tych treningów rzutowych, bo czasu starcza tylko na treningi taktyczne. W tej chwili wszystko co powiem zabrzmi jak próba usprawiedliwiania się, jednak nie mam zamiaru tego robić. Wiem w jak trudnej sytuacji jesteśmy i jak trudno będzie nam z jej wyjść.

Te najbliższe tygodnie będą decydujące dla trenera Walthera? Może liczyć na pełne wsparcie szefostwa?

- Nie ma problemu trenera Walthera. Jesteśmy klubem, który respektuje podpisane kontrakty, natomiast kwestia jest tego typu, że przed zespołem były określone cele, które w tym sezonie muszą być osiągnięte. Jeśli zespół nie będzie mieć w tym sezonie osiągnięć, to nie będzie to problem trenera Walthera, tylko problem mój. Ja budowałem tę drużynę, to ja w tym sezonie postawiłem drużynie określone cele i jeśli nie zostaną one osiągnięte, to najpierw rozliczany będą ja. A jeśli ja zostanę rozliczony, to później nastąpić może reakcja łańcuchowa, także tego nie można wykluczyć.
Skoro wspomniał pan o budowaniu zespołu - świetny mecz zagrał jeden z nabytków Valentin Ghionea, zabrakło natomiast Ivana Nikcevicia i Petara Nenadicia. Myśli pan, że ich obecność zmieniłaby grę Wisły?

- Zdecydowanie. Praktycznie całą pierwszą rundę ten zespół ustawiony był pod rzut z drugiej linii Petara, a w meczu było widać tego brak. Chyba nie zdobyliśmy żadnej bramki z dziewięciu metrów. Przy takiej obronie rywala ciągłym graniu tylko do koła i na szósty metr wiadomym było, że w pewnym momencie przestanie to funkcjonować.

Mówi pan o rzucie z drugiej linii, a ja zapytam się o Ferenca Ilyesa. Węgier ma świetne predyspozycje do gry w ofensywie, a rzadko jest wysyłany pod bramkę rywala. Niektórzy gracze nie są chyba wykorzystywani w stu procentach.

- Można powiedzieć, że w 2013 roku gramy na trzydzieści-czterdzieści procent swoich możliwości. O tym jakie jest maksimum tych zawodników można było się przekonać w pierwszej rundzie, gdzie swoją drogą też nie grali na najwyższym pułapie swoich możliwości.

Jak w tej sytuacji wygląda sprawa transferów na przyszły rok? Ma pan już kogoś na oku?

- Nie jest jeszcze czas i miejsce, by mówić o tym w sytuacji gdy zespół jest w dołku. Nie odpowiem więc na to pytanie i niech tak zostanie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×